niedziela, 26 kwietnia 2015

Potępienie Fausta - 25.04.2015 Opera Nova


 
Nie chciałam słuchać wcześniejszych wykonań „Potępienia Fausta” Hektora Berlioza, ani czytać wypowiedzi twórców bydgoskiego przedstawienia, zanim sama go nie obejrzę. Pomyślałam, że lepiej będzie, kiedy dzieło samo przemówi do mnie i albo je zrozumiem i pokocham, albo zrazi, znudzi, zmęczy...  Przekonało mnie do siebie -  i to bardzo!

Jest to utwór rzadko wykonywany, swobodnie  wykorzystujący motywy zaczerpnięte z powieści Goethego i znacznie różniący się od „Fausta” Gounoda - ma opinię trudnego. Cieszę się, że Opera Nova podjęła ryzyko wystawienia go na scenie, bo jego gatunek faktycznie wydaje mi się niełatwy do sklasyfikowania. Składa się w warstwie fabularnej z luźno powiązanych ze sobą scen, muzycznie zaś przypomina momentami oratorium (ale i tu nie podjęłabym się przyporządkowania do jakiejś jednej kategorii).

Reżyser Maciej Prus pokazał nam inscenizację bardzo prostą, z ograniczoną paletą kolorów a w pierwszej części wręcz monochromatyczną, z niewielką liczbą rekwizytów. Poszczególne sceny obrazują przede wszystkim, jak się wydaje,  stany duszy głównego bohatera, choć przypisane są im w libretcie lokalizacje – węgierska wieś, piwnica Auerbacha w Niemczech, brzeg Łaby, komnata Małgorzaty – jednak jest to bardzo umowne i w istocie mogłyby się rozgrywać wszędzie.

Faust  (Łukasz Załęski) jest młody, zagubiony i jakoś nieporadny, choć nazywają go doktorem. Od pierwszych scen widzimy, że dotyka go niemoc, znudzenie, chce odebrać sobie życie. Scenę otaczają dwie gigantyczne szare półkoliste konstrukcje –  w ich obrębie toczy się cała akcja przedstawienia – i tylko czasami przedostaje się do środka światło – dobre albo złe.   Faust śpiewa o wiośnie i pięknie natury, wieśniacy cieszą się na weselu,  żołnierze ćwiczą energicznie to taktu marsza, ale to nie pokrzepia i nie rozbudza na dłuższą metę  nadziei  bohatera – nie ma żadnego żywego koloru prócz czerni, szarości i bieli.
I któż się pojawia w tej przygnębiającej scenerii? Oczywiście Mefistofel. Diabeł (w tej roli Szymon Komasa), który nosi krwiście czerwone buty, ma długie czerwone paznokcie, staje się mentorem i przewodnikiem Fausta. Właściwie uwodzi go, bo w ich relacji jest coś niepokojąco seksualnego. Mefistofeles wiele razy  czule go dotyka, wręcz pieści. To on prowadzi młodego chłopaka do pełnej pijaństwa i rozpusty piwnicy w Lipsku. Tam razem z Faustem słyszymy piosenkę o szczurze śpiewaną przez studenta Brandera (Leszek Holec) i piosenkę Mefistofelesa o pchle. Zniesmaczony Faust nie chce tutaj być, więc diabeł przenosi go w inne miejsce, gdzie stawia mu przed oczy wizję pięknej dziewczyny, która ma na imię Małgorzata –  w tym przedstawieniu wizja  jest zmultiplikowana – jest wiele dziewczyn – zjaw, które Faust chce  dotknąć, ale one mu się wymykają, dlatego  prosi o pomoc Mefistofelesa, aby mógł spotkać Małgorzatę.



