sobota, 8 grudnia 2012

Eugeniusz Oniegin - 7.12.2012, Teatr Wielki w Poznaniu

MK JK Oniegin
Joanna Kozłowska, Mariusz Kwiecień, Photo K.Zalewska,  www.gloswielkopolski.pl

EUGENIUSZ ONIEGIN : Mariusz Kwiecień
TATIANA: Joanna Kozłowska
LEŃSKI : Paweł Skałuba
OLGA : Sylwia Złotkowska
GREMIN : Aleksander Teliga
TRIQUET :Tomasz Raczkiewicz
ŁARINA : Joanna Cortes
FILIPIEWNA : Vera Baniewicz
KAPITAN, ZARECKI : Jaromir Trafankowski
kierownictwo muzyczne: Tadeusz Kozłowski
reżyseria i kostiumy:  Michał Znaniecki
dekoracje: Luigi Scoglio 
choreografia: Diana Theocharidis
światło: Bogumił Palewicz
Koprodukcja Teatru Wielkiego w Poznaniu, Opery Krakowskiej, Abao/Olbe i Teatro Argentino de La Plata

Śnieg przysypał Poznań, mróz stworzył delikatne, koronkowe dekoracje drzew, płotów... Dobrze się to komponowało z inscenizacją "Oniegina" na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu, która też była zimowa, srebrzysta, lodowa. Widziałam już wcześniej to przedstawienie w maju na festiwalu w Opera Nova w Bydgoszczy. Wtedy sama nie domyśliłam się, że dwa ostatnie akty rozgrywają się wodzie, dlatego że serce głównego bohatera topnieje...Nie przekonuje mnie przeczytane później wyjaśnienie reżysera, ponieważ także i w tej realizacji nie widać, aby Oniegin stał się na końcu lepszym, bardziej czułym człowiekiem, natomiast inscenizacja podoba mi się bardzo, ma wiele pięknych, plastycznych momentów.

Po Operze Narodowej w Warszawie poznańska opera wydaje się być bardzo kameralna (900 miejsc), scena tak blisko! Nie jestem znawcą, ale pochwaliłabym ten budynek za akustykę. Głosy śpiewaków doskonale wypełniały przestrzeń, co oczywiście na pewno przede wszystkim było ich zasługą. Bardzo dobrze oglądało mi się i słuchało "Oniegina" w stolicy Wielkopolski:) Myślałam sobie, że nie mogłabym mieć lepszego wykonania w ROH czy w Wiedniu. Trzy godziny (tylko!) drogi od mojego domu!
Obsada była bardzo mocna. Już w pierwszej scenie pięknie zabrzmiały w duecie Łarina - Joanna Cortes i Niania - Vera Baniewicz. One wprowadzają nas w tematykę tej opery - starsze kobiety opowiadają o miłości i o obowiązku, małżeństwie, które jest codziennością, normalnością, przyzwyczajeniem. Ale szczęście, uczucie kiedyś się pojawiło, błysnęło w sercach jak światełko i o nim się pamięta, tęskni przez całe życie ...
Tatiana - Joanna Kozłowska i Olga - Sylwia Złotkowska wyglądają na scenie rzeczywiście jak siostry: mają długie, brązowe włosy, podobne figury, zielone sukienki, mocne głosy o dosyć ciemnej barwie. Wesoła, trzpiotowata Olga charakterem jest podobna do matki, która tutaj także lubi bawić się tańczyć, chce jeszcze korzystać z życia. Refleksyjna Tatiana  to oczko w głowie Niani, jej zwierza się i radzi. Wizyta zakochanego w Oldze Leńskiego - Paweł Skałuba i jego przyjaciela Oniegina - Mariusz Kwiecień -  wywołuje burzę emocji w wiejskiej posiadłości Łarinów.

Joanna Kozłowska bardzo dobrze zaśpiewała partię Tatiany, szczególnie scenę pisania listu do Oniegina. Aktorsko przydałoby mi się trochę bogatsze zróżnicowanie środków wyrazu u pani Joanny, lepsze oddanie przemiany młodej, nieśmiałej dziewczyny w pewną siebie żonę księcia Gremina - dla mnie Tatiana nie zmieniła się właściwie w ciągu całego przedstawienia.

Oldze i Leńskiemu kazał być reżyser jeszcze trochę dzieciakami, które droczą się, gonią się na scenie. Leński jest dosyć histeryczny na balu u Łarinych - dla niego i Tatiany staje się on koszmarem. Oboje są odrzuceni, przeżywają katusze. Nastrój podkreśla pulsujące ze sceny światło: drażniąca zieleń, czerwień, róż. Poważnie staje się, gdy opada ciemna kurtyna i przed nią, bardzo blisko widzów, Paweł Skałuba wzruszająco śpiewa arię młodego poety podsumowującego swoje krótkie życie: "Куда, куда..." Na kurtynie wyświetlają się słowa jego wyznania do Olgi, wypowiedziane, gdy był jeszcze szczęśliwy, ufny " Я люблю тебя...". Powoli zaczynają się one zacierać, jakby patrzyły na nie oczy pełne łez, potem poszczególne litery kapią, zamieniają się w płatki śniegu, w końcu śnieg wiruje na całej scenie ...
Gdy śpiewają swój duet przed pojedynkiem Leński i Oniegin widownia zastyga w milczeniu, bo robi on ogromne wrażenie: głosy zlewają się ze sobą, idealnie harmonizują a przecież jest to aria "Bраги ..."

