Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nicolas Testé. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nicolas Testé. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 stycznia 2016

Poławiacze pereł - 16.1.2016 MET in HD

 
Cieszę się, że na początku nowego roku dostaliśmy w prezencie od MET "Poławiaczy pereł" Bizeta. Z wywiadu w przerwie można było wywnioskować, że  duża w tym zasługa Diany Damrau, która zaproponowała wystawienie opery Peterowi Gelbowi.

Naprawdę piękny był to wieczór - dla mnie w wypełnionej po brzegi filharmonii w Łodzi - dzięki ciekawej inscenizacji i bardzo dobrym wykonawcom. No i dzięki  nieziemskiej wręcz momentami muzyce Bizeta oczywiście! Penny Woolcock nie zmieniła miejsca akcji, lecz przeniosła ją do współczesności. Nie zrezygnowała z powabów egzotyki (efektowne hinduskie stroje pań oraz Nourbanda), wykorzystała możliwości techniki, aby pokazać grozę oceanu, ale jednocześnie przybliżyła nam emocjonalnie bohaterów portretując ich tak jakby byli naszymi sąsiadami zza ściany. Uwierzyłam, że Nadira, Zurgę, Leilę łączy długa wspólna historia, że ci ludzie bardzo dobrze się znają. "Poławiacze pereł" to rzecz o przyjaźni, gwałtownych uczuciach, wierności i zdradzie.
 

Najwięcej ładunku dramatycznego ma rola Zurgi. Ale rewelacyjnie zagrał ją Mariusz Kwiecień! Scena kiedy jest sam w gabinecie i rozważa czy dobrze postąpił skazując najlepszego przyjaciela na śmierć i żałuje tego była niezwykle poruszająca. Zurga ma porywczy charakter, a jednocześnie bardzo dobre serce, jest głęboko przywiązany do Nadira, nie chce go skrzywdzić. Niełatwo się wzruszam na widowni, ale tym razem miałam łzy w oczach. Podobnie elektryzujący był duet z Leilą. Najpierw odżywające uczucie, potem zazdrość, gniew na to, że Leila oddała serce przyjacielowi, a ten nie dochował przyrzeczenia. Wspaniale Kwiecień śpiewał - głos brzmiał lirycznie, aksamitnie w pierwszej części spektaklu - wraz z Matthew Polenzanim zebrali ogromne brawa za przepiękny duet "Au fond du temple saint". W drugiej brzmienie nie straciło nic z urody, dalej podziwiać mogliśmy nienaganne frazowanie, jednak głos przybrał na sile, nasycił się dramatyzmem - taki był w scenie wewnętrznych zmagań "L'orage s'est calmé...O Nadir", w pełnej sprzecznych uczuć rozmowie z Leilą: "Je frémis, je chancelle" i tragicznym finale, kiedy ocala zakochaną parę, by samemu ponieść śmierć z rąk współplemieńców.
 

Diana Damrau bardzo podobała mi się w roli Leili. Trochę ostatnio miałam kłopot, bo to przeurocza osoba,  a jakoś nie zachwycały mnie jej sceniczne wcielenia (Violetta, Gilda, Lucia). W "Poławiaczach pereł" pokazała niezwykłą technikę, ale także ciepło, subtelność. Najbardziej trafiła mi do serca słodka aria "Me voilà seule dans la nuit". W etnicznym stroju i makijażu bardzo było jej do twarzy. Podobnie jej mąż, Nicolas Testé, w małej roli Nourbanda wyglądał  stylowo i brzmiał świetnie.

Duże gratulacje należą się zespołowi, który stworzył wizerunek sceniczny Nadira - strój, fryzurę, tatuaże. Dodało to Matthew Polenzaniemu z jednej strony trochę "drapieżności", z drugiej zaś dalej pozostał "kumplem z podwórka". Polenzani to doskonały tenor, doceniam bardzo jego profesjonalizm, jednak barwa jego głosu jest dla mnie zbyt mało wyrazista. I jest jeszcze coś - myślę, że arię  "Je crois entendre encore" trzeba zaśpiewać tak, żeby choć trochę obronić Nadira, wytłumaczyć jakie uczucie spowodowało, że zdradził przyjaciela i przekroczył tabu - poważył się kochać z kapłanką w świątyni Brahmy. Gdybym miała porównywać wykonanie Polenzaniego do tego jak śpiewał Alfredo Kraus, co za każdym razem zapiera mi dech w piersiach i gdzie mam wrażenie, że jest miłość i tęsknota porównywalna do oceanu, to u niego nie słyszę takiej głębi. Podobnie łagodnie jakby nie o otchłani i bezmiarze uczuć a o ich cichym jeziorze, śpiewał kiedyś Salwatore Licitra -  kwestia stylistyki i gustu; jasne, tak też może się podobać ...