Dom Małgorzaty (granej przez Ewelinę Rakocę) to prostokątna szklana gablota wystawowa, w której stoi  elegancki fotel i portret Fausta. Mefistofeles i jego podopieczny zjawiają się tam i obserwują młodą dziewczynę, która śpiewa liryczną pieśń o królu Thule i jego kielichu. Kiedy dziewczyna zasypia, diabeł sączy jej do ucha sprośną śpiewkę o naiwnej Ludwiczce. Aranżuje też spotkanie z Faustem. Młodzi zakochują się w sobie. Diabeł jednak rozdziela parę, mąci  spokój młodych  strasząc plotkami sąsiadów i gniewem matki dziewczyny. Te jakby wyłaniające się z koszmaru sennego postaci zaglądają przez szklane ściany „domu” Małgorzaty i wypłaszają jej ukochanego. Dziewczyna pozostaje sama i tęskni. Faust natomiast znowu pogrąża się w rozważaniach o naturze i zdaje się, że zapomina o dziewczynie. Mefistofeles jednak nie wypuszcza go ze swoich szpon – pojawia się, by dręczyć wyrzutami sumienia. Powiadamia, że czekająca na niego Małgorzata została oskarżona o morderstwo swojej matki -  by ta nie dowiedziała się o spotkaniu z Faustem, dziewczyna, podawała jej środek nasenny i  dawka okazała się za duża i przez to śmiertelna.  Za obietnicę uratowania Małgorzaty Faust godzi się podpisać cyrograf, że oddaje swoją duszę diabłu.  Piekielne rumaki niosą Mefistofelesa i Fausta do zionącej ogniem czeluści.

Historia jednak nie kończy się triumfem złych mocy. Małgorzata zostaje zbawiona.

Co stało się powodem potępienia Fausta?  To zapewne, że poddawał się nudzie i zniechęceniu, a może po prostu lenistwu, bo zaniedbywał to, co najważniejsze oddając się czczym rozmyślaniom. Reżyser, poprzez scenografię, stroje pomocników Mefistofela, podobne do stroju Fausta, chyba chciał nam  pokazać, że to zagrożenie powszechne.

 foto: Opera Nova
Wielkim atutem bydgoskiego przedstawienia okazało się to, że dyrektor Maciej Figas obsadził w głównych rolach bardzo młodych artystów. Groziło to porażką – ale na szczęście tak się nie stało. Wiemy, że miał problemy ze znalezieniem Fausta, tym większe brawa, że wyzwanie podjął Łukasz Załęski, który niedawno ukończył studia wokalne w Łodzi. Głos Łukasza Załęskiego ładnie brzmi w dolnych rejestrach, wyżej jeszcze sporo do zrobienia - na przykład nad pianissimami musi młody tenor jeszcze popracować, ale wyszedł z tego spektaklu z tarczą.

Dominującą postacią spektaklu był jednak Mefistofeles – Szymon Komasa przykuwał uwagę, od momentu, kiedy pojawił się na scenie. Fantastyczny głos i bardzo duże zdolności aktorskie - w każdej części swojej partii równie doskonały. Entuzjastycznie przyjęty przez publiczność. Teraz dowiedziałam się, że podobnie jak Mariusz Kwiecień,  znalazł się w gronie uczestników programu dla młodych artystów prowadzonego przez MET. Bardzo szczupły, z bladą twarzą, kusił gestem i uwodzicielskim niskim barytonem – trudno to zresztą opowiedzieć – najlepiej zobaczyć i posłuchać. Miał też swoich czartowskich pomocników – jednym z nich był Brander – bas Łukasz Holec świetnie wykonał piosenkę o szczurze i zebrał na koniec zasłużone brawa.  Mefistofeles traktował  Brandera w podobny sposób jak Fausta – te same czułe gesty – wydaje się, że ich droga  i los były bardzo podobne.

Olśniła mnie Małgorzata Rakoca w roli Małgorzaty – przepiękna była w jej wykonaniu pieśń „Le roi de Thulé” – czysty, dźwięczny, o barwie jak ciemne, szlachetne wino, głos. Do tej pory pozostaje mi w pamięci ta jej aria. Śliczna jest też z niej dziewczyna – w białej sukience wyglądała  zjawiskowo.  Tęskna pieśń “D'amour l'ardente flamme” poruszała serce.


Bohaterem osobnym była muzyka Berlioza – zmienne kolory, nastroje, tempa – to wszystko wykreowane wspaniale przez orkiestrę pod dyrekcją Michała Klauzy. Najbardziej nie spodziewałam się chyba efektu,  jaki  wywrze na mnie wizja piekła – ciarki przechodziły mi po skórze – to zasługa muzyki, która wywołuje  napięcie i grozę (chór śpiewa pieśń w jakimś diabelskim języku!),  ale też reżyserii  tej sceny, świateł i choreografii – to był pierwszy finał tego przedstawienia.

