poniedziałek, 29 czerwca 2015

Czarodziejska góra - Festiwal Malta 26.06.2015



Photo: Maciej Zakrzewski, Festiwal Malta
Spotkanie pierwsze

To  dosyć niezwykłe jak znalazłyśmy się z Gabrielą na „Czarodziejskiej górze” w Poznaniu. Gabriela przyleciała z Nowego Jorku do Wrocławia, bardzo chciałyśmy się zobaczyć.  Idealnym miejscem, bo w połowie drogi między Toruniem a Wrocławiem, jest Poznań.  Pomyślałyśmy, że dobrze być na  premierze  opery Pawła Mykietyna  na Festiwalu Malta. Okazało się jednak, że na kilka tygodni przed spektaklem nie ma już biletów ani wejściówek – na wszystkie terminy tak samo. Żadnych szans. Chciałyśmy pojechać  „w ciemno” (pojawił się wariant awaryjny - premiera "Halki" tego samego dnia w Teatrze Wielkim), ale na początku zeszłego tygodnia dostałyśmy wspaniały prezent - jechałyśmy „w jasno”! Rozmowy o wszystkim w Poznaniu - wielka radość dla mnie.


Photo: Maciej Zakrzewski, Festiwal Malta
Spotkanie drugie


Hans Castorp:

przestańcie się na mnie gapić

moja dusza poszła sobie gdzieś

w górę i w górę

i jeszcze wyżej

nic nie rozumiem

ale dobrze mi to robi


 Photo: Maciej Zakrzewski,  Festival Malta
Drugi powód do radości to spotkanie z „Czarodziejską górą” – utworem powstałym na motywach powieści Tomasza Manna. Na sali razem z widzami siedzieli ci, którzy odczytali i opowiedzieli na nowo tę powieść – Paweł Mykietyn (muzyka), Małgorzata Sikorska – Miszczuk (libretto), Andrzej Chyra (reżyser, libretto). Sala zaledwie na kilkaset miejsc, brak kanału orkiestrowego dawało możliwość bliskiego kontaktu z tym, co się działo na scenie. Warstwa dźwiękowa otaczała nas zewsząd. Muzyka podobała mi się, zwłaszcza w drugim akcie,  ale  nie umiem właściwie o niej napisać, bo brakuje mi do tego słów. Mogłabym powtórzyć za Hansem Castorpem: „nie rozumiem, ale dobrze mi to robi”. Były tam  nagrania pojedynczych instrumentów,  orkiestry, odgłosy ulicy. Chwilami słyszałam jakieś  elektroniczne „fugi”, nawiązania do muzyki średniowiecznej, ale warstwa dźwiękowa miała też momentami epickość i ilustracyjność muzyki filmowej. Bohaterowie  śpiewali, dlatego zapewne ta „Czarodziejska góra” została nazwana operą. Głosy świetne bez wyjątku i to zarówno w przypadku wykonawców głównych ról, jak i chóru.

W wymowie utworu dominujące okazały się wątki egzystencjalne - odebrałam go jako zaproszenie do rozmowy o czasie, dojrzewaniu, cielesności, chorobie, miłości i śmierci. Na dalszy plan zeszły spory polityczne i filozoficzne obecne w powieści Manna w dysputach Naphty i Settembriniego. Ucieszyłam się, że nowoczesnej formie nie towarzyszyła tak często obecna teraz w spektaklach brutalność i fizjologizm. Zamiast tego dało się odczuć współczucie dla kruchości człowieka. Twórcy nie udawali też, że coś wiedzą od nas lepiej, nie  wymądrzali się i  nie moralizowali. I muzyka i libretto były "nieostateczne" i przez to dawały pole do różnych interpretacji. To dobrze.


Photo: Maciej Zakrzewski, Festival Malta
Przez wprowadzenie stale obecnej postaci Amerykanki, która mieszkała w pokoju zajmowanym potem przez Hansa Castorpa i zmarła przed jego przybyciem, nie wiemy właściwie czy osoby, które są na scenie żyją czy nie.  Może wszystko, co widzimy jest snem umierającej Amerykanki?  Wydaje się to mocno prawdopodobne, bo ona jest  spiritus movens akcji i to ona wypowiada ostatnie słowa. Agata Zubel stworzyła świetną, mocną wokalnie i aktorsko rolę. Hans Castorp to od soboty dla mnie Szymon Komasa. Tak już odtąd będzie. Widziałam go już wcześniej w „Potępieniu Fausta” jako Mefistofelesa.  Nieprzeciętnie zdolny młody artysta! Tworzy  kompletne w każdym detalu postacie. Wierzę mu. Poruszające były dla mnie szczególnie sceny z Kławdią (Barbara Kinga Majewska) i Peeperkornem (Marcin Habela). Ciekawy był też rzecz jasna wątek relacji z kuzynem Joachimem (świetny Szymon Maliszewski).

Każdy z mieszkańców tego dziwnego międzynarodowego sanatorium na szczycie góry  śpiewa w swoim języku – po niemiecku, angielsku, rosyjsku, włosku a chór po polsku –  brzmienie tych języków wspomaga efekt polifoniczności utworu i  daje mu jeszcze większą uniwersalność.

Kiedy to piszę wciąż przewijają mi się przed oczami sceny ze spektaklu.  Zapada to przedstawienie w pamięć, choć trudno go komuś opowiedzieć. Mnóstwo różnych motywów, tropów do rozszyfrowania.



 Photo: Maciej Zakrzewski, Festival Malta
Kolejne spotkania

Twórcy i wykonawcy „Czarodziejskiej góry” zostali po przedstawieniu, mogliśmy więc z nimi porozmawiać i bliżej ich poznać. Na pewno byli ogromnie zmęczeni, widać było stres, ale dla widzów to wielka korzyść i frajda. 

Szczególne podziękowania dla tej kochanej osoby, która dała nam  możliwość zobaczenia spektaklu :)

 Photo: Maciej Zakrzewski, Festival Malta
Post scriptum
Trzeba jeszcze powiedzieć o tym, że tego dnia miały miejsce w Tunezji, Francji i Kuwejcie zamachy terrorystyczne, zginęło kilkadziesiąt osób. Przed spektaklem uczciliśmy ich chwilą ciszy.  Zgroza, trudno o tym przestać myśleć. Przyszłam do hotelu, otworzyłam Biblię i przeczytałam: „Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka - uczynił go obrazem swej własnej wieczności” (Księga Mądrości)… I to jest dla mnie najistotniejszy komentarz do wszystkich wydarzeń tego dnia i do „Czarodziejskiej góry” też…

reżyseria: Andrzej Chyra
scenografia: Mirosław Bałka
muzyka: Paweł Mykietyn
libretto: Małgorzata Sikorska-Miszczuk
kostiumy: Magdalena Maciejewska
Obsada: 
Naphta- Urszula Kyger
Kławdia- Barbara Kinga Majewska
Pani Stohr- Jadwiga Rappe
Amerykanka- Agata Zubel
Peeperkorn- Marcin Habela
Hans- Szymon Komasa
Bahrens- Łukasz Konieczny
Settembrini- Karol Kozłowski
Joachim- Szymon Maliszewski
Krokowski- Juan Noval Moro