Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jolanta Wagner. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jolanta Wagner. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 października 2018

Manru - 6.10.2018 Opera Nova

Photo: Marek Chełminiak
Jeszcze rano w sobotę wybierałam się na transmisję "Aidy" z MET, ale im bardziej zbliżał się czas wyjazdu do Bydgoszczy, tym bardziej zaczęło mnie ogarniać coś na kształt paniki. Myśl, że przez cztery godziny będę miała słuchać jednej z najbardziej chyba pompatycznych oper przytłoczyła mnie i stwierdziłam, że tego wieczoru wolę być na "Manru".

niedziela, 24 kwietnia 2016

Don Carlos - 23.4.2016 Opera Nova


Z drżeniem serca jechałam na  premierę "Don Carlosa"  - Verdi pracował nad swoim utworem długie lata, jest chyba aż siedem autoryzowanych wersji. Fabuła skomplikowana, mroczna, wielu reżyserów na niej poległo, więc nie wiedziałam co nas czekać będzie tym razem. Włodzimierzowi Nurkowskiemu się powiodło - gratulacje! Jego inscenizacja ma wartki przebieg i możemy zaangażować się emocjonalnie w perypetie bohaterów. Wprowadził na początku sceny retrospektywne, pokazujące jak rodziło się uczucie bardzo młodych  Elżbiety i Carlosa, jak byli wtedy bardzo szczęśliwi. Pod koniec opery te obrazy powracają znowu jako wspomnienie, kiedy zakochani rozstają się ostatecznie. Zastanawiałam się skąd inscenizatorzy zaczerpnęli plastyczne inspiracje do tych scen a także zabaw ogrodowych na dworze hiszpańskim - dużo odcieni zieloności, urocze stroje dworskie dam. W tym miejscu pochwalić trzeba scenografię Anny Sekuły. Niebo z fragmentami drzew i przesuwające się chmury nad głowami (projekcje Pawła Weremiuka) cudne!

Ze względów dramaturgicznych podobała mi się stała obecność tytułowego bohatera na scenie. Moglibyśmy w zawiłych wątkach politycznych zapomnieć o nim i sztuka miałaby położone inaczej akcenty i inną interpretację. Dlaczego Verdi nazwał swoje dzieło "Don Carlos"? Przecież równie dobrze mogłoby się nazywać "Filip" lub "Elżbieta". Nurkowski postarał się popatrzeć na wydarzenia z perspektywy Carlosa, który jest człowiekiem zepchniętym na margines, jakby "przemielonym przez koło historii", prawie nikomu niepotrzebnym.  Ma świadomość wydarzeń, ich przyczyn, ale brak mu możliwości działania, wszystkie ich próby kończą się fiaskiem. Przypomina  Wertera - podobnie jak on nie jest w stanie funkcjonować dalej w społeczeństwie po utracie ukochanej, nie ma nawet do tego sił fizycznych - dzisiaj pewnie diagnozą lekarską byłaby silna depresja. Żyje, ale jakby już umarł. Kompozytor i reżyser ujęli się za nim, wrażliwcem, przegranym życiowo "luzerem".
Nurkowski położył przede wszystkim nacisk  na aspekt psychologiczny utworu. Postaci są miotane namiętnosciami, ich relacje iskrzą, co zobaczyliśmy dzięki wykonawcom - znowu mieliśmy   świetną obsadę.  Tytułowa rola jest trudna do zagrania i niektórzy tenorzy świadomie chyba jej unikają, może dlatego, że nie ma żadnej solowej arii. Tadeuszowi Szlenkierowi udało się sprawić, że przejęłam się losami następcy tronu Hiszpanii. Czysty, liryczny tenorowy głos podkreślał niewinność Carlosa, jego dobre intencje, które przecież nie muszą być oczywiste. Można w tej roli popaść w płaczliwy sentymentalizm, albo próbować uczynić bohatera szalonym.  Don Carlos w tej interpretacji to młody mężczyzna, któremu sypią się na głowę nieszczęścia, jest zdruzgotany, ale nie budzi litości.  Rola wokalnie tworzona w duetach - stylowo i z wysoką temperaturą emocjonalną wczoraj wykonana.  Ta postać nie schodzi ze sceny - wyobrażacie sobie pokazywać różne odcienie smutku i cierpienia trzy godziny?!! Zadanie aktorskie dla śpiewaka - myślę  horror!