Kiedy wydaje się, że wszystko się kończy, rozwiewa się piekielny dym i rozpraszają piekielne czerwone ognie,  pojawia się światło - słyszymy chór i wzruszający dziecięcy głos śpiewa nam, że wita Małgorzatę w niebie …  I to finał prawdziwy.
Reżyseria                                        – Maciej Prus
Kierownictwo muzyczne                    – Michał Klauza
Współpraca muzyczna                      – Grzegorz Berniak
Scenografia                                     – Arkadiusz Chrustowski
Kostiumy                                         – Jagna Janicka
Choreografia                                    – Jacek Przybyłowicz
Przygotowanie chóru                         – Henryk Wierzchoń
Przygotowanie chóru dziecięcego       – Izabela Cywińska-Łomżyńska
Reżyseria świateł                             – Maciej Igielski
Asystent reżysera                             Edward Stasiński
Asystent dyrygenta                            – Maciej Wierzchoń
Faust                                                - Łukasz Załęski
Mefisto                                             - Szymon Komasa
Małgorzata                                        - Ewelina Rakoca
Brander                                             - Leszek Holec
M ...                                                  - Anna Krysiak 


 
 
 
 
 
 
 

sobota, 25 kwietnia 2015

Gość na Sofie: Gabriela Harvey o Don Giovannim w MET - 28.02.2015



 
Szybkie spojrzenie na kalendarz potwierdziło moje zaniepokojenie - tylko trzy tygodnie pozostały do końca sezonu 2014-2015 w MET. A tu moje notatki z  "Don Giovanniego" z  wtorku 28 lutego nadal leżą na biurku. Planuję co najmniej dwa "Bale maskowe” i być może "Rycerskość wieśniaczą” i „Pajace”" -  i nie chcę zawieść mojego wiernego tłumacza ... Tak więc, pomyślałam, że w ten piękny wiosenny weekend w Nowym Jorku powinnam zająć się pisaniem...

We wtorek 28 lutego orkiestrę prowadził Alan Gilbert, dyrygent wypożyczony z sąsiedniego  Lincoln Center. Gilbert  niedawno ogłosił, że opuści stanowisko dyrektora muzycznego New York  Philharmonic latem  2017 roku.  Dyrygent utrzymywał żywe tempo przez cały czas, bez utraty liryzmu i romantyzmu utworu Mozarta. Orkiestra grała znakomicie. Szwedzki baryton Peter Mattei wystąpił w tytułowej roli, wenezuelski bas-baryton Luca Pisaroni jako Leporello,  amerykański bas-baryton James Morris jako Commendatore, tenor z Rosji Dmitrij Korczak (debiut w Met) śpiewał partię Don Ottavio, sopran z RPA Elza van den Heever była Donną Anną,  sopranistka Emma Bell z Anglii Donną Elvirą, mezzosopran Kate Lindsay (z Wirginii  w USA)  Zerliną i bas-baryton z Czech Adam Plachetka Masetto.



Znam tę historię bardzo dobrze, ale tego wieczoru naprawdę poruszyła mnie mocno. Okazało się, że miałam spędzić kilka godzin jako świadek zbrodni seryjnego gwałciciela! Może tak się stało, dzięki wspaniałej kreacji Petera  Mattei jako  ..., ups, prawdę powiedziawszy szubrawca ...  socjopatycznego gwałciciela, który wyprowadzał mnie ze strefy komfortu!

Produkcja Met, pierwszy raz wystawiona w 2011 roku przez Michaela Grandage’a, jest umiejscowiona w epoce, ale udaje się jej odzwierciedlać nasz czas. Być może kolejny powód,  mojej epifanii - to opera o pożądaniu, miłości, nienawiści, zazdrości, morderstwie, zemście, zazdrości, i  jeszcze wiele, wiele więcej ...



