Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monika Bohinec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monika Bohinec. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 września 2014

Lodowa Rusałka

Antonin Dworzak pewnie wyobrażał sobie swoją "Rusałkę" tak jak wystawił ją Otto Schenk  i jak ją wyreżyserowali czescy filmowcy Václav Kašlík albo Bohumil Zoul  - baśniowo, tak że można wybrać się na nią nawet z przedszkolakami a ich dziadkowie i babcie nie wyjdą oburzeni z sali. Jak wiemy większość współczesnych realizatorów stara się wydobyć z historii nimfy wodnej zakochanej w księciu treści, które zdecydowanie nie nadają się, by pokazywać je dzieciom. W tym roku miałam okazję oglądać "Rusałkę" w transmisjach z Metropolitan Opera i Wiener Staatsoper i jestem trochę rozdarta, bo choć w każdej  podobało mi się wiele rzeczy, to jednak także wiele bym usunęła lub zmieniła. Idealna byłaby taka, w której można byłoby wybrać pewne elementy z obu i scalić w nową jakość. O nowojorskiej "Rusałce", tej bardzo tradycyjnej, jeszcze może kiedyś napiszę, a dzisiaj garść refleksji o wiedeńskiej. 

Myślę, że reżyser Sven-Eric Bechtolf chciał nam przede wszystkim opowiedzieć o lękach młodej dziewczyny przed związkami z mężczyznami, szczególnie zaś przed ich fizyczną stroną. Rusałka wychowuje się w świecie, w którym dominującą figurą jest Wodnik (doskonały bas Gunter Groissbock) - nimfy są mu uległe.  Projekcją obaw są sceny baletowe z drugiego aktu, które jak film wyświetlają się przed oczami Rusałki - brzuchaty młodożeniec w śmiesznych kalesonach za wszelką cenę stara się skonsumować małżeństwo z opierająca się temu panną młodą. Stojące na środku łoże małżeńskie przypomina katafalk. Książę nie może sobie poradzić z rezerwą i bierną oschłością Rusałki, dlatego odchodzi z Obcą Księżną.
   
Ukraińska śpiewaczka Olga Bezsmertna, zastępująca Kristine Opolais, dała Rusałce młodość i naturalność. Być może była swoim debiutem stremowana a być może zabrakło jej jeszcze doświadczenia scenicznego, bo jej postać nikła wśród innych na scenie, zwłaszcza w pierwszym akcie. Z drugiej strony ta pewna nieśmiałość dodawała jej wiarygodności - była naprawdę wzruszająca, kiedy opuszczona przez Księcia tańczyła ze swoją ślubną, białą sukienką. Podobnie było ze stroną wokalną - śpiewała poprawnie, ale jej głos niczym specjalnie się dla mnie nie wyróżniał (czasami nawet brzmiał nieprzyjemnie ostro).

Piotrowi Beczale udało się, podobnie jak w produkcji MET, pogłębić postać Księcia, nadać mu rysy faustyczne. Książę w jego interpretacji nie jest z gruntu złym człowiekiem, poszukuje, popełnia błędy, chce je potem naprawić, odkupić swoje winy. Pięknie zaśpiewał - jest to moim zdaniem jedna z partii, w której nie ma teraz sobie równych.


Świat fantastyczny w wiedeńskiej realizacji pokazano nie dobrodusznie i nie bajkowo. Śnieg, oblodzone drzewa podkreślały jego nieprzychylność. Demoniczna Jezibaba (Janina Baechle) zabiła naprawdę Kuchcika i wspólnie z rusałkami - białowłosymi strzygami (ładne, ale śpiewem mnie nie zachwyciły) wypiły z niego krew. I to ma sens! Dzięki temu nareszcie uświadamiamy sobie grozę losu, jaki spotkał Rusałkę, bo stała się wiją, upiorem jak jej siostry. Jezibaba i Obca Księżniczka (Monika Bohinec)  są ubrane w takie same stroje, tylko w innych kolorach - wynika z tego, że Książę dał się skusić złym mocom i wpadł w zastawioną przez nie  sieć. Rusałka po pocałunku oplata go jak pajęczyca w coś w rodzaju kokonu, ale na koniec przytula się i czule dotyka, jak w pierwszej scenie ich spotkania...
Oboje głównych bohaterów łączy to, że nie pasują do swoich światów, szukają czegoś poza nimi, ale nie potrafią odnaleźć się w nowej, niebezpiecznej dla nich rzeczywistości, co kończy się dla nich tragicznie.

PS.1 Transmisje z Wiener Staatsoper wymagają naprawdę bardzo dobrego łącza internetowego!) 
PS.2 Nasze domy operowe też mogą śmiało transmitować swoje przedstawienia w świat- dyrygenci, orkiestry, śpiewacy nie muszą mieć kompleksów wobec artystów wiedeńskich :)