Foto Mak
W roli Elżbiety de Valois  dobrze było słychać walory głosu Jolanty Wagner, pięknego szczególnie w dolnym i średnim rejestrze.   Dała tej postaci mądrość, siłę i dumę.  Darinę Gapicz słyszałam do tej pory w operetkach* - przyznam, że nie byłam zachwycona, bo głos brzmiał ostro, w górach  było sporo wibrato. A tu proszę - świetna i aktorsko i wokalnie księżniczka Eboli - Darina Gapicz ma potencjał.   Stanisław Kuflyuk jako markiz Posa skradł chyba serca większości publiczności. Ukraiński baryton wie jak się poruszać na scenie i potrafi umierać (to skarb!). Bardzo dobry technicznie - głosy Posy i Carlosa bardzo dobrze ze sobą współbrzmiały.
Wojtek  Śmiłek stworzył ciekawą, wielowymiarową postać Filipa. Król, co prawda ma włosy przyprószone siwizną, ale to mężczyzna przystojny, w pełni sił, który kocha władzę, jednak pragnie także miłości Elżbiety. Można mu współczuć. Podobnie Inkwizytor - Bartłomiej Tomaka- jest groźny, ale to nie wcielone zło. Obaj panowie obdarzeni basami dużej urody. Zabłysnął też w roli Mnicha bas trzeci - Janusz Żak. 

Choć dominowały wątki psychologiczne, jednak metafizyczne, czyli ścieranie się dobra ze złem też było interesującą ukazane przede wszystkim za pomocą zabiegów inscenizatorskich. Projekcje multimedialne przedstawiały niepokojące obrazy Hieronima Boscha, których fragmenty materializowały się na scenie. Bohaterów męczyły pokusy - stwory wypełzłe z mroku. Wiele scen zapada w pamięć - np. pojawienie się Filipa w złotym stroju na tle przypominającym promienie z monstrancji, finał sceny auto da fé, kiedy wszytko, łącznie z kurtyną staje w płomieniach.

Jak to dobrze, że reżyser nie włączył się w dyskusję o aktualnej sytuacji politycznej w kraju i całe szczęście, że nie wiem co myśli np. o konflikcie wokół TK!
Z całym szacunkiem dla problemów środowiska LGBT nie w każdym przedstawieniu trzeba do nich nawiązywać, więc brak tych wątków absolutnie mi nie doskwierał!


Warto być na tym spektaklu, jeśli tylko nadarzy się do tego jakaś okazja, choćby ze względu na wspaniałą muzykę Verdiego, która zabrzmiała pięknie w wykonaniu orkiestry pod dyrekcją Piotra Wajraka. 
Mnie nadarzyła się taka sposobność jeszcze raz dziś, z czego z radością skorzystałam - to jednak być może osobna opowieść, bo druga premiera różniła się obsadą ...
PS. A tak śpiewają szwrccharaktery D.Szwarcman:) Nie ma nagrania z soboty, ale znalazłam "Rycerskość wieśniaczą" z tego roku:



24.4.2016


Parę słów o przedstawieniu niedzielnym, oglądanym w gronie osób, które pierwszy raz widziały "Don Carlosa" na scenie i w ogóle nie znały wcześniej tego utworu. Ich opinie, wypowiadane w przerwie i po zakończeniu są, jak sądzę, szczególnie ciekawe:
- piękna muzyka,
- nie można zanucić żadnego fragmentu, a chciałoby się móc to zrobić,
- jednak dobrze, że jadąc do Bydgoszczy trochę sobie poopowiadaliśmy fabułę, bo historia nie jest prosta,
- numer jeden wśród solistów: księżniczka Eboli (Ewelina Rakoca), numer dwa: Elżbieta (Karina Skrzeszewska), numer trzy: markiz Posa (Sławomir Kowalewski),
- Don Carlos (Łukasz Załęski) oględnie rzecz ujmując, hmmm..., blado wypada wśród wykonawców, 
- seledynowe kolory w scenie ogrodowej fantastyczne, tak jak suknie i kapelusze pań  (żeby takie móc nosić! ;-),
- projekcje obrazów Hieronima Boscha super, podobnie jak stwory, które z tych obrazów się rodzą,
- zakończenie pierwszej części spektaklu robi ogromne wrażenie,
- chóry: WOW!
- dama dworu/głos z nieba   Aleksandra Olczyk - anielska.

