Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łukasz Goliński. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Łukasz Goliński. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Król Roger - Teatr Wielki - 2.12.2018


Inscenizacja "Króla Rogera" w Teatrze Narodowym olśniła mnie reżyserią świateł Marca Heinza i projekcjami wideo Bartka Maciasa. Na scenie w dwóch pierwszych aktach dominuje klaustrofobiczna czerń, w trzecim porażające wręcz światło i biel. Efekty straboskopowe  w scenie orgii - ofiary w pierwszej części oraz w drugiej, gdy postacie ulegają zwielokrotnieniu a potem zlewają się z tłem i znikają,  są niesamowite i niezwykle zapadają w pamięć.

sobota, 18 marca 2017

Turek we Włoszech - 17.3.2017 - Teatr Wielki Warszawa

Photo: TWON

Tania, nieciekawa wizualnie inscenizacja. Reżyseria taka jakby się było na przedstawieniu szkolnym, słowo daję. Szkoda zwłaszcza Łukasza Golińskiego (Selim), szkoda Edyty Piaseckiej (Fiorilla),  szkoda Anny Bernackiej (Zaida), Przemysława Baińskiego (Albazar), bo pięknie śpiewali, jednak to nie pomogło.
Ale jeśli ktoś lubi pospać przy Rossinim to polecam, zwłaszcza warto ulokować się w lożach, gdzie są wygodne fotele w przedsionkach :).

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

"Cyganeria" - 10.4.2016 Opera Nova

 Photo: Opera Nova
Tadeusz Szlenkier (Rodolfo), Magdalena Polkowska (Mimi), Łukasz Goliński (Marcello)

Nagle przyszła mi wczoraj  do głowy myśl, żeby jeszcze raz posłuchać "La Boheme" w Bydgoszczy. Dobry to był pomysł.
Wizualnie przedstawienie Macieja Prusa jest bardzo proste, minimalistyczne wręcz, tylko sceny w Cafe Momus są bardziej kolorowe  i nawet przemaszerowuje przez widownię wojskowa (toruńska! :) orkiestra w przepysznych mundurach. Mimi i Rodolfo, Marcello, Schaunard, Colline w swoich szarych strojach nie przypominają rajskich ptaków bohemy, a bardziej są jak dziarskie i zawadiackie wróble żyjące w zakamarkach metropolii.  Musetta jedynie zadaje szyku w pomarańczowej kreacji. Mieszkanie podobne jest do loftu - jasne w środku, z białym kaflowym piecem nie sprawia wrażenia ubogiego, musimy uwierzyć, że jego lokatorzy mierzą się z chłodem, nie mają na czynsz i jedzenie. Estetyczne wnętrze, ale bez artystycznego szaleństwa.   
Muzyka Pucciniego sama w sobie jest "aktorem" - zapowiada i ilustruje wydarzenia, każdy z bohaterów ma swój motyw (coś w rodzaju muzycznego kostiumu, który jest mu przypisany) - pięknie i energetycznie zabrzmiała  pod dyrekcją Andrzeja Knapa.
Victoria Vatutina nakreśliła pastelową, kruchą,  poetyczną  Mimi - gdybym miała się trzymać ornitologicznych porównań najbliższe byłoby do delikatnego słowika. Inteligentna, pełna niuansów interpreatacja tej partii bardzo mi się podobało. (Pewien niepokój budziło to, że śpiewaczce momentami  jakby brakowało mocy, wtedy też pojawiało się - nie wiem czy naturalne - dla mnie na pewno zbyt intensywne wibrato. Nie burzyło to oczywiście jej wizerunku chorej dziewczyny). Z wielką przyjemnością słuchało mi się Rodolfa - Tadeusza Szlenkiera. Tenorowe evergreeny - "Che gelida manina", "O, soave fanciulla", "Mimi e tanto malata" - jak ja je lubię! - wykonane na bardzo dobrym, europejskim poziomie i nie muszę jechać pół świata - jak tu nie być szczęśliwym:). To samo zresztą można powiedzieć o reszcie przyjaciół z poddasza. Fantastyczni byli Łukasz Goliński jako Marcello i Bartłomiej Tomaka - Colline. Naprawdę pierwsza klasa. Trochę w ich cieniu tym razem pozostawał Wojciech Dyngosz - Schaunard. Jestem też, co już chyba pisałam, fanką Krystyny Nowak. Myślę, że ta  młoda artystka ma ogromny potencjał. Aktorsko i wokalnie świetna z niej Musetta. Miałabym wielką ochotę posłuchać jej jako Mimi i mam nadzieję, że wkrótce tak się stanie.