Muzyka Bizeta ma tę właściwość, że się ją łatwo zapamiętuje i nuci - i mnie dzisiaj cały dzień "siedzi w głowie" duet Nadira i Zurgi i gdzieś się kołaczą smutne dość refleksje o tym jak trudno o wierność danemu słowu. Zurga to takie barytonowe wcielenie Leńskiego, bo stracił wszystko, na czym mu w życiu najbardziej zależało. Zurgów i Leńskich wśród nas całkiem sporo ...


Léila……………….Diana Damrau
Nadir……………….Matthew Polenzani
Zurga……………….Mariusz Kwiecień
Nourabad…………….Nicolas Testé
Dyrygent……………Gianandrea Noseda
Reżyser…………..Penny Woolcock
Scenografia…………Dick Bird
Choreografia…….Andrew Dawson

piątek, 8 maja 2015

Gość na Sofie: Gabriela Harvey - Manon w MET



 
Photo: MET
Widziałam produkcję Manon Massonet Laurenta Pelly’ego w Met z 2012. Śpiewane przez Piotra Beczałę "En fermant les yeux" i "Ach, fuyez " nadal są w mojej pamięci – a on był i jest nadal idealnym des Grieux dla mnie! Ale wracając do wznowienia  „Manon”, które miało miejsce 17 marca 2015  Manon, tym razem pod dyrekcją Emmanuela Villaume z Dianą Damrau jako Manon, Vittorio Grigolo  kawalerem des Grieux, Nicolasem Teste jako Hrabią des Grieux, Christopherem Mortagne jako Guillot de Morfotaine, Russellem Braunem w roli  kuzyna Manon Lescaut i  Dwaynem Croftem jako de Brétigny.

Po raz pierwszy spotykamy Manon, kiedy przyjeżdża pociągiem i trafia pod opiekę swojego kuzyna Lescaut. Bardzo młoda i dziarska dziewczyna w zwykłym stroju błyskawicznie oczarowuje nas wszystkich. Wkrótce dowiadujemy się, że jest w drodze do klasztoru. Wiemy też od razu, że jest najmniej odpowiednią kandydatką do klasztoru. Chłonie wszystko, co się wokół niej dzieje - elegancko ubrane  kobiety w gospodzie, awanse starszych panów takich jak Guillot, który oferuje zabrać ją do Paryża. Guillot organizuje powóz. Gdy Manon czeka na strofującego ją kuzyna, przybywa kawaler des Grieux. Wzajemne zauroczenie jest natychmiastowe i wkrótce młodzi uciekają korzystając z powozu Guillota.

Po raz  kolejny spotykamy ich, kiedy żyją wspólnie w małym mieszkaniu w Paryżu. Des Grieux pisze list do Ojca z prośbą o zgodę na małżeństwo z Manon. Pojawiają goście się - Lescaut i człowiek, który, jak wkrótce odkryjemy, to de Brétigny w przebraniu. Aby udowodnić swoje uczciwe zamiary, des Grieux pokazuje Lescaut list, podczas gdy de Brétigny ostrzega Manon, że des Grieux zostanie porwany wieczorem z polecenia  swojego ojca. Bretygny kusi Manon oferując jej protekcję i bogactwo. Lescaut i de Brétigny wychodzą. Manon jest rozdarta. Czy powinna przyjąć ofertę de Bretigny? Czy ostrzec des Grieux? Wkrótce staje się jasne, że pójdzie z de Brétignym. Rozleg się pukanie, des Grieux wychodzi, zostaje związany i uprowadzony. Manon jest pełna żalu.

W Akcie III widzimy kolejne wcielenie Manon. Przybywa oparta na ramieniu de Brétigny na deptak Cours-la-Reine w Paryżu. Usłyszawszy o rychłych święceniach kawalera des Grieux z ust jego ojca, Manon przybywa do kaplicy seminarium w St. Sulpice w Paryżu. Udaje się jej zdobyć kawalera po raz kolejny.

Wkrótce stoją w obliczu wyczerpania się pieniędzy. Manon przekonuje des Grieux, by podjął hazardowe wyzwanie Guilloa. Grają a des Grieux  wygrywa. Guillot oskarża go o oszustwo - des Grieux i Manon są aresztowani. Dzięki wstawiennictwu swego Ojca des Grieux wkrótce zostaje zwolniony.