O całości: +++++
5 głosów za, nie ma przeciw, nikt się nie wstrzymał.
(Było nas słychać przy ukłonach :)
Drogie koleżanki, jeśli czegoś nie zapamiętałam, dopowiedzcie.
 
 Foto Mak
 Foto Mak
 Foto Mak
 Foto Mak
 Foto Mak
* W pierwszej wersji napisałam, że Darinę Gapicz słyszałam jako Adinę - no nie, niemożliwe, przepraszam, jakieś zaćmienie pamięci. To było w operetkach, a także jako Zofię i Jezibabę.


Obsada sobotnia:
Filip II   Wojtek Śmiłek
Don Carlos   Tadeusz Szlenkier
Rodrigo,markiz  Posa   Stanisław Kuflyuk
Wielki Inkwizytor    Bartłomiej Tomaka
Mnich    Janusz Żak
Elżbieta de Valois   Jolanta Wagner
Księżna Eboli   Darina Gapicz
Dama dworu/głos z nieba   Marta Ustyniak
Hrabia Lerma/Herold   Szymon Rona
Paź   Paweł Nowicki
dyryguje Piotr Wajrak


Reżyseria                                 – Włodzimierz Nurkowski
Kierownictwo muzyczne             – Piotr Wajrak
Scenografia                               – Anna Sekuła
Choreografia                             –  Iwona Runowska
Reżyseria świateł                      -   Maciej Igielski
Projekcje multimedialne             -   Paweł Weremiuk
Przygotowanie chóru                 -  Henryk Wierzchoń
Asystent reżysera                      -   Ryszard Smęda
Asystent choreografa                 - Anna Bebenow
Asystent dyrygenta                    - Maciej Wierzchoń
 

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rycerskość wieśniacza/Pajace - 13.2.2016 - Opera Nova

Photo: Opera Nova
Sobotnie przedstawienie składało się z dwóch interesujących reżysersko realizacji a ponadto mieliśmy szczęśliwą kumulację pięknych głosów na scenie. To lubię!

Kiedy rozpoczyna się "Rycerskość wieśniacza" prawie namacalnie czujemy upał letniego dnia na Sycylii. Kamienne ściany domów oświetla mocne słońce, na ziemi leży coś co przypomina wulkaniczny pył.  Kobiety w czarnych, koronkowych sukienkach ochładzają się wodą z glinianych dzbanów.  W świąteczny wielkanocny poranek odbywa się procesja z figurą Matki Bożej i chorągwiami. Co dosyć szokuje i raczej można byłoby to powiązać z Wielkim Postem, w procesji niesiony jest ogromny krzyż z żywym Jezusem - młodym, bardzo urodziwym mężczyzną i biorą w niej udział jakieś wijące się figury przypominające biczowników (tych chwytów inscenizacyjnych nie rozumiem). "Rycerskość wieśniacza" to opera werystyczna, lecz reżyser każe bohaterom tej historii wykonywać nieco przerysowane, teatralne gesty, co kojarzy mi się ze stylistyką pierwszych, niemych filmów. Każda z postaci ma swój charakterystyczny gest - atrybut.  Powtarza go kilka razy, co daje jej dodatkową rozpoznawalność jak aktorom komedii dell arte. Tak będzie również potem w "Pajacach". Santuzzę gra Jolanta Wagner, którą bardzo cenię, bo potrafi tworzyć role pełnokrwistych, namiętnych, cierpiących kobiet. Wierzę w to co robi na scenie.  Santuzza nie czuje  się godna brać udziału w święcie, bo jest kochanką Turiddu. Jego uczucie już chyba wygasło, bo znowu spotyka się z Lolą, która miała na niego czekać, kiedy szedł do wojska. Nie czekała, wyszła za mąż za woźnicę Alfia, jednak teraz potajemnie umawia się z Turiddu. Zrozpaczona Santuzza szuka pomocy u matki ukochanego, błaga też jego, aby wrócił. To na nic, bo widzimy, że dziewczyna najwyraźniej już mu się znudziła. Tadeusz Szlenkier ma w barwie głosu ciepłe południe Włoch, tak jakby rzeczywiście był chłopakiem stamtąd, z okolic Palermo. Jego Turiddu zaplątany w mroczne związki z kobietami czuje, że źle postępuje i może podświadomie szuka radykalnego rozwiązania swoich problemów, dlatego prowokuje Alfia do walki do ostatniej krwi. Scena rozmowy syna z matką - najważniejszą jak się okazuje kobietą jego życia - bardzo poruszała.  Turiddu przeczuwa, że zginie w pojedynku i pokazuje, że w gruncie rzeczy nie jest złym człowiekiem, kocha matkę, troszczy się o Santuzzę. One dwie w finale "Rycerskości wieśniaczej" los zjednoczy w bólu po stracie kochanej osoby i znajdą nawzajem w sobie oparcie. Warto zobaczyć Małgorzatę Ratajczak w roli Mammy Lucii - ma głos o pięknym, szlachetnym brzmieniu i potrafi wykreować oszczędnymi środkami zapadającą w pamięć postać.