Na koniec jeszcze refleksja dotycząca samej inscenizacji - już kilka lat jest wystawiana a mam wrażenie, że przy kolejnych wznowieniach wciąż poszukuje się dobrego rozwiązania ostatnich scen, zwłaszcza finału. Gdzieś ucieka skumulowana energia, brakuje wstrząsu, głębokiego wzruszenia, które jest przecież wpisane w muzykę przez kompozytora.  Mimi umiera na różowej kozetce (skąd taki luksusowy mebel w biednym pokoju? - od razu reżyser "bierze w nawias" tę śmierć), Rodolfo nie pokazuje łez, odwraca się do okna. Rozumiem - boimy się kiczu, unikamy sentymentalizmu, ale Puccini chciał, żeby widownia płakała na koniec. Trudno,  trzeba się temu poddać i popracować jeszcze nad tym, aby tak się stało, bo dopiero wtedy my, czyli zwykła publiczność (składająca się przecież na niedzielnym przedstawieniu nie z warszawskich krytyków,  a z nauczycieli, urzędników, lekarzy z województwa kujawsko - pomorskiego) pokochamy tę "Cyganerię"...

Photo: Opera Nova
Wojciech Dyngosz, Magdalena Polkowska, Tadeusz Szlenkier, Łukasz Goliński








Reżyseria i inscenizacja: Maciej Prus
Scenografia: Paweł Wodziński
Kostiumy: Jagna Janicka

Mimi   Victoria Vatutina
Musetta   Krystyna Nowak
Rudolf   Tadeusz Szlenkier
Marcello   Łukasz Goliński
Schaunard   Wojciech Dyngosz
Colline   Bartłomiej Tomaka
Parpignol   Paweł Krasulak
Benoit   Andrzej Nowakowski
Alcindoro   Jacek Greszta
dyrygent Andrzej Knap

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rycerskość wieśniacza/Pajace - 13.2.2016 - Opera Nova

Photo: Opera Nova
Sobotnie przedstawienie składało się z dwóch interesujących reżysersko realizacji a ponadto mieliśmy szczęśliwą kumulację pięknych głosów na scenie. To lubię!

Kiedy rozpoczyna się "Rycerskość wieśniacza" prawie namacalnie czujemy upał letniego dnia na Sycylii. Kamienne ściany domów oświetla mocne słońce, na ziemi leży coś co przypomina wulkaniczny pył.  Kobiety w czarnych, koronkowych sukienkach ochładzają się wodą z glinianych dzbanów.  W świąteczny wielkanocny poranek odbywa się procesja z figurą Matki Bożej i chorągwiami. Co dosyć szokuje i raczej można byłoby to powiązać z Wielkim Postem, w procesji niesiony jest ogromny krzyż z żywym Jezusem - młodym, bardzo urodziwym mężczyzną i biorą w niej udział jakieś wijące się figury przypominające biczowników (tych chwytów inscenizacyjnych nie rozumiem). "Rycerskość wieśniacza" to opera werystyczna, lecz reżyser każe bohaterom tej historii wykonywać nieco przerysowane, teatralne gesty, co kojarzy mi się ze stylistyką pierwszych, niemych filmów. Każda z postaci ma swój charakterystyczny gest - atrybut.  Powtarza go kilka razy, co daje jej dodatkową rozpoznawalność jak aktorom komedii dell arte. Tak będzie również potem w "Pajacach". Santuzzę gra Jolanta Wagner, którą bardzo cenię, bo potrafi tworzyć role pełnokrwistych, namiętnych, cierpiących kobiet. Wierzę w to co robi na scenie.  Santuzza nie czuje  się godna brać udziału w święcie, bo jest kochanką Turiddu. Jego uczucie już chyba wygasło, bo znowu spotyka się z Lolą, która miała na niego czekać, kiedy szedł do wojska. Nie czekała, wyszła za mąż za woźnicę Alfia, jednak teraz potajemnie umawia się z Turiddu. Zrozpaczona Santuzza szuka pomocy u matki ukochanego, błaga też jego, aby wrócił. To na nic, bo widzimy, że dziewczyna najwyraźniej już mu się znudziła. Tadeusz Szlenkier ma w barwie głosu ciepłe południe Włoch, tak jakby rzeczywiście był chłopakiem stamtąd, z okolic Palermo. Jego Turiddu zaplątany w mroczne związki z kobietami czuje, że źle postępuje i może podświadomie szuka radykalnego rozwiązania swoich problemów, dlatego prowokuje Alfia do walki do ostatniej krwi. Scena rozmowy syna z matką - najważniejszą jak się okazuje kobietą jego życia - bardzo poruszała.  Turiddu przeczuwa, że zginie w pojedynku i pokazuje, że w gruncie rzeczy nie jest złym człowiekiem, kocha matkę, troszczy się o Santuzzę. One dwie w finale "Rycerskości wieśniaczej" los zjednoczy w bólu po stracie kochanej osoby i znajdą nawzajem w sobie oparcie. Warto zobaczyć Małgorzatę Ratajczak w roli Mammy Lucii - ma głos o pięknym, szlachetnym brzmieniu i potrafi wykreować oszczędnymi środkami zapadającą w pamięć postać.

