czwartek, 27 października 2016

Goplana - 23.10.2016 - Opera Narodowa

 Edyta Piasecka - Goplana

"Goplana" w Operze Narodowej wydaje mi się przedstawieniem niedopracowanym myślowo. Wizualnie ciekawe, ale pozostawia niedosyt. Nie ma tu, jak sądzę winy, wykonawców, bo podstawowa trudność wystawienia tej opery polega na tym, aby poradzić sobie z przestarzałym językowo librettem. Dlaczego Żeleński nie posłużył się tekstem "Balladyny" Słowackiego? Dlaczego reżyser nie oparł się w interpretacji na źródle?  To przecież mistrzostwo słowa, prawdziwa poezja.  Polszczyzna Ludomiła Germana natomiast razi dziś archaicznością, libretto spłyca utwór Słowackiego. Szkoda, że Janusz Wiśniewski nie uwierzył, że  można widzów zainteresować tym, o czym opowiada "Balladyna" i zamiast tego pokazał nam coś w rodzaju ruchomej szopki z kolekcję stereotypowych postaci: dobra i zła siostra, matka-wdowa, piękny książę, rusałka z jeziora itp. Nie starał się pogłębić psychologii bohaterów, relację między nimi są konwencjonalne,  celowo sztuczne.
Małgorzata Walewska - Wdowa
Wyłamała się z tej  schematycznej gry Małgorzata Walewska w roli Wdowy i wygrała! Otrzymała największy aplauz publiczności - mnie także ujęła swym wykonaniem wokalnym i aktorskim. Ładny, ciepły mezzosopran, doskonała emisja, wrażliwość na każde wypowiadane słowo. Reżyser nie zdecydował  kto jest głównym bohaterem spektaklu i o czym on właściwie jest, więc kto sam, tak jak Małgorzata Walewska, nie przemyślał swojej roli, ten po prostu odśpiewywał po kolei swoje i schodził ze sceny. Wśród pozostałych wykonawców podobała mi się tego wieczoru Edyta Piasecka - Goplana, której krystalicznie czysty głos ciął przestrzeń jak laser (to komplement ) i Rafał Bartmiński - Grabiec ....   z tego samego powodu :),  choć podobnie jak wcześniej w roli Księcia Mantui, ten bardzo dobry tenor ma tendencję do nadużywania forte. Arnold Rutkowski- Kirkor rozśpiewał się niestety dopiero w ostatnim akcie. Współczuję mu, bo mnie trudno byłoby śpiewać z powagą słowa, które przytoczę, w stroju rycerza z Gwiezdnych Wojen: 
"KIRKOR:
W ostępy wiodłem was, orlęta śmiałe,
Przez dzikie puszcze brnęliśmy bez trwogi.
Zamczyska mury dziś opustoszałe
Gościnne jutro otworzą nam progi.
Ochoczo leśne przebiegam obszary,
Gdy róg za żubrem w pogoni przygrywa!
Czemuż gdy blisko już mój zamek stary,
W sercu niepokój dziwny się odzywa?
Za jaskółeczką ciągną moje oczy,
Kędy pod strzechą gniazdko ulepiła, —
Cichego szczęścia obraz tak uroczy
Kreślisz mi w duszy, ptaszyno ty miła!
Czy zdoła życie spełnić sen mój złoty,
Serce odnajdzie spokój utracony?
Miłości słodkie czary i pieszczoty
Czy poznam kiedy, szczęściem upojony?
Za twoim cichym, tajemniczym lotem
Spieszę, spragniony celu, jak wędrowiec, —
Za każdym śledzę skrzydeł twoich zwrotem, —
Gdzież ty mnie wiedziesz, jaskółeczko, powiedz!
Gdzie okienkami błyszczą dziewic twarze,
Wiedziesz mnie z sobą, tam mi wstąpić radzisz!
O krasnych licach, czarnych oczach marzę,—
Jaskółko czarna, gdzież mię zaprowadzisz !"

Wyobrażam sobie mojego ulubionego  Aleksandra Żabczyńskiego, który mógłby zaśpiewać taki szlagier w filmie "Manewry miłosne" albo "Jadzia".