Santuzza
Photo: Opera Nova

 Turiddu
Photo: Opera Nova

 
 Mamma Lucia
Photo: Opera Nova

W "Pajacach", które inscenizacyjnie trochę mniej nam się podobały, mieliśmy galę świetnych wykonawców - nie było słabych punktów. Po każdej kolejnej arii następowało albo głośne albo wewnętrzne "WOW!" (nie zawsze w trakcie przedstawienia jest "przestrzeń" na oklaski).  Rozpoczął  ją introdukcją Si può?... Si può?... Signore! Signori! ... Un nido di memorie Łukasz Goliński (co za legato!). Myślę, że bardzo dobrze czuje się w tej roli, Tonio jest jakby stworzony dla niego!
Łukasz Goliński
Photo: Opera Nova
Słynna aria Vesti la giubba Tomasza Kuka ścisnęła mi serce smutkiem - to dobry znak ...
Świetnie zaśpiewali swoje partie Stanisław Kufluk (Silvio), Maciej Musiał (Arlecchino) - pierwszy raz miałam przyjemność posłuchać ich na scenie. Podobnie Agnieszka Piass  pokazała bardzo wyrazistą aktorsko i wokalnie Neddę. Naszej małej toruńskiej "paczce" spodobał się szczególnie "walentynkowy" duet Neddy i Silvia.
Ogromne brawa (już nie wiem jakich oryginalnych słów użyć, żeby się nie powtarzać w zachwytach) jak zwykle należą się chórowi Opery Nova i orkiestrze pod batutą Wojciecha Rajskiego - szczególnie w "Rycerskości wieśniaczej" pieśni śpiewane przez chór przemieszczający się w procesji wywoływały wielkie wrażenie.

"Pajace", mówiąc potocznie, były nieco "przekombinowane". Stwierdziliśmy, że reżyser zbyt dużo atrakcji chciał umieścić w poszczególnych scenach. Z naszych miejsc widać było jak niewygodnie śpiewa się Neddzie kroczącej po obracających się toaletkach - z trudem utrzymywała równowagę. Uwagę widzów, którzy powinni koncentrować się na dramacie dziejącym się w finale pomiędzy Canio, Neddą i Silvio, mocno rozpraszały wstawki komiczne. Rewelacyjny żywy kurczak (patrz poniżej)  po prostu "skradł show". Należy mu się osobna sztuka, ale w "Pajacach" jego występy należałoby nieco zredukować!
 

 Photo: Opera Nova
RYCERSKOŚĆ WIEŚNIACZA:
Santuzza   Jolanta Wagner
Turiddu   Tadeusz Szlenkier
Alfio    Bartłomiej Misiuda
Mamma Lucia   Małgorzata Ratajczak
Lola    Darina Gapicz
PAJACE:
Canio(Pagliaccio)   Tomasz Kuk
Nedda (Colombina) Agnieszka Piass
Tonio(Taddeo)   Łukasz Goliński
Silvio   Stanisław Kufluk
Beppe(Arlecchino)   Maciej Musiał
dyryguje Wojciech Rajski

Reżyseria:   Andrzej Bubień.
Scenografia i kostiumy:   Anita Bojarska.
Choreografia :  Jarosław Staniek.
Reżyseria świateł :  Artur Szyman.
Przygotowanie chóru:   Henryk Wierzchoń.
Współpraca muzyczna :  Piotr Wajrak.

niedziela, 21 września 2014

Halka - 20.09.2014 Opera Nova

 
 Photo: Opera Nova
Kierownictwo muzyczne: Piotr Wajrak, reżyseria: Natalia Babińska, scenografia: Diana Marszałek, Julia Skrzynecka, kostiumy: Paulina Czernek-Banecka, choreografia: Iwona Pasińska, przygotowanie chóru: Henryk Wierzchoń, projekcje multimedialne: Ewa Krasucka, reżyseria świateł: Maciej Igielski.
Obsada:
Stolnik: Leszek Skrla
Halka: Jolanta Wagner
Zofia: Darina Gapicz
Jontek: Tadeusz Szlenkier
Janusz: Łukasz Goliński
Dziemba: Jacek Greszta
Góral/Dudziarz: Szymon Rona
Goście: Paweł Krasulak,Maciej Musiał,Szymon Naborczyk,Szymon Rona