I tak to się zaczyna: spotykamy Don Giovanniego w sypialni szlachcianki Donny Anny (Leporello  czuwa na zewnątrz na straży), która jest zaręczona z Don Ottavio. Udaje się jej obronić przed jego zalotami Don Giovannigo. Jej wołania o pomoc słyszy ojciec, Komandor, który rozpoczyna walkę z zamaskowanym napastnikiem. W walce na miecze  Don Giovanni zabija Komandora  i udaje mu się uciec nierozpoznanym. Donna Anna prosi Don Ottavio, aby pomścił śmierć jej ojca.



Następnie "spotkamy" "Donnę Elvirę, jedną z byłych podbojów Don Giovanniego. Leporello otwiera jej oczy pokazując "katalog" wszystkich ofiar Don Giovanniego.


Podczas ślubu Masetto i Zerlina Don Giovanni wybiera sobie następną ofiarę ... Zerlinę. Anna prosi Don Giovanniego o pomoc w znalezieniu mordercy ojca. Elvira ostrzega ją przed Don Giovannim, który oskarża, że ona jest szalona i zaprasza wszystkich, aby uczcić ślub w jego domu. Kiedy wychodzi, Anna poznaje,  jego głos – rozpoznaje w nim człowieka, który ją zaatakował. Ponownie błaga Don Ottavio , o pomstę za śmierć ojca.


Po zaakceptowaniu zaproszenia Don Giovanniego Masetto i Zerlina (teraz skruszona, że nie jest w stanie oprzeć się pokusie flirtu z Don Giovannim) przychodzą do domu Don Giovanniego. Anna, Elvira i Ottavio – zamaskowani - pojawiają się tam  również. Don Giovanni próbuje zwabić Zerlinę do innego pokoju. Młoda kobieta opiera się i krzyczy. Anna, Elvira i Ottavio ujawniają swoją tożsamości.  Don Giovanniemu jednak znowu udaje się wymknąć.
Don Giovanni i Leporallo  wymieniają się ubraniami. Okazuje się, że Elvira jest  nadal zakochana w Don Giovannim, mimo tego, co o nim wie. Przebrany za swego mistrza Leporallo napotyka Masetto, który  szuka Don Giovanniego i dochodzi do walki. Leporello bije Masetto i uchodzi. Zerlina pociesza Masetto.
Później, Anna, Elvira, Ottavio, Zelina i Masetto chwytają Leporello. Obawiając się o swoje życie, odsłania on swoją prawdziwą tożsamość - i udaje mu się ponownie zbiec.

Don Giovanni i Leporello, uciekają na cmentarz, odnajdują grób Komandora. Pomnik na grobie przemawia do nich i prosi o pokutę. Don Giovanni namawia Leporello, aby zaprosił ducha  Komandora do nich na kolację. Komandor przychodzi i prosi ponownie o nawrócenie grzesznika. Don Giovanni się śmieje ... a ziemia otwiera się i pochłaniają go ognie piekielne.
Anna, Elvira, Ottavio, Zelina, Masetto i Leporallo są tego świadkami ...


O  muzyce ...


W słynnym duecie "La ci darem la mano", kiedy  Don Giovanni chce zdobyć  Zerlinę, Matei, ze swoim ekscytującym barytonem, był bardzo przekonujący jako uwodziciel dziewczyny zalotnej, ale jeszcze naiwnej i niewinnej. Jego don Giovanni górował (dosłownie) nad wszystkimi, a jego wykonanie  miało w sobie zmysłowość, seksualność, przebiegłość i okrucieństwo.  Legato Matei w "La ci darem la mano" posiadało intrygującą miękkość. Był uroczym uwodzicielem w Deh vieni all finestra” – serenadzie do pokojówki Donny Elwiry. Z drugiej strony “Fin ch’han dal vino,”" (znana również jako „aria szampańska”), gdzie ujawnia swoje plany, aby upić  wszystkie wiejskie dziewczyny i dodać je  do swojej listy przed świtem, była pełna szaleństwa, ujawniając chęć używania życia bez względu na cenę! Jego groźny, okrutny humor osiągnęła swój szczyt pod koniec II aktu, kiedy świetnie się bawi, podczas gdy Leporello przygląda się temu ... i nie możemy zapomnieć o jego zdradzie sługi po próbie uwiedzenia Zerliny.


Co za wspaniały aktor z tego Petera Mattei!