Biedny Grabiec natomiast dostał tekst, który jest samą kwintesencją polszczyzny do parodiowania przez obcokrajowców - już chyba więcej  "ś", ź, "ć", "dź" nie mogłoby się tu zmieścić :
"Kiedy rankiem słonko wstanie,
Idźże kochana!
Nie czas już na świegotanie:
Pójdę do siana!
Znów gdy dzionek zajaśnieje,
Przy sianożęci,
Ta spogląda, ta się śmieje,
Wabi i nęci."


Mimo tych narzekań nie żałuję, że byłam na "Goplanie" - plastycznie to ciekawy spektakl. Sceny nad Gopłem robiły wrażenie. Muzycznie też w sumie miły wieczór, choć momentami zdarzały się dłużyzny i jakoś nie pamiętam tego, co usłyszałam, nie wiem czy potrafiłabym rozpoznać ten utwór np. słysząc go ponownie w radiu.  Może to syndrom inżyniera Mamonia, któremu podobały się tylko znane piosenki, ale gdybym miała wybierać między Żeleńskim a Moniuszką, wybrałabym Moniuszkę:)
 



niedziela, 23 października 2016

Samson i Dalila - L’Opéra de Paris



„Samson i Dalila” w reżyserii Damiano Michieletto jest moim zdaniem jednym z najlepszych przedstawień operowych  tego  roku.  Mądrym  i choć na pierwszy rzut oka można byłoby sklasyfikować  tę realizację do regietheater ze względu na przeniesienie akcji do współczesności,  modyfikację treści, jednak młody reżyser unika szczęśliwie typowych wad tego typu produkcji. Wydobywa wątki uniwersalne, nie szydzi z religii, jest w jego spojrzeniu na opowiadaną historię dużo współczucia dla tych, którzy są poddawani przemocy  i wrażliwości na  niesprawiedliwości świata. Chciałam napisać „opowiadaną historię biblijną”, bo przecież bohaterami są znane nam postaci z Księgi Sędziów, ale Damiano Michieletto wykorzystał motywy biblijne i opowiedział  o Samsonie i Dalii na nowo. Choć zwykle zrzymam się na takie zmiany, tym razem przyjęłam je bez sprzeciwu. Różnica polega przede wszystkim na  pokazaniu Dalili nie jako podstępnej Filistynki, która gubi Samsona, ale kobiety która kocha go prawdziwie, sama doświadcza poniżenia z strony pobratymców i to ona, a nie Samson, doprowadza do śmierci wszystkich obecnych na uczcie podpalając  pałac kapłana . Samson ścina nożem swoje włosy, co jest znakiem oddania Dalili. Sukces przedstawienia leży oczywiście w dużej mierze w doskonałej orkiestrze pod batutą Philippe Jordana, wspaniale pokazał się chór opery paryskiej, ale chyba najbardziej to zasługa pięknego prowadzenia śpiewaków – aktorów na scenie przez Michieletto. Rewelacyjne kreacje stworzyli Anita Rachvelishvili i Aleksandrs Antonenko – Samson. Anita Rachvelishvili  coraz bardziej podbija moje serce i spodziewałam się olśniewającej Dalili, natomiast Aleksandrs Antonenko bardzo, bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Nie mam ochoty niczego się czepiać, bo sądzę, że czasami nie warto być małostkowym i analizować drobne niedoskonałości, kiedy całość roli robi ogromne wrażenie Rachvelishvili  i Antonenko pasowali do kreowanych postaci, była między nimi chemia, poruszali emocje. Stuprocentowa Dalila i stuprocentowy Samson.
Najlepiej zobaczyć to na własne oczy i posłuchać póki można na kanale ARTE – ja się wczoraj wieczorem nie mogłam oderwać od tego przedstawienia: http://concert.arte.tv/fr/samson-dalila-de-camille-saint-saens-lopera-de-paris