Nie mogłam sobie podarować obejrzenia "Halki" po ponad roku od jej premiery,  choć głowa i gardło nieprzyjemnie dawały znać o sobie. Pisałam o tym przedstawieniu wcześniej (http://operaonsofa.blogspot.com/2014/09/halka-stanisawa-moniuszki-w-rezyserii.html) i kiedy dzisiaj przeczytałam tekst, uświadomiłam sobie, że mogłabym go powtórzyć właściwie bez zmian.

Photo: Opera Nova
Najważniejsze, że naprawdę warto było przyjechać, ponieważ  Jolanta Wagner i Tadeusz Szlenkier po raz kolejny fantastycznie wcielili się w role Halki i Jontka. Oboje bardzo dbali o to, by nadać znaczenie każdemu śpiewanemu słowu, byli prawdziwi w tym, tak zdawałoby się archaicznym już dziś utworze. Myślę, że to bardzo duża zasługa reżyserii spektaklu. Natalia Babińska z szacunkiem podeszła do opery Moniuszki - nie burząc jego wymowy nadała mu większą zwartość. Pozwoliła przy tym przede wszystkim skoncentrować uwagę publiczności na kluczowych postaciach. Głos Jolanty Wagner piękny w dolnym i średnim rejestrze traci tę jakość i barwę, gdy śpiewa wysokie nuty,  ale nie odbiera to, moim zdaniem,  splendoru jej roli. Jest doskonałą Halką. Rozumie  postać i wkłada w nią całą siebie. Tadeusz Szlenkier jako Jontek to sama przyjemność słuchania i oglądania. Jego głos doskonale brzmi w całej skali i pięknie wypełnia  przestrzeń. Nie przerysowana, wiarygodna, a przecież trudna do zagrania rola, bo wydaje się, że o wiele prościej jest na scenie być czarnym charakterem.
Chór Opery Nova śpiewał tak, że wstrzymywało się oddech (kompletna cisza na sali). Wychodziłam z przekonaniem, że otrzymaliśmy coś naprawdę bardzo wartościowego, luksusowego wręcz. Przyczynili się do tego wszyscy wykonawcy, także niewymienieni przeze mnie - przede wszystkim oczywiście  orkiestra pod dyrekcją Piotra Wajraka, balet, cały zespół jednym słowem, którego pracę bardzo należy pochwalić, bo widać to ich wspólne zaangażowanie w przedstawienie, które daje tak dobre efekty. Publiczność to czuje i docenia - wstaliśmy z miejsc i długo biliśmy im wszystkim brawa.

 
Photo: Opera Nova

Photo: Opera Nova

wtorek, 30 kwietnia 2013

Halka Stanisława Moniuszki w reżyserii Natalii Babińskiej - 28.04.2013 Opera Nova w Bydgoszczy

 
Jolanta Wagner jako Halka, photo: Ireneusz Sanger,www.radiopik.pl

"Halka" - przedstawienie Opery Nova w ramach XX Bydgoskiego Festiwalu Operowego.
OBSADA:
Stolnik: Leszek Skrla,
Halka : Jolanta Wagner,
Zofia : Darina Gapicz,
Jontek: Tadeusz Szlenkier,
Janusz: Łukasz Goliński,
Dziemba: Jacek Greszta,
Góral/Dudziarz:Szymon Rona,Goście: Paweł Krasulak,Maciej Musiał, Sławomir Naborczyk, Szymon Rona
Realizatorzy:
Kierownictwo muzyczne   - Piotr Wajrak
Reżyseria  - Natalia Babińska
Scenografia - Diana Marszałek, Julia Skrzynecka
Kostiumy - Paulina Czernek - Banecka
Choreografia - Iwona Pasińska
Przygotowanie chóru  - Henryk Wierzchoń
Projekcje multimedialne  - Ewa Krasucka
Reżyseria świateł - Maciej Igielski
Myślę, że „Halka” to nieproste zadanie dla reżysera i wykonawców. Jak zainteresować widza dziewiętnastowieczną historią uwiedzionej i porzuconej dziewczyny? Zastanawiałam się jak tym razem zostanie pokazana nam - publiczności, która wypełniła w niedzielę salę Opera Nova w Bydgoszczy więcej niż w stu procentach – wiele młodych, ale i starszych osób siedziało na schodach w przejściach,  wyczuwało się to  wspólne OCZEKIWANIE. Publiczność nie była  obojętna, żywo reagowała na to, co działo się na scenie – artystom udało się wzbudzić nasze emocje i to jest dla mnie miarą sukcesu tego przedstawienia.