Santuzza
Photo: Opera Nova

 Turiddu
Photo: Opera Nova

 
 Mamma Lucia
Photo: Opera Nova

W "Pajacach", które inscenizacyjnie trochę mniej nam się podobały, mieliśmy galę świetnych wykonawców - nie było słabych punktów. Po każdej kolejnej arii następowało albo głośne albo wewnętrzne "WOW!" (nie zawsze w trakcie przedstawienia jest "przestrzeń" na oklaski).  Rozpoczął  ją introdukcją Si può?... Si può?... Signore! Signori! ... Un nido di memorie Łukasz Goliński (co za legato!). Myślę, że bardzo dobrze czuje się w tej roli, Tonio jest jakby stworzony dla niego!
Łukasz Goliński
Photo: Opera Nova
Słynna aria Vesti la giubba Tomasza Kuka ścisnęła mi serce smutkiem - to dobry znak ...
Świetnie zaśpiewali swoje partie Stanisław Kufluk (Silvio), Maciej Musiał (Arlecchino) - pierwszy raz miałam przyjemność posłuchać ich na scenie. Podobnie Agnieszka Piass  pokazała bardzo wyrazistą aktorsko i wokalnie Neddę. Naszej małej toruńskiej "paczce" spodobał się szczególnie "walentynkowy" duet Neddy i Silvia.
Ogromne brawa (już nie wiem jakich oryginalnych słów użyć, żeby się nie powtarzać w zachwytach) jak zwykle należą się chórowi Opery Nova i orkiestrze pod batutą Wojciecha Rajskiego - szczególnie w "Rycerskości wieśniaczej" pieśni śpiewane przez chór przemieszczający się w procesji wywoływały wielkie wrażenie.

"Pajace", mówiąc potocznie, były nieco "przekombinowane". Stwierdziliśmy, że reżyser zbyt dużo atrakcji chciał umieścić w poszczególnych scenach. Z naszych miejsc widać było jak niewygodnie śpiewa się Neddzie kroczącej po obracających się toaletkach - z trudem utrzymywała równowagę. Uwagę widzów, którzy powinni koncentrować się na dramacie dziejącym się w finale pomiędzy Canio, Neddą i Silvio, mocno rozpraszały wstawki komiczne. Rewelacyjny żywy kurczak (patrz poniżej)  po prostu "skradł show". Należy mu się osobna sztuka, ale w "Pajacach" jego występy należałoby nieco zredukować!
 

 Photo: Opera Nova
RYCERSKOŚĆ WIEŚNIACZA:
Santuzza   Jolanta Wagner
Turiddu   Tadeusz Szlenkier
Alfio    Bartłomiej Misiuda
Mamma Lucia   Małgorzata Ratajczak
Lola    Darina Gapicz
PAJACE:
Canio(Pagliaccio)   Tomasz Kuk
Nedda (Colombina) Agnieszka Piass
Tonio(Taddeo)   Łukasz Goliński
Silvio   Stanisław Kufluk
Beppe(Arlecchino)   Maciej Musiał
dyryguje Wojciech Rajski