On i Lescaut organizują próbę ratowania Manon,  ale zostają zdradzeni. Lescaut udaje się przekupić strażników i Manon i des Grieux znów są razem. Jednak jest już za późno. Po wyznaniu miłości, Manon umiera w ramionach des Grieux.

Nie podoba mi się zimna, szorstka, szara scenografia Thomasa Chantala, tylko czasami skontrastowana z jasnymi kolorami strojów. Ładna jest na przykład czerwona sukienka Manon w scenie hazardu! Rampa prowadząca do promenady Cours-la-Reine wygląda za bardzo jak wjazd dla wózków inwalidzkich. Scena baletowa w akcie III nie sprawdza się tutaj -  rampa przeszkadza.
Emmanuel Villaume ze Strasburga we Francji pokazał mistrzostwo w prowadzeniu śpiewaków w najbardziej intymnych chwilach.  Muzyka ogarnia z początku naiwnych, słodkich, a później udręczonych kochanków. Podkreśla napięcie w scenie w St. Suplice, gdy Manon i des Grieux łączą się ponownie. Jeśli mi nie podobała mi się realizacja wizualna sceny baletowej, doceniam bardzo elegancję muzyki. Orkiestra grała żywo w preludium oraz w akcie I wspierając doskonały zmysł komediowy za Christophera Montagne jako Guillota.

Montagne było przerażająco lubieżny, a w Akcie III mistrzowsko pokazano jego mściwość w zemście wobec Manon i des do Grieux. Przypomniał mi, Andrea Velisa, szpiega Scarpi...

Obsada drugoplanowa rzeczywiście doskonała! Nicolas Teste jako Hrabia des Grieux pokazał wielowymiarowość charakteru tej postaci. Jego głęboki, ciepły bas rozbrzmiewał, gdy błagał swojego syna, by ponownie rozpatrzył zostanie księdzem. Jednak stał się stalowy i sarkastyczny, gdy go nie  przekonał. Wejście na koniec III aktu było złowieszcze. Połączenie Scarpi (Gabriel Bacquier) i Komandora! Głos wznosił się ponad orkiestrą. To było doskonałe.

Komediowy zmysł Russella Browna był  ewidentny, zwłaszcza w I akcie, podczas spotkania z Manon, gdy stara się zapanować nad jej pobudliwością i ciekawością. Ma silny, melodyjny baryton.

Dwayne Croft pasował dobrze do roli, grał i pewnie śpiewał partię de Brétigny.
 
 Photo: MET
Diana Damrau i Vitorio Grigolo dali jeden z najbardziej emocjonujących występów w sezonie 2014-2015. Oboje byli w najwyższej formie! Damrau głosowo była nienaganna a jej aktorskie umiejętności ekscytujące. Transformacja z młodej dziewczyny w starszą Manon była całkowicie wiarygodna i poruszała serce. Dla mnie to wrażenie opierało się  na wykonaniu przez nią poszczególnych arii.  Zdumiewała jak młoda dziewczyna w "Jesuis encore tout étourdie",  poruszała w prawie szeptem zaśpiewanej arii " Adieu, notre petite table". W scenie w St. Suplice leżąc na podłodze śpiewała “N’est-ce plus ma main,” chcąc znowu zdobyć des Grieux czułością słów, a gdy słowa nie podziałały, uwodząc go. Jej głos był pełen brawury i  twardości w akcie IV, gdy Manon nie potrafi ukryć pragnienia dobrego życia. Pod koniec tego samego aktu, zmienia się, kiedy uświadamia sobie, że wszystko jest stracone. Podczas wykonania "Et c'est l'histoire de la Manon Lescaut" wszyscy czuliśmy ból. Głos Diany Damrau wznosił się gwałtowanie w oddając radość z ponownego połączenia się  Manon i des Grieux. Został zredukowany do ledwie słyszalnego szeptu, gdy Manon umierała. Całkowita kontrola!  Damrau była niesamowita  podczas całego cyklu przedstawień (widziałam ją ponownie 28 marca), chociaż najwyraźniej walczyła z przeziębieniem (http://www.nytimes.com/2015/04/28/nyregion/doctors-to-divas-stagehands-and-opera-lovers-at-the-met). Nikt by tego nie powiedział słuchając jej lekkich koloraturowych lirycznych nut, wznoszących się wysoko ponad orkiestrą i głosem Vittorio Grigolo.

