Photo: Winslow Townson
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tę operę było to we Wrocławiu w kwietniu 2014
roku. Wtedy reżyserował ją Mariusz
Treliński, teraz (sic!) znany z "Jolanty” i „Zamku Sinobrodego",
dyrygowała Ewa Michnik, zaś Mariusz
Godlewski był Królem Rogerem. Tytułowy bohater to postać historyczna z 12
wieku, król Roger II, ale fabuła nawiązuje do "Bachantek” Eurypidesa.
Jarosław Iwaszkiewicz, daleki kuzyn Szymanowskiego, i sam Karol Szymanowski wspólnie stworzyli
libretto. Inspiracja przyszła po podróży, którą odbyli razem do Sycylii i
Afryki Północnej w 1914 roku.
W Bostonie, inny Mariusz, tym razem Kwiecień, śpiewał barytonową partię Króla Rogera. W pozostałych głównych rolach wystąpili: Olga Pasiecznik (sopran) jako Roxanna, Yvonne Naef (mezzosopran) Deaconess, Edgras Montvidas (tenor) Pasterz, Rafał Majzner (tenor) Edrisi, Alex Richardson (tenor) solo, Raymond Aceto (bas) Arcybiskup. Towarzyszyli im: Tanglewood Festival Chorus, chór dziecięcy Boston Voices, Boston Simphonic Orchestra pod dyrekcją znakomitego Charlesa Dutoita
.
Przyznam, że uczestnictwo w tym przedstawieniu okazało się dla mnie nie lada wyzwaniem i
wiązało się z perypetiami. Zima
niespotykana od lat, brak miejsca do parkowania i trudność w ogóle, żeby
odróżnić parking od ulicy z powodu śniegu powodowały stres. „Co robić?!” –
takie zadawałam sobie pytanie od momentu przyjazdu. Na szczęście znajomy
zaproponował, że mnie podwiezie. Jesteśmy na miejscu pięć minut przed
podniesieniem kurtyny… całe szczęście, że rozpoczęcie opóźnia się, bo w holu znajduje się wielu
podobnych do mnie nieszczęśników, którzy niecierpliwie czekają, aż dotrą do
nich parkujący...
Podejrzewam, że podobne problemy mieli z przybyciem członkowie orkiestry i soliści, i tak samo cieszyli się z dodatkowych minut .
Podejrzewam, że podobne problemy mieli z przybyciem członkowie orkiestry i soliści, i tak samo cieszyli się z dodatkowych minut .
Wyznaję, że „Król Roger” na scenie Boston Symphony Orchestra wywarł na mnie
ogromne, a nawet wręcz przytłaczające wrażenie.
Myślę, że wiele straciłabym, gdybym
nie znała wcześniej tej opery... (polecam doskonały artykuł
wprowadzający http://culture.pl/en/article/king-roger-op46-and-the-clash-of-the-gods
i pouczającą interpretację dokonaną przez Mariusza Kwietnia w wywiadzie
zamieszczonym na stronie https://www.youtube.com/watch?v=eIHZbtQ-mG4). W koncertowym wykonaniu brakowało
dwuznaczności seksualnej i napięcia erotycznego obecnego w pełnej inscenizacji opery. Aczkolwiek może być
to tylko jeden z punktów widzenia. Do dziś to dzieło jest kontrowersyjne i otwarte na wiele interpretacji. Niektórzy na
przykład uważają Pasterza za uosobienie Jezusa Chrystusa ...
Pomimo wersji koncertowej (bez kostiumów, bez scenografii, z zatłoczoną sceną, czasami przytłaczającą orkiestrą) Mariusz Kwiecień, dzięki kontrolowanej intensywności wykonania, ciepłemu, barwnemu barytonowi, doskonałej dykcji, wirtuozerii muzycznej i temperamentowi wybijał się spośród wszystkich wykonawców. W arii "Słońce, Słońce! Edrisi!!" (Akt III) widzimy Króla Rogera wolnego od pęt władzy, człowieka bez pełnej kontroli nad wszystkim (jak w akcie I i II), wydaje się, że teraz w pełni szczęśliwego ... przynajmniej tak myślałem ... Przez kilka dni towarzyszyło mi to wszędzie!