Reżyseria:   Andrzej Bubień.
Scenografia i kostiumy:   Anita Bojarska.
Choreografia :  Jarosław Staniek.
Reżyseria świateł :  Artur Szyman.
Przygotowanie chóru:   Henryk Wierzchoń.
Współpraca muzyczna :  Piotr Wajrak.

niedziela, 19 października 2014

Moralitet o skutkach złego wychowania - Rigoletto w Operze Nova w Bydgoszczy


  Leszek Skrla - Rigoletto
Reżyseria: Natalia Babińska, kierownictwo muzyczne: Maciej Figas, scenografia: Diana Marszałek, kostiumy: Martyna Kander, choreografia: Jakub Lewandowski, przygotowanie chóru: Henryk Wierzchoń, reżyseria Świateł: Maciej Igielski

Rigoletto:  Leszek Skrla
Gilda:   Krystyna Nowak
Książę   Pavlo Tolstoy
Maddalena:   Dorota Sobczak
Sparafucile   Łukasz Goliński
Monterone:   Jacek Greszta
Borsa:   Szymon Rona
Marullo   Adam Zaremba
Hrabia Ceprano:   Janusz Stolarski
Giovanna   Anna Malus
Hrabina Ceprano:   Lidia Golińska
Paź:   Anna Baran:
Herold:   Jonasz Dunajski

"Rigoletto" Natalii Babińskiej budził duże oczekiwania ze względu na dotychczasowe sukcesy przedstawień tej młodej, utalentowanej reżyserki. Premiera nie przyniosła zawodu - jest to kolejny niezwykle spójny, przemyślany w każdym detalu spektakl. Niesamowity wizualnie. Moim zdaniem to, co stworzył zespół z Dianą Marszałek na czele, to coś więcej niż scenografia  -  instalacje z niektórych scen mogłyby być pokazywane poza operą, chociaż oczywiście tutaj przede wszystkim jest ich miejsce i tu działają na wyobraźnię najlepiej. Mnie bardzo podobała się "żywa ściana", która podsłuchiwała wyznania Rigoletta w Pari siamo. Postaci ze sfery Księcia przypominały surrealistyczne zwierzo - człeko - upiory, jakby wyjęte z grafik Beksińskiego albo Starowieyskiego, zanurzone w niepokojącej, symbolicznej, różowej przestrzeni.
Niezwykła, oryginalna - chyba właśnie te słowa - klucze najlepiej określają tę produkcję.




Wspaniałą kreację stworzył Leszek Skrla w tytułowej roli tragicznego błazna. Przepiękny, poruszający głos, od początku do końca wiarygodna postać. Najlepszy Rigoletto, jakiego widziałam na scenie. To przedstawienie mówi o konsekwencjach złego wychowywania młodego pokolenia. Błazen ma przecież wpływ nie tylko na swoje własne dziecko. Oprócz Gildy, chronionej przez niego troskliwie przed zepsuciem świata,  jest także młody Książę, o którego morale nie dba wcale, a wręcz popycha go do rozwiązłości. Podobnie krzywdzi bez serca innych - córkę hrabiego Monterone bez skrupułów przeznacza na zabawkę dla władcy, wyszydza jej ojca, instrumentalnie traktuje małżeństwo Ceprano. Zbrodnią Rigoletta jest jego egoizm a karę wymierza sobie właściwie sam, gdyż Książę jest "produktem" jego pedagogiki. Oczywiście to postać, której można głęboko współczuć dzięki doskonałej interpretacji Leszka Skrli.

Anielsko zaśpiewała Gildę Krystyna Nowak. Tak sobie zawsze wyobrażałam córkę Rigoletta - uosobienie delikatności, niewinności i wdzięku. Brzmiała ta dziewczyna wczoraj nieziemsko. Już od jakiegoś czasu czekałam, kiedy zostanie jej powierzona jakaś duża partia. Myślę, że Bydgoszcz ma prawdziwą perełkę. Serce się roztapiało, kiedy śpiewała "Caro nome"; duety z Leszkiem Skrlą - Parla ... siam soli, Si, vendetta, Mia figlia wywoływały gęsią skórkę. 
 
Jedyny kłopot mam z Pavlo Tolstoyem, który wokalnie był bardzo dobry, jednak trudno mi było w nim zobaczyć Księcia dokonującego raz za razem miłosnych podbojówZabrakło mi u niego oznak próżności, także w śpiewanych ariach odrobiny "popisu". Gdyby ostatnie wysokie nuty w "La donna e mobile" mógł śpiewać ciut dłużej ...!