Photo: MET

Jeśli chodzi o Vittorio Grigolo, ci ktorzy są mieszkańcami (sic!)
"Planety Opera"  (Plotkin http://www.wqxr.org/#!/story/how-stars-align-around-planet-opera/)" nie mogą byc wobec niego obojętni:  „albo się go kocha albo nie znosi."
 
Jego des Grieux jest porywczy, szalony w miłości, miota się na scenie z  Dianą Damra. Trochę za dużo jak dla mnie, już sobie tak myślałem, ale potem dotarło do mnie  brzmienie jego tenorowego głosu, wzniosłe pianissima ... pięknie. We arii o śnie w akcie II, des Grieux mówi Manon o swojej wizji, aby podnieść ją na duchu. Śniło mu się, że pewnego dnia będzie miał dom w otoczeniu pięknych drzew, kwiatów, będą  śpiewały ptaki. Nagle jego nastrój zmienia się, staje się smutny, ponieważ w domu brakuje Manon. Utrzymujące się  linia piano zapierała dech w piersiach, dzięki czemu “Viens! sera notre vie, sit u le veux, o Manon” "(Chodź! Nasze życie będzie szczęśliwe, jeśli tego chcesz, oh Manon), było o wiele bardziej przejmujące.
Chemia między des Grieux i Manon i była widoczna. W "Ah fuyez", arii w kaplicy, gdy uświadamia sobie, że ciągle tęskni i pragnie Manon, jego głos wznosił się, pokazywał rozpacz, desperację, co łamało serce. Uciszył się w następującym dalej duecie, co pokazywało jego kapitulację. Czy życzyłabym sobie więcej subtelności, finezji, elegancji w jego des Grieux? Tak, ale nastrój opery i czar, którym wszyscy zostaliśmy ogarnięci nie pozwalają narzekać.
Nikt, kto uczestniczył w tym przedstawieniu nie zapomni ostatniego krzyku Vittorio Grigolo. Pełen żalu za tym, co mogło być. Ufam, że będzie pamiętał, co może być ...
 
 Photo: MET



Guest on Sofa: Gabriela Harvey on Manon at the Met




Photo: MET

I saw the 2012 Laurent Pelly co-production of Massonet’s  “Manon” at the Met. Piotr Beczala’s “En fermant les yeux” and "Ah, fuyez douce image" are still with me. He was then and remains the perfect des Grieux for me!
But back to the March 17th 2015 “revival” of the 2012 Manon, this time conducted by Emmanuel Villaume with Diana Damrau as Manon, Vittorio Grigolo as Chevalier des Grieux, Nicolas Testé as Count des Grieux, Christopher Mortagne as Guillot de Morfotaine, Russell Braun as Manon’s cousin Lescaut, and Dwayne Croft de  Brétigny.
We first meet Manon when after arriving by train she is met by Lescaut, her cousin. The very young and perky girl in ordinary attire instantly charms us all. We soon learn she is on her way to a convent. We also know instantly that she is the least likely candidate for the convent. She inhales all that is around her, including the attention of the elderly Guillot who offers to take her to Paris and the elegant clothing of the women at the Inn. Guillot arranges for a carriage. Admonished by her cousin, she is waiting for him when Chevalier des Grieux arrives. The attraction is immediate and soon they take advantage of Guillot’s carriage and run off.
We next meet them living together in a small apartment in Paris. Des Grieux is writing a letter to his Father asking for permission to marry Manon. Visitors arrive--Lescaut and a man who we soon discover is de Brétigny in disguise. To prove his intentions, des Grieux shows Lescaut the letter to his father, while de Brétigny warns Manon that des Grieux will be abducted later that evening on his father’s orders. He tempts Manon by offering his protection and wealth. Lescaut and de Brétigny leave. Manon is torn. Should she accept accept de Brétigny's offer? Or warn des Grieux? It soon becomes clear she will go with de Brétigny. Des Grieux goes outside where he is blindfolded and taken away. Manon is full of regret

In Act III we meet yet another incarnation of Manon. She arrives on the arm de Brétigny at a celebration on the promenade of the Cours-la-Reine in Paris. Having overheard the imminent ordination of des Grieux as a priest and a confirmation by his father, Manon arrives at the Chapel of the seminary of St. Sulpice in Paris.  She succeeds in winning him yet again.

Soon, they find themselves running out of money. Manon convinces des Grieux to accept Guillot’s gambling challenge. They play and des Grieux keeps winning. Guillot accuses him of cheating and des Grieux and Manon are arrested. At the behest of his Father, des Grieux is soon released.