To był przede wszystkim wieczór Jolanty Wagner – Halki i Tadeusza Szlenkiera – Jontka. Reżyser przedstawienia - Natalia Babińska uczyniła z „Halki” dramat egzystencjalny przede wszystkim –  na pierwszym  miejscu postawiła traumatyczne przeżycia kobiety, która została zdradzona, straciła dziecko.  Niedotrzymane obietnice, złamane słowo, zawiedzione uczucia, utrata bliskich osób i pęknięte z tego powodu serce to się działo kiedyś i ciągle się zdarza a przyczyną nie muszą być różnice w statusie majątkowym…Nie słyszałam wcześniej Jolanty Wagner – pierwsze wrażenie - to młody, świeży głos. Szczególnie podobał mi się w średnim rejestrze. Pięknie, prosto zaśpiewała arię „ Gdyby rannym słonkiem”, doskonałe były w jej wykonaniu ostatnie sceny opery.  Jej Halka jest  zdesperowana, przepełniona bólem po zmarłym dziecku. Pojawia się ono kilka razy w ciągu spektaklu jako wizja –duch, ubrane w strój podobny do Januszowego i dzięki temu wiemy, co dręczy Halkę. Jej tragedia stała się także dramatem związanego z nią mocno Jontka.

Jontek to kolejna bardzo dobra rola Tadeusza Szlenkiera – męski, przystojny i świetnie zaśpiewany od pierwszej do ostatniej nuty pozytywny bohater.  "I ty mu wierzysz", "Szumią jodły na gór szczycie" wykonał bez zbędnego patosu, ale z sercem, przejmująco. Niektóre kobiety gustują w draniach, ale ja należę do tych, które bardziej cenią tych co potrafią być przy kochanej osobie w najgorszych momentach życia,  wspierać ją w chorobie, w depresji – to prawdziwe męstwo. Znam kilku takich Jontków i bardzo mi imponują; oby było ich jak najwięcej...

Photo: Opera Nova

Najcenniejsze  momenty w tym przedstawieniu były  dla mnie wtedy, kiedy Halka, Jontek  zostawali na scenie sami  i śpiewali o tym, do czego tęsknili, co ich bolało – tak jak w finale, który reżyserka zmieniła. Halka na wpół obłąkana z rozpaczy słysząc pieśń z kościoła cofa się przed zemstą, przebacza Januszowi po chrześcijańsku i nie popełnia samobójstwa, lecz wyczerpana cierpieniem umiera. Widzimy jej duszę, która uwalnia się z ciała i idzie do Nieba.  To zakończenie, pojawiające się dzieci - duszyczki  sprawia, że „Halka” staje się podobna do dramatu romantycznego takiego jak Mickiewiczowskie „Dziady”. Jestem za taką, niepostmodernistyczną, nie pozbawioną odniesień metafizycznych interpretacją tego utworu.

Druga część „Halki” (3., 4. akt) podobała mi się bardzo. Świetne  były układy choreograficzne w 3. akcie, pięknie i poruszająco brzmiał chór Opera Nova pod dyrekcją Henryka Wierzchonia.  W pierwszej trzeba było pokazać pełen blichtru, błyszczący „przegadany”  świat dworski, „wyższych sfer” w kontraście do monochromatycznego, biednego świata Halki i Jontka, jednak wokalnie Dziemba, Stolnik, Zosia, Janusz nie zrobili na mnie aż tak pozytywnego  wrażenia jak Halka i Jontek i może dlatego skróciłabym nawet niektóre sceny z tej części, aby bardziej skupić się na relacjach między głównymi bohaterami.
Gratulacje należą się Piotrowi Wajrakowi,  który doskonale poprowadził orkiestrę Opery Nova.

Wracając do domu dyskutowaliśmy jeszcze poszczególne sceny i zakończenie - bydgoska "Halka" zdecydowanie do wysłuchania, obejrzenia i przemyślenia!