Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mariusz Treliński. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mariusz Treliński. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 15 stycznia 2015

Oniegin 11.1.2015 Teatr Wielki Opera Narodowa

Dyrygent: Andriy Yurkevych
Reżyseria: Mariusz Treliński
Scenografia: Boris Kudlička
Kostiumy: Joanna Klimas
Choreografia: Emil Wesołowski
Przygotowanie chóru: Bogdan Gola
Światła: Felice Ross

Obsada:
Łarina - Ewa Marciniec
Tatiana - Irina Mataeva
Olga - Karolina Sikora
Filippiewna, niania - Anna Lubańska
Eugeniusz Oniegin - Artur Ruciński
Leński - Pavlo Tolstoy
Książę Griemin - Aleksander Teliga
Rotmistrz - Czesław Gałka
Zariecki - Robert Dymowski
Triquet - Tomasz Piluchowski
O*** - Emil Wesołowski

Photos: Teatr Wielki Opera Narodowa
Cieszę się bardzo, że udało mi się  pojechać do Warszawy i zobaczyć tego "Oniegina" (premiera w 2002 roku), należącego do kategorii przedstawień:  "wszyscy już to chyba widzieli a ja jeszcze nie".  Choć jest wiele spektakli, które bardziej podobają mi się na DVD, niż na scenie, jednak w tym przypadku lepiej jest być fizycznie w przestrzeni opery i oglądać  światła, ruch sceniczny, ponieważ dopiero wtedy można docenić wszystkie walory wizualne i świetną pracę realizatorów. Zapadło mi w pamięć bardzo wiele obrazów, szczególnie z drugiego i trzeciego aktu - diabelski taniec gości na balu u Łarinych, niesamowita była cała kiczowata, "rokokowa" scena kupletów Triqueta z kwiatem-pozytywką oraz fruwającą baletnicą, sprzeczka Oniegina i Leńskiego na podeście wychodzącym wgłąb widowni, delikatnie  sypiący śnieg, gdy Leński żegna się ze światem, pojedynek w tej samej scenografii, antyparada/antypokaz mody na balu u księcia Gremina, ostania rozmowa Oniegina z Tatianą ...  Całość spektaklu ma w sobie coś z performansu, ze względu na zrytmizowany ruch sceniczny, zmultiplikowane, symboliczne postacie (np. wielu  znudzonych "onieginów" przyglądających się paradzie modeli - manekinów w pałacu Gremina). 
Choć pierwszy akt dzieje się latem,  potem następuje jesień i zima, to jeśliby  mierzyć temperaturę emocji na widowni i scenie, myślę, że była ona dokładnie odwrotna do pór roku. Rosła!
Irina Mataeva dała Tatianie dziewczęcą delikatność i choć jej ładny głos nie ma jakichś szczególnych właściwości,  a interpretacja  nie miała cech "epokowych", to jednak z Tatian widzianych przeze mnie do tej pory na scenie, jej była dla mnie najprawdziwsza, najbardziej naturalna. 
Fantastyczne były obie panie grające postaci starszego pokolenia:  bardzo dobra Ewa Marciniec - Łarina a rewelacyjna wręcz Anna Lubańska - niania.
Pavlo Tolstoya, ukraińskiego tenora występującego w Opera Nova,  widziałam i słyszałam naprawdę w wielu rolach - Leński to moim zdaniem jedna z jego najlepszych. Pięknie zaśpiewał "Ja lublju tiebia", dzierżąc zresztą surrealistyczny nieco żółty patefon w sielankowej scenerii pola żółtych słoneczników.  Piękna tak samo była  aria "Kuda, kuda" na prawie pustej scenie, z tańczącymi w blasku lamp płatkami śniegu. Głos brzmiał czysto, głęboko, męsko. Jego Leński był energiczny i młodzieńczo zadziorny. Olgi, Karoliny Sikory, jakoś nie zapamiętałam (podobnie, o dziwo, jak Gremina w wykonaniu Aleksandra Teligi)  ... Może nie jest to jednak "wina" śpiewaczki, a raczej wynika z tego, że w ogóle niewielka przecież rola Olgi, w tej inscenizacji wydaje się jakoś mało istotna. Należy niewątpliwie do "czarnych" postaci, na czele których stoi rzecz jasna Oniegin - Artur Ruciński - postać mefistofeliczna. Nie można tego Oniegina lubić, bo to ucieleśnienie perfidnego zła i próżności. Intrygant i kusiciel. Dopiero po śmierci Leńskiego nabiera cech ludzkich (dlaczego właściwie nie wiadomo), dręczą go wyrzuty sumienia, co jest nawet fizycznie pokazane w taki oto sposób:
To, że Artur Ruciński śpiewał Oniegina było dla mnie impulsem, żeby być na tym przedstawieniu. Chciałam go nareszcie posłuchać nie w nagraniach a na żywo. Bardzo mi się spodobał. Głos ma teraz ciemny,  "dębowy", włada nim doskonale. W trzecim akcie i ten głos i bohater, którego głosem kreował, nabrali ciepła, namiętności. 
Artur Ruciński bardzo dobrze czuje się na scenie, mam nadzieję, że jeszcze będzie się rozwijał. Och, żeby jeszcze tak można było gdzieś w Polsce zobaczyć go jako Enrico i Posę...! Przynajmniej tyle. I w  jakiejś roli komediowej! 
A! Należy także powiedzieć, że dyrygent Andriy Yurkevych  odebrał zasłużone gorące brawa za mistrzowskie poprowadzenie orkiestry TWON.

