Photo: Marek Chełminiak
Jeszcze rano w sobotę wybierałam się na transmisję "Aidy" z MET, ale im bardziej zbliżał się czas wyjazdu do Bydgoszczy, tym bardziej zaczęło mnie ogarniać coś na kształt paniki. Myśl, że przez cztery godziny będę miała słuchać jednej z najbardziej chyba pompatycznych oper przytłoczyła mnie i stwierdziłam, że tego wieczoru wolę być na "Manru".
Trochę, żałuję, bo słyszałam, że Anita Rachvelishvili i Anna Netrebko triumfowały, ale wybór był dobry, bo dzieło Paderewskiego ma naprawdę wiele zalet, a najważniejszą jest piękna, poetyczna muzyka, w której można się zakochać. Libretto, co prawda trochę przegadane, jednak polszczyzna ładna, wiele mądrych słów pada ze sceny. Rzecz o nietolerancji i wykluczeniu, a więc ciągle niestety aktualna. Ulana jest napiętnowana przez wiejskie społeczeństwo za za to, że żyje z Cyganem. Prawie umierają z synkiem z głodu, bo Manru nie może znaleźć pracy. Cenne jest to, że nie ma prostego podziału na dobrych i złych, bo i ta para pogardza kulawym i garbatym Urokiem, a Manru porzuca Ulanę. Brak tu więc politycznej poprawności, postacie są jednak dosyć schematycznie zarysowane, a do ich ożywienia potrzeba bardzo dobrych śpiewaków - aktorów. W roli Manru marzyłoby mi się zobaczyć kogoś z charyzmą sceniczną Placido Domingo lub Jonasa Kaufmanna (ach! pomarzyć można przecież!). Z tym jest problem. Sylwester Kostecki zaśpiewał swoją rolę nieźle, ale zabrakło mu tego czegoś, co pozwala uwierzyć, że kobiety walczą o niego, a współplemieńcy obwołują królem. Wspaniałe kreacje stworzyli za to Leszek Skrla jako Urok i Jolanta Wagner w roli Ulany. Trzecim bohaterem był Andrzej Stańczyk, który wykonywał solową partię skrzypcową. Ostatni akt z chórami Cyganów i popisowymi wręcz partiami skrzypiec i cymbałów jest po prostu czarodziejski.
Bydgoska inscenizacja autorstwa Laco Adamika podoba mi się - bardzo estetycznie wysmakowana, nie epatuje ludowym kiczem. Słuchałam głosów moich sąsiadów na widowni, którzy narzekali co prawda, że kolory są zbyt ciemne, ale moim zdaniem są bardzo odpowiednie.
Ten rok w ogóle będzie chyba rokiem "Manru" - wybieram się do Warszawy i do Poznania, żeby zobaczyć premiery, będzie więc co porównywać.
Obsada:
Manru: Sylwester Kostecki
Ulana: Jolanta Wagner
Jadwiga: Katarzyna Nowak-Stańczyk
Urok: Leszek Skrla
Aza: Darina Gapicz
Oros: Jacek Greszta
Jagu: Janusz Żak
Młody Cygan: Paweł Krasulak
Młoda Dziewczyna: Julia Pruszak
Dyrygent: Maciej Figas
O! Sylwestra Kosteckiego dawno już nie słyszałem, a zawsze lubiłem tego śpiewaka.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz miałam okazję go posłuchać - dobrze śpiewał, tylko do stworzenia pełnokrwistej postaci trochę zabrakło "scenicznego pazura".
Usuń