Olga Pasiecznik znakomicie pokazała ważność Roxanny, zauroczenie Pasterzem. Jej głos był jasny, w fortissimach
wzbijał się wysoko ponad orkiestrą - nie
lada był to wyczyn (raz tylko obawiałam się, że może być przytłoczona przez moc
orkiestry). Była wspaniała w akcie II,
gdzie jej nieziemskie nuty po prostu odurzały.
Litewski tenor Edgars Mintvidas miał być może największe wyzwanie w tej koncertowej wersji. Trudno przekazać skomplikowaną, czasami powściągliwą, czasami uwodzicielską i fascynującą osobowość Pasterza, gdy jest się ubranym w smoking...
Jego piękny tenor sprostał wymaganiom tego wieczoru, długich linii wokalnych z wysokimi dźwiękami. Imponujące.
Rafał Majzner został przyćmiony przez wspomnianych wyżej solistów - nie dlatego, że nie był wystarczająco dobrym wokalistą, ale znowu z powodu ograniczeń wersji koncertowej. Znaczenie jego roli jako doradcy / powiernika pozostaje jasne i czytelne.
Ta wokalna podróż była wspaniała!
"Towarzysząca" obsada była znakomita - w tym przede wszytkim Tanglewood Festival Choir i dzieci z "Boston Voices" (z dyrygentem Andym Icocheą). Zmierzenie się z językiem polskim nie było łatwe! Brawo!
Charles Dutoit i jego orkiestra „rozmiaru XXL” są widoczny sposób fanami
muzyki Szymanowskiego i tej opery!
Jeśli chodzi o napisy w języku angielskim (czytam, piszę i mówię po polsku), uważam, że było zbyt wiele literówek i niejednokrotnie raził niewłaściwy dobór słów (nie robiłam, co prawda notatek, ale...). Z pewnością nie brakuje doskonałych tłumaczy z polskiego na angielski, którzy mogliby być dostępni dla BSO...
Mam nadzieję, że Mr.G. (http://www.newyorker.com/magazine/2015/03/23/a-fight-at-the-opera) sprowadzi „Króla Rogera” do Metropolitan Opera ... Myślę, że nadszedł czas, by Szymanowski zdobył szacunek i publiczność, na jakie zasługuje – przecież był, tak uważam, człowiekiem XXI wieku, w miejscu nie do końca dla niego przyjaznym. (Obawiam się, że nadal nie jest rozumiany, a czasami wręcz nieaprobowany w Polsce, ze względu na styl życia, krytykę polskiego prowincjonalizmu, obawę przed czymś nieznanym).
Pora, aby uznać, że nie jest to już nieznana opera nieznanego kompozytora! Do tej pory wykonano ją, w dużej mierze dzięki staraniom Mariusza Kwietnia, w Paryżu, Madrycie, Santa Fe, Bilbao (tutaj w nowej produkcji Michała Znanieckiego), w Londynie (http: //www.roh. org.uk/productions/krol-roger-by-kasper-holten) Warszawie i Krakowie. Opera będzie wykonana ponownie w Londynie w maju tego roku, a w Krakowie (będę tam ...) jesienią.
Nowy Jork będzie następny...
Photo: Winslow Townson
Szczerze życzę (także sobie), żeby Nowy Jork był następny. Ale, jak opowiada Mariusz Kwiecień po obejrzeniu wersji paryskiej Peter Gelb powiedział, że "nigdy za jego dyrekcji", co źle świadczy o jego słuchu (jakoś mnie to nie dziwi). Na razie musi nam wystarczyć ROH - już tylko miesiąc do premiery, zaś londyński teatr z pewnością klasą dorównuje Met (conajmniej). Będę tam w maju, ale Krakowa też nie przepuszczę. Dziękuję zarówno Gospodyni bloga jak i Autorce za te amerykańskie relacje.
OdpowiedzUsuńNiestety nic chyba jeszcze nie wiadomo kto będzie reżyserował "Króla Rogera" w Krakowie. Mam nadzieję, że nie "położy" tego spektaklu i nie wystraszy kolejnych potencjalnych realizatorów, którzy jawnie lub incognito pojawią się wśród widowni ;)
UsuńCzekamy z niecierpliwością! (Podobnie zresztą jak na londyńskie przedstawienie).