Niewiele oper jest w naszej Operze (?) Narodowej w tym sezonie, dobrze więc, że choć ten "Oniegin znowu stanął na mojej drodze".
(ТАТЬЯНА: "Опять Онегин cтал на пути моем, как призрак беспощадный! )



 

wtorek, 6 grudnia 2011

Don Giovanni - 4.12.2011 - Teatr Wielki Opera Narodowa Warszawa

Fantastyczne przedstawienie. Nowoczesne, przemyślane w każdym detalu, bardzo plastyczne.
Doskonale zaśpiewane.
Warto było jechać do Warszawy. Nawet mandat za parkowanie (w pięknym, spokojnym, lecz, jak się okazało, niedozwolonym miejscu) nie martwi tak bardzo... Co tam! ... dodatkowe wrażenia...




Wykonawcy:
Don Giovanni - Mariusz Kwiecień
Komandor - Remigiusz Łukomski
Donna Anna - Joanna Woś
Don Ottavio - Pavlo Tolstoy
Donna Elvira - Anna Bernacka
Leporello - Krzysztof Szumański
Masetto - Dariusz Machej
Zerlina - Micaëla Oeste

Dyrygent: Friedrich Haider, Reżyseria:Mariusz Treliński, Dekoracje: Boris Kudlicka, Kostiumy: Arkadius, Choreografia: Emil Wesołowski, Reżyseria świateł: Felice Ross

Klucz do interpretacji swojej postaci daje w wywiadzie dla Polskiego Radia Mariusz Kwiecień: "W operze widzimy schyłek życia Don Giovanniego. On już niewiele może… Z jego siły i energii zostało nie tak wiele. Każda próba podboju kończy się fiaskiem. Zmęczony i znudzony życiem, szukając ekscytacji oddaje się w ramiona śmierci " -  mówi Kwiecień.
To znużenie pokazuje się  jednak  dopiero w drugim akcie. W pierwszej części widzimy Don Giovanniego - uwodziciela, który ma w sobie coś z pana ptasiego podwórka -  koguta, indora,  pawia. Zabawnie jest to podkreślone przez sposób chodzenia i kostium. Jego kolorem jest wyrazisty amarant. Podboje Don Giovanniego są oczywiste także i przez to, że u kobiet, które zdobył pojawiają się części garderoby (majtki, gorsety, buciki)  w tym  kolorze.  W scenie balu Giovanni rozpościera za sobą ogromny tęczowy tren-ogon i w tej pawiej formie uwodzi Zerlinę. Kolor, światło tworzą przede wszystkim scenografię tego spektaklu. Śpiewacy w strojach zaprojektowanych przez Arkadiusa,  byli dla mnie w pierwszej części bardziej marionetkami a la teatr buffo niż postaciami z krwi i kości. Oprócz amarantowego Don Giovanniego mamy szafirową Donnę Elvirę, srebrnego Leporella, zieloną parę: Donna Anna i Don Ottavio i  parę żółtą : Zerlinę i Masetto.
Ciekawa jest także choreografia - na zdjęciu widzimy tańczące cyprysy, które są sprzymierzeńcami Don Giovanniego kryjącego się przed Masetto.





"Don Giovanni" to w Teatrze Wielkim może przede wszystkim opera o śmierci. Pojawia się ona w warszawskim przedstawieniu  po pierwsze jako mała baletnica w bieli. W tej postaci jest piękna, czysta i w ten sposób pociągająca dla głównego bohatera. Ale śmierć w tej inscenizacji jest też przerażająco brzydka. Komandor nie jest tu wyniosłą, kamiennym posągiem lecz pół nagim trupem. Ten trup "przypomina się" kilka razy pokazując się w przezroczystym grobie, by w końcowych scenach, jak widzimy na zdjęciu poniżej, nawoływać Don Giovanniego do poprawy. Towarzyszą mu inne trupy wijące się jak larwy - to one wciągają Don Giovanniego do czeluści grobu. Poruszające i przerażające memento.

Komandor, Don Giovanni, zmarli.


Mariusz Kwicień był doskonałym Don Giovannim zarówno wokalnie, jak i aktorsko. Lubię jego głos - mahoniowy baryton, którym świetnie potrafił sprostać temu, co dla tej postaci napisał genialny Mozart. Jego głos bardzo dobrze brzmiał w sali Teatru Wielkiego. Był najlepszym aktorem na scenie - publiczność reagowała entuzjastycznie, ale podobało mi się to, że nie dał się temu skusić i jego gra była elegancka, skupiona, "niegwiazdorska" (czytaj: niezmanierowana).
  Odkryciem stała się dla mnie Anna Bernacka w roli Donny Elviry. Nigdy jej dotąd nie słyszałam. Piękny, mocny, moim zdaniem bardzo dobry technicznie głos i świetna wyrazista rola. Na pewno ją zapamiętam i będę śledziła, co robi. Chciałabym ją jeszcze usłyszeć.
Krzysztof Szumański śpiewał z sercem swoją partię i zdecydowanie ujął mnie jako Leporello. Ciepły, mocny, miły dla mojego ucha baryton.
Remigiusz Łukomski w finałowej scenie potrafił poruszyć swoim wykonaniem partii Komandora.

Pozostali wykonawcy trochę mniej zachwycali - Pavlo Tolstoy, którego słyszałam w Bydgoszczy jako Rodolfo nie ma jeszcze dużego doświadczenia i był mało wyrazisty w roli Don Ottavia. Joanna Woś momentami brzmiała bardzo matowo. Micaela Oeste (Zerlina) była urocza i zabawna ale podobnie jak Dariusza Macheja (Masetto) chwilami prawie nie było jej słychać.

Tutaj można posłuchać wywiadu Mariusza Kwietnia w Polskim Radiu: http://www.polskieradio.pl/8/198/Artykul/487015,Mariusz-Kwiecien-Don-Giovanni-idealny