On i  Pisaroni (prawdopodobnie jeden z wiodących artystów operowych) uzupełniali się bardzo dobrze. Leporello w “Madamina, il catalogo è questo” ("arii katalogowej"), gdzie odkrywa, że jego pan spał z tysiącem kobiet, bez względu na  rodowód ... pokazał swoje mistrzostwo -  szeroki zakres i objętość głosu, szybkie tempa, ale także  doskonały nerw komiczny. Na koniec arii było zabawne sumowanie podbojów jego pana tudzież  jego własnych flirtów, drażnienie Donny Elviry. Równoważenie komizmu i grozy było świetne w scenie „pokutuj albo giń”, kiedy posąg Komandora przychodzi na kolację. Bravo!

Pozostając przy panach ...  jako Don Ottavio  zadebiutował w Met rosyjski tenor Dmitrij Korczak. Jego tenor jest ciepły, śpiewał z elegancją, pięknie i delikatnie. Jednakże, pokazał także  asertywności w "Il mio tessoro," pięknej miłosnej arii. Było w niej więcej męskości, niż jej zawiera fabuła!



Adam Plachetka (kolejny debiut Met) jako Masetto, zawsze w cieniu Zerliny,  przekonał nas, że znosi zalotny charakter i trzpiotowatość Zerliny, dlatego, że naprawdę ją kocha, przeczekuje niepewność. Zarówno  Korczak, jak i  Plachetka nabierali mocy w miarę upływu czasu i dorównywali  swoim znamienitym kolegom.



Weteran James Morris był Commendatore.  Morris, którego kariera trwa już dziesiątki lat, nadal daje nam solidne występy.  Pomaga mu to, że ​​jest dobrym aktorem, a także, że zna swoje ograniczenia.



Zerlina  (Kate Lindsay) była zachwycająca w swoich dwóch  ariach śpiewanych do Masetto, "Batti, Batti" i "Vedrai, carino". Orkiestra tutaj spisała się znakomicie, prowadząc lekki, jasny sopran Kate Lindsay o świetlistym,  słodkim brzmieniem, w liryzm muzyki. Śpiewała  kojąco o spędzaniu dni i noce razem, ale i uwodzicielsko w "Vedrai, Carino," przepisując lekarstwo, że wszystko będzie dobrze, jeśli tylko ręka spocznie na jej piersi"! – „Toccami qua" powtarza wiele razy: „Dotykaj mnie tutaj".



Donna Elvira (Emma Bell) została odrzucona przez Don Giovanniego, ale nadal żywi do niego uczucie. W arii śpiewanej pod koniec drugiego aktu  tak śpiewa: "Ten niewdzięczny łajdak zdradził mnie, o Panie, uczynił mnie tak nieszczęśliwą! Oszukał mnie i mnie porzucił, ale jednak pragnę mu przebaczyć".


To wymagająca rola. Wysokie nuty Emmy Bell  w  Ah chi mi dice mai” and the “Ah fuggi iltraditor” brzmiały dla mnie ostro.  Jej wykonanie  było  nieco surowe i szorstkie, była nierówną wokalnie  Donną Elvirą. W zespołach wydawała  się czasami odłączona od reszty wykonawców.  Być może ta  surowość i chropowatość była celową próbą podkreślenia goryczy bohaterki? Gwoli uczciwości, brzmiała bardziej miękko i wrażliwie w „Mi tradì quell'alma ingrate,”", gdzie walczy z  poczuciem zdrady i  jednocześnie z wyraża troskę o tego, kto ją zdradził.


Elza van den Heever jako Donna Anna przebywała większość opery w stanie żałoby. Recytatyw "accompagnato" z Don Ottavio i  aria, które potem następuje  "Or sai, chi l'Onore" podsumowują jej  charakter. Muzyka tutaj jest ekscytująca. Jej wykonanie "Non mi dir", kiedy prosi Don Ottavio, aby przestał mówić o małżeństwie, była dowodem jej nieskazitelnej techniki.