Mariusz Kwiecień nie tylko świetnie śpiewał rolę Oniegina, ale on nim po prostu był. Najlepszy Oniegin jakiego widziałam i słyszałam w życiu.  Jak on to robi?! Głos wspaniały i zdolny oddać odcienie przeżyć bohatera, zarówno kiedy odrzuca miłość Tatiany jak i kiedy potem  uświadamia sobie, że ją kocha i chce, aby ona zdecydowała się na życie z nim. Ale nawet wtedy, gdy nie śpiewa jego postać jest niezwykle mocno obecna, skupia uwagę. Poruszająca była scena, sugestywna plastycznie i choreograficznie, kiedy między drugim a trzecim aktem przy dźwiękach poloneza przesuwają się Onieginowi przed oczami postaci, wydarzenia, z jego życia - Olga droczy się z Leńskim, tańczą pary na balu u Łarinych, Leński podchodzi, wyciąga rękę, chce coś powiedzieć.  Przezroczysta zasłona oddziela Oniegina od znajomych postaci, a on przeżywa na nowo wydarzenia, których nie może już zmienić. Czujemy, że cierpi wtedy naprawdę, dręczą go wyrzuty sumienia, przede wszystkim z powodu śmierci Leńskiego.
Oniegin 2
Oniegin i senne zjawy z przeszłości.

Pusty, wypalony wewnętrznie zjawia się na balu u księcia Gremina - w tej roli doskonały Aleksander Teliga - gdzie olśniewa go kobieta, która koncentruje wokół siebie towarzystwo. W niej rozpoznaje Tatianę, jak się okazuje, żona Gremina. Książę przedstawia Oniegina jako krewnego i przyjaciela.  I tym razem egoistyczny Oniegin nie waha się, aby sięgnąć po to, co najdroższe dla kogoś, kto go nazywa przyjacielem.  W tym przedstawieniu ostatnie sceny są dosyć śmiałe. Tatiana rozbiera swoją książęcą, ciężką suknię i sam na sam z Onieginem mierzy się ze swoją namiętnością do niego. Jednak wierność mężowi zwycięża  (całe szczęście!) także  w realizacji M. Znanieckiego:)
"Szczęście było tak blisko ..." niewykorzystane szanse, zmarnowane życie. Oniegin zostaje sam na pustej scenie.
A po spektaklu ...
A po spektaklu chciałam jeszcze dostać autografy. Myślałam, że pójdzie to tak łatwo, jak w Warszawie, ale prosto nie było:) Sympatyczne panie w szatni powiedziały nam, że trzeba wyjść z budynku i wejść od tyłu. Tak też zrobiliśmy, ale moje towarzystwo chciało jednak zostać na zewnątrz (-7C!) Mnóstwo ludzi chodziło wąskimi korytarzami, wychodzili członkowie orkiestry i chóru. Nie było praktycznie nikogo, kto czekałby na autografy. Tak mi się przynajmniej wydawało. "Kobieto, co ty tutaj robisz? Idź do domu!" - kołatało się w mojej głowie. "Bez strojów może nawet nikogo nie rozpoznam ..." A jednak postanowiłam parę minut poczekać. I bardzo dobrze. Porozmawiałam z bardzo miłą członkinią orkiestry grającą na waltorni, która czekała w tym samym, co ja miejscu ( tuż przy drzwiach) na transport do domu, rozpoznałam i poprosiłam o autograf rozpromienionego Leńskiego:). Przyszła jeszcze jedna osoba spoza branży z takim samym celem jak ja.  Potem kątem oka dostrzegłam, że w połowie korytarza pojawiła się grupa rozmawiających osób, a wśród nich nasz Oniegin:) Piszę Oniegin, bo Mariusz Kwiecień był cały czas w stroju swojego bohatera. Rozmawiali o jakichś fachowych, muzycznych sprawach. Dołączyła do nas na chwilę pani garderobiana, która tak jak my nie chciała przeszkadzać i spglądała z dala na rozmawiających. Stwierdziła ku naszej uciesze: "Czekam, żeby rozebrać pana Mariusza":)))) Pan Mariusz naszej dwójce(!) nie uciekł. Dostałam piękne, zamaszyste autografy na programach oraz na koniec uśmiech, który mogłabym  nazwać "Don Giovanni w akcji, niewiasty zachowajcie czujność":) Zabójczy po prostu.
Na panią Joannę Kozłowską nie doczekałam się - martwiłam