Camille Saint-Saëns
SAMSON ET DALILA
Libretto, Ferdinand Lemaire
Dalila, Anita Rachvelishvili
Samson, Aleksandrs Antonenko
Le Grand Prêtre de Dagon, Egils Silins
Abimélech, Nicolas Testé
Un vieillard hébreu, Nicolas Cavallier
Un Messager philistin, John Bernard
Premier Philistin, Luca Sannai
Deuxième Philistin, Jian-Hong Zhao
Orchestre et Chœurs de l’Opéra National de Paris
Director del cor, José Luis Basso
Director musical: Philippe Jordan
Director d’escena :Damiano Michieletto
Escenografia, Paolo Fantin
Disseny de vestuari, Carla Teti
Disseny de llums, Alessandro Carletti


niedziela, 2 października 2016

Gala z okazji 60. rocznicy powstania Opery Nova

 
Papagena i Papageno na gali

Gala składała się z kilkunastu mini spektakli, przypominających najbardziej znaczące przedstawienia Opery Nova. Artyści występowali w kostiumach, ze scenografią w tle. Wersja koncertowa, której się spodziewałam, byłaby na pewno mniej ciekawa. Program świetnie skonstruowany i wielkie brawa należą się reżyserowi tego wydarzenia. Publiczność nie wiedziała, czego będzie słuchać i co oglądać, ale nie żałuję tej niepewności z jaką kupowałam bilet. Brak okolicznościowych przemówień był wielkim plusem. Dyrektor Figas mówił chyba trzy minuty. Telewizji nie widziałam żadnych i piratów fonograficznych takoż nie (a szkoda!). Pokusę, wyznam, miałam sama, żeby coś nagrać choćby na komórce, bo chętnie posłuchałabym jeszcze raz wielu wykonań.
W sumie zobaczyliśmy fragmenty z prawie 20 dzieł operowych i baletowych.  Oto moja subiektywna lista najlepszych momentów wieczoru w kolejności wykonania, jaką zapamiętałam:

1. Tadeusz Szlenkier w arii z kurantem ze "Strasznego dworu" - doskonały Stefan!  Bogaty w kolory głos pięknie wypełniał przestrzeń, przekonująca i szczera interpretacja.


2. Mazur siarczysty ze "Strasznego dworu" - Piotr Wajrak wykrzesał temperaturę muzyczną,  tancerze z werwą  zatańczyli.

3. "Va pensiero" z Nabucco Verdiego - po raz kolejny miałam dreszcze na plecach, gdy słuchałam tego utworu. Chór przygotowany przez Henryka Wierzchonia.

4. "E lucevan le stelle" dramatycznie, świetnie, zaśpiewane.
(Tylko czy Tadeusz Szlenkier nie za szybko zaczyna być Cavarandossim?! Mam nadzieję, że póki co tylko na koncertach.)


5. Duet Papagena i Papageny w smacznej  wersji Sławomira Kowalewskiego i Małgorzaty Greli.


6. Łukasz Goliński jako Tonio we fragmencie "Pajaców".
Miód na serce i balsam dla uszu, kiedy się słucha tego barytona.

7. Scena baletowa z "Giocondy" - na balecie nie znam się w ogóle i najczęściej po kilku minutach mam ochotę "przewinąć" akcję do przodu, powiem więc po prostu, że choreografia była ciekawa i fajnie tańczyli.

8. Jacek Greszta i chór Opery Nova we fragmencie z "Mefistofelesa" - chapeu bas


9. Aria "Mesicku na nebi hlubokem" - jest z tą Rusałką Małgorzata Polkowska zrośnięta, jakby to była jej druga tożsamość. Ślicznie, wzruszająco.

10. Duet kwiatów z "Lakme" Katarzyny Stańczak - Nowak i Doroty Sobczak (!) Piękna harmonia głosów. Perełka. Brawo dla obu pań, ale ostatnio jestem zakochana w Dorocie Sobczak :)


11. Alleluja z Mesjasza Haendla - chór Opery Nova. Super.


Droga Opero Nova, cieszę się, że jesteś blisko.
Myślę, że pracują tu ludzie, którzy kochają to co robią, łącznie z obsługą kas i widowni.
Trwaj! Życzę Ci wielu setek lat pięknego rozwoju.


Reportaż o gali w TVP Bydgoszcz