Błyszczeli za to w swoich rolach Łukasz Goliński jako "uczciwy" płatny morderca Sparafucile i jego seksowna siostra Maddalena - Dorota Sobczak. Równie udanie w Monterone wcielił się Jacek Greszta.

Możliwość posłuchania chóru męskiego Opera Nova to także wielki atut tego przedstawienia, podobnie jak orkiestry pod dyrekcją Macieja Figasa (mała uwaga - sekcja instrumentów dętych moim zdaniem brzmiała momentami trochę za głośno!).

Na premierze widziało się wiele znanych osób ze świata polityki, biznesu, mediów - na ogół oni także mają swoje "dwory". Ciekawe czy wezmą sobie do serca przestrogi płynące z  "Rigoletta" ... Choć oni akurat mogą sobie pewnie pomyśleć, że Książęta unikają konsekwencji swoich czynów, a odpowiedzialność spada na wynajętych Błaznów ...
 
 


poniedziałek, 10 października 2011

Nabucco - 9.10.2011 Opera Nova w Bydgoszczy

A jednak pojechałam. Mimo bolącej głowy i stanu, który najlepiej oddaje określenie: "Czuję się niewyraźnie". Ale pomyślałam sobie, że grają "Nabucco" bardzo rzadko i nie wiadomo, kiedy znowu będę miała je okazję zobaczyć.

Inscenizacja bardzo mi się podobała, chóry i orkiestra wykonały bardzo dobrze swoją pracę i gdyby ta opera nie miała partii solowych byłoby to doskonałe przedstawienie. Właściwie w "Nabucco" sceny zbiorowe odgrywają tak znaczną rolę, że wcale nie żałowałabym, gdyby tego wieczoru były tylko one, bez partii solowych. Oczywiście byłabym niesprawiedliwa, gdybym powiedziała, że zupełnie nic i nikt ze śpiewaków mi się nie podobał - były i tu dobre chwile i o tym też powiem.
Ale po kolei.
Najpierw o wykonawcach:
Chór i Orkiestra Opery Nova pod dyrekcją Macieja Figasa
Inscenizacja i reżyseria: Ryszard Peryt
Scenografia: Andrzej Sadowski

Nabucco: Rafał Songan
Fenena: Dorota Sobczak
Ismaele: Janusz Ratajczak
Zaccaria Jacek Greszta
Abigaile: Gabriela Orłowska de Silva
Arcykapłan Baala: Łukasz Goliński
Abdallo: Marcin Naruszewicz
Anna: Krystyna Nowak

Akcja opery oparta jest na wydarzeniach biblijnych i rozgrywa się w Jerozolimie w 587 roku przed Chrystusem.

Część pierwsza - w Jerozolimie
Przerażeni nadciągającą armią Nabuchodonozora Hebrajczycy chronią się do świątyni Salomona.


Żródło: http://img.interia.pl/wiadomosci/nimg/j/j/Nabucco_Bydgoszczy

Kapłan Zachariasz stara się uspokoić lud wierząc, że Bóg nie opuści go. Głos Jacka Greszty w roli Zachariasza był niezbyt silny, czasami dźwięk nie był równy, sprawiał wrażenie zmęczonego.
Pod opieką Zachariasza znajduje się ukochana córka Nabuchodonozora Fenena, która kocha z wzajemnością Ismaela należącego do rodziny króla Jerozolimy.  Zarówno Dorota Sobczak w roli Feneny, jak i Janusz Ratajczak jako Ismael wykonali swoje partie poprawnie, ale specjalnie mnie nie poruszyli.
Fenena może stać się zakładniczką pokoju.



Źródło: http://img.interia.pl

Do świątyni wkracza Nabuchodonozor, który zdobył Jerozolimę. To co napisałam o wykoniu Jacka Greszty, mogę powtórzyć o  Rafale Songanie w roli Nabucca (ponadto dykcja nie jest najlepsza).

Zachariasz grozi śmiercią Fenanie, ale Ismael wytrąca mu miecz z ręki. Dziewczyna chroni się u ojca.
 

Los Hebrajczyków jest przesądzony, trafiają do niewoli babilońskiej.