To był wieczór mistrzowskiej dyrygentury, wspaniałej orkiestry, solidnej produkcji i wspaniałej obsady śpiewaków.










poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Guest on Sofa: Gabriela Harvey on Don Giovanni at the MET



A quick look at the calendar confirmed my fear, only three weeks left in the 2014-2015 MET season. My notes from the Tuesday February 28th performance of “Don Giovanni” are still on my desk. Anticipating at least two “Un Ballo’s” and maybe “Cav and Pag,” and not wanting to disappoint my faithful translator… So, I thought I would tackle this on a beautiful New York City spring weekend…

On Tuesday February 28th the conductor Alan Gilbert was on loan from the Philharmonic next door at Lincoln Center. Mr. Gilbert, it was recently announced, will leave his post as music director of the New York Philharmonic in the summer of 2017. He kept a lively tempo throughout, without sacrificing the lyricism and romanticism of Mozart’s “Don Giovanni.” The orchestra played superbly. Sweden’s baritone Peter Mattei was Don Giovanni, Venezuelan (via Italy) bass-baritone Luca Pisaroni was Leporello, our own bass-baritone James Morris was The Commendatore, tenor Don Ottavio was Russia’s Dmitry Korchak (Met debut), South Africa’s soprano Elza van den Heever was Donna Anna, England’s soprano Emma Bell Donna Elvira, Virginia’s mezzo-soprano Kate Lindsay was Zerlina and Czech Republic’s bass-baritone Adam Plachetka was Masetto.

I know the story, but that evening it hit me hard. I was about to spend hours witnessing the crimes of a serial rapist! Maybe it was Mr. Mattei’s superb portrayal of the…,oops, I almost said rascal… a sociopathic rapist, that added to my “discomfort”!

The Met’s production, first directed in 2011 by Michael Grandage, is set in the opera’s own era, but it manages to reflect our time. Perhaps another reason for my epiphany--this opera is all about lust, love, hate, jealousy, murder, revenge, envy, and more…

And so it begins: we encounter Don Giovanni in the bedroom (Leporello is keeping watch outside) of a noblewoman, Donna Anna who is engaged to Don Ottavio. She manages to fight his advances off.
Her cries for help are heard by her father, the Commendatore. He challenges her disguised assailant. A sword fight ensues. Don Giovanni kills him and manages to escape unrecognized. Donna Anna asks Don Ottavio to avenge her father’s death.

Next we “meet’’ Donna Elvira, one of Don Giovanni’s former conquests. Leporello sets her straight, showing her the “catalogue” of all of Don Giovanni’s victims.
Masetto and Zerlina’s wedding takes place and Don Giovanni sets his eyes on his next victim … Zerlina. Anna seeks Don Giovanni’s’ help in finding her father’s murderer. Elvira warns all about Don Giovanni. He “declares” her mad and invites all to celebrate the wedding in his house. As he leaves, Anna recognizes his voice as that of the man who attacked her. Again she begs Don Ottavio to avenge her father’s death.
Having accepted Don Giovanni’s invitation Masetto and Zerlina (now contrite for not being able to resist the temptation of flirting with Don Giovanni) enter Don Giovanni’s home. Anna, Elvira and Ottavio (all masked) also appear. Don Giovanni tries to distract Zerlina and drag her into another room. She cries out. Anna, Elvira and Ottavio reveal their identity but Don Giovanni manages to slip away.

Don Giovanni and Leporallo exchange clothing. Elvira continues to be in love with Don Giovanni despite what she knows. Disguised as his master Leporallo encounters Masetto, (who is looking for Don Giovanni) and a fight ensues. Leporello beats up Masetto and leaves. Zerlina comforts Masetto.
Later on, Anna, Elvira, Ottavio, Zelina and Masetto surprise Leporello. Fearing for his life, he reveals his true identity and manages to escape yet again.