He and Lescaut arrange a rescue of Manon but are betrayed. Lescaut manages to bribe the guards and Manon and des Grieux are reunited. But it is too late. After declaring her love, Manon dies in his arms.

I didn’t love the cold, hard, gray look of the Chantal Thomas sets, only occasionally contrasted by the bright colors of Mr. Pelly’s costumes. I loved the red dress in the gambling scene! The ramp leading to the Cours-la-Reine promenade looks too much like a wheelchair access ramp. The nod to the Act III ballet does not work here, the ramp gets in the way.

Mr. Villaume, from Strasbourg France, was masterful in guiding the singers in the most intimate moments. The music washes over the initially naïve, sweet and later tormented and doomed lovers. It underlies the tension in the St. Suplice when Manon and des Grieux reunite. If I didn’t like the ballet scene, I did enjoy the elegance of its music. The orchestra was lively in the prelude and in Act I supporting the excellent comedic sense of Christophe Montagne’s Guillot.

Montagne was creepily lecherous, but in Act III masterful in his vengeful ‘pay back’ to Manon and des Grieux. He reminded me of Andrea Velis as Scarpia’s frequent spy…

The supporting cast was indeed excellent! Nicolas Testé as Count des Grieux showed the different sides of his character. His deep, warm bass resonated as he pleaded with his son to reconsider becoming a priest. But he became steely and sarcastic after failing to convince him. His entrance at the end of Act III was sinister. Scarpia and the Commendatore combined! His imposing voice was riding high above the orchestra. It was chilling.

Russell Brown’s comedic timing was also in evidence, especially in Act I while he and Manon spar over his trying to control her ebullience and curiosity. His is a strong, melodic and polished baritone.

Dwayne Croft looked, acted and confidently sang the part of
de Brétigny.

Diana Damrau and Vitorio Grigolo ensured one of the most thrilling performances of the 2014-2015 season. Both were in top form! Ms. Damrau’s voice and impeccable acting skills were thrilling. The transformation from the young girl to mature Manon was entirely believable and heart wrenching. For me it was all about the individual arias. She amazed as the young girl in “Jesuis encore tout étourdie,” in the heart wrenching barely above a whisper “Adieu, notre petite table,” the St. Suplice scene. Lying on the floor, she sang “N’est-ce plus ma main,” hoping to win des Grieux back with the tenderness of her words and then seducing him when the words failed. At the same time, her voice was filled with bravura and deliberate harshness in Act IV as Manon fails to hide her thirst for the good life. At the end of the same act, she changes yet again when she realizes that all is lost.  After her  “Et c’est  la l’histoire de Manon Lescaut” we were all feeling her pain. Diana Damrau’s voice was soaring, more than a match for Mr. Grigolo, at the joy of Manon and des Grieux being reunited. It was reduced to an audible whisper as Manon died. Total control! Ms. Damrau was amazing during the entire run of Manon  (I saw it again on March 28th) even though apparently fighting off a cold (http://www.nytimes.com/2015/04/28/nyregion/doctors-to-divas-stagehands-and-opera-lovers-at-the-met). One would never have known it listening to her light lyric coloratura soaring notes, riding high above the orchestra and Mr. Grigolo.


As for Mr. Grigolo there is no in between, he is either loved or dismissed by the "Planet Opera" {a phrase coined by Mr Plotkin of the wqxr blogs operavore fame (http://www.wqxr.org/#!/story/how-stars-align-around-planet-opera/)}."
 His is an impetuous, crazy in love des Grieux, trashing about the stage with Ms. Damrau in tow. Enough already I thought, but then came the soaring tenor of his voice, balanced by the pianissimos…beautiful. In the Act II dream aria, des Grieux tells her of a dream to cheer her up. He dreamt that someday he would have a house surrounded by beautiful flowers and singing birds. Suddenly his mood turns somber, the house is missing Manon. The sustained piano line was breathtaking, making the “Viens! sera notre vie, sit u le veux, o Manon” (Come! There our life will be, If you want it, oh Manon) that much more poignant.
The chemistry between the two was unmistakable. In “A fuyez, deuce image” the aria in the chapel when he confronts his continuing desire, his voice soars growing  evermore desperate and heart breaking. It quiets down in the following duet, in recognition of his surrender.  Did I wish for more subtlety, finesse, elegance in his des Grieux? Yes, but the mood of the opera house and the spell we were all under did not allow for regret.  
No one who attended will forget Mr. Grigolo’s final cry. Full of regret at what might have been. I trust he will remember what can be…
 
Photo: MET