Źródło: http://www.pomorska.pl

Część druga - w Babilonie w pałacu Nabuchodonozora
Abigail przyrodnia siostra Feneny skrycie kocha Ismaela.Dowiaduje się, że jest córką z nieprawego łoża i postanawia pozbyć się siostry i ojca. Wraz z kapłanem Baala rozpuszcza pogłoskę, ze Nabuchodonozor poległ na wojnie.
Abigail jest znaczącą i wymagającą rolą w "Nabucco" i jej obasada dla sukcesu przedstawienia  jest  bardzo istotna - tutaj zawiodła. Gabriela Orłowska de Silva momentami nie śpiewała, a wykonywała melorecytacje. Po prostu artystce "nie starczało głosu".  Takie śpiewanie może odstraszyć ludzi od chodzenia do opery!

Zachariasz wzięty do niewoli zanosi modły do Boga o wybawienie narodu z niewoli. Ta scena i aria "Tu sul labbro de'veggenti .. moim zdaniem udała sie Jackowi Greszcie najlepiej.
Do jego komnaty przybywają jego siostra Anna, Ismael i Fenana, która przyjęła wiarę Hebrajczyków.
Z wojny przybywa Nabuchodonozor, który jest wściekły, gdy dowiaduje się o spisku Abigail. Zaślepiony gniewem żąda, by oddano  mu boski hołd. Zachariasz i Fenena odmawiają. Zdarza się pierwszy cud - piorun z nieba trafia Nabuchodonozora i rani go. Król traci rozum. Upadłą z jego głowy koronę podnosi Abigail i ona obejmuje rządy w Asyrii.

Część trzecia - w Babilonie
Abigail więzi swojego ojca - upokorzony król błaga o łaskę, lecz spotyka się z okrutną odmową.

Nad Eufratem Żydzi rozpamiętują swój los zanosząc prośby do Boga.Va pensiero, sull'ali dorate było dla mnie najpiękniejszym momentem wieczoru - niesamowicie śpiewał ją chór Opery BYdgoskiej.



Część czwarta - w Babilonie
Nabuchodonozor widzi z okna więzienia swoją córkę Fenenę prowadzoną  na smierć.  W rozpaczy zwraca się od Boga Hebrajczyków o pomoc. Aria Son pur queste mie membra!...Dio degli Ebrei, perdono? Dio di Giuda podobała mi się najbardziej z wszystkiego, co śpiewał  Rafała Songan i ta scena była przez niego bardzo dobrze zagrana.

Król odzyskuje przytomność. Uwalniają go jego wierni żołnierze i  rusza na ratunek córce.

Abigail wraz z tłumem babilończyków oczekuje na egzekucję Feneny. Gdy na plac wkracza Nabuchodonozor posąg Baala rozpada się z hukiem i rani Abigail. Przed śmiercią zwraca się ona o wybaczenie do ojca, siostry i Ismaela, a także do Boga Hebrajczyków.



Źródło: http://img.bydgoszcz24.pl
Nabuchodonozor zwraca jeńcom wolność, pozwala wrócić do ojczyzny, obiecuje odbudowę świątyni Salomona.


W  małej roli Anny, siostry Zachariasza, bardzo spodobała mi się Krystyna Nowak - śliczny, dźwięczny sopran, energia (widać, że dziewczyna ma ochotę śpiewać i grać na scenie). Chętnie zobaczyłabym ją w jakiejś większej roli.

poniedziałek, 2 maja 2011

La Boheme - 1.05.2011 Opera Nova

Byłam, widziałam, podobało mi się. W rolach głównych bohaterów Mimi i Rodolfo wystąpili bardzo młodzi ukrainscy artyści: Victoria Vatutina i Pavlo Tolstoy. Głosy bardzo piękne, świeże - na scenie jednak trochę jeszcze nieśmiali. (Twarzy Rodolfo nie było widać zza imponującej grzywki, którą sobie ciągle poprawiał.) Świetny był Łukasz Goliński w roli Marcello i doskonała, wyrazista Ewa Olszewska  w roli Musetty. Scenografia nie przytłaczała nadmiarem niepotrzebnych elementów, dlatego można było się skupić na muzyce. Zastanawiam się tylko dlaczego w skromnym pokoju ubogich artystów pojawiła się w ostatniej scenie wyrafinowana, "rokokowa" kozetka ...

Photo: Opera Nova