Don Giovanni and Leporello , escaping to a cemetary/garden, find the tomb of the Commendatore. The statue at the grave speaks to them and asks for repentance. Don Giovanni makes Leporello invite “the ghost” of the Commendatore to join them for dinner. He comes and asks them again to repent. Don Giovanni laughs …and the earth opens and sends him to the flames of Hell.
Anna, Elvira, Ottavio, Zelina, Masetto and Leporallo are left…


On to the music…
In the famous seduction duet between Giovanni and Zerlina, “La ci darem la mano.”  Mr. Matei with his vibrant baritone was very convincing as the seducer of Zerlina, the flirtatious girl with beguiling yet naive innocence. His is  a commanding Giovanni: he towered (literally) over everyone and his performance was charged with the requisite sensuality, sexuality, and devious cruelty. We witnessed the fluidity of his notes when Giovanni attempts to seduce Zerlina. The legato in “La Ci darem La Mano” had an alluring softness. He was the charming seducer in “Deh vieni all finestra,” his serenade to Donna Elvira’s maid. On the other hand the “Fin ch’han dal vino,” (also known as the Champagne Aria), where he reveals his plans to get all the peasant girls drunk and add ten names to his list before dawn, was full of frenzy, revealing Don Giovanni’s zest for life, “at any cost”! His menacing, cruel humor reached its peak at the end of Act II, when he feasts while Leporello looks on…and we mustn’t forget his betrayal of Leporallo after his own attempt to seduce Zerlina.



What a wonderful actor M. Mattei is!
He and Mr. Pisaroni (perhaps the opera’s other leading man?) complemented each other very well. Leporello’s “Madamina, il catalogo è questo” (“Catalog Aria,”) in which he reveals that Don Giovanni has slept with thousands of women, no matter their pedigree…was masterful. Mr. Pisaroni maintained the wide range and fast tempi but also showed off his excellent comic timing. At the
end of the aria he was hilarious, balancing his master’s boasting and his own flirting, mocking Dona Elvira. Balancing the comic timing was the terror in the ‘repent or else’ scene, when the statue of the Commendatore comes to dinner. Bravo!

Staying with the men….Making his Met debut, the Russian tenor Dmitry Korchak  was Ottavio. His is a warm and polished voice. His singing has an elegance, beauty and softness. However, he was not without assertiveness in his rendition of “Il mio tessoro,” the beautiful love aria. He proves more a man than the plot implies!

Adam Plachetka (another Met debut) as Masetto , always in Zelina’s shadow, manages to convince us that he puts up with Zerlina’s flirtatious nature and flightiness and, because he truly loves her, outwaits the uncertainty. Both Mr. Korchak and Mr. Plachetka grew stronger as the evening progressed. They stood up to the challenge of their formidable colleagues.

The veteran James Morris was the Commendatore.  Mr. Morris, whose career spans decades, continues to give us solid performances. It helps that he is a good actor and also that he knows his limitations.

Zerlina’s (Kate Lindsay) two arias sung to Masetto, “Batti, batti” and “Vedrai, carino,” were enchanting. This is where the orchestra was superb, guiding Ms. Lindsay’s bright soprano voice with a light and sweet timbre, in the lyricism of the music. She sang reassuringly about making up and spending their days and nights together, but seductive in “Vedrai, carino,” prescribing the cure, all will be well “if you only rest your hand on my breast” – “Toccami qua!” she sings over and over: “touch me here.”

Donna Elvira (Emma Bell) has been rejected by Don Giovanni but continues to have feelings for
him. The aria “Mi tradì quell’alma ingrata” occurs late in Act Two, as she sings: “That ungrateful wretch betrayed me, and made me so miserable, oh Lord! He deceived me and abandoned me, yet I can’t help but forgive him.”

This is a demanding role. I thought the high notes in: “Ah chi mi dice mai” and the “Ah fuggi il traditor” had a hard edge. I found her a bit harsh and wiry at times and thought she sang an uneven Dona Elvira. In the ensembles she seemed disconnected at times from the others. Perhaps the harshness and/or hard edge was a deliberate attempt to underline the character’s bitterness? In all fairness, she sounded softer and more vulnerable in the “Mi tradì quell'alma ingrate,” where she struggles with her feelings of betrayal and her concern for the one who betrayed her.
 
Elza van den Heever’s Donna Anna spends much of the opera in a state of mourning. The recitative “accompagnato” with Don Ottavio and the aria that follows, “Or sai chi l’onore,” summarize the character. The music here is thrilling. Her rendition of “Non mi dir,” when she asks Don Ottavio to stop talking about marriage, was a testament to her flawless technique.

This was an evening of masterful conducting, a wonderful orchestra, a solid production and a splendid cast of singers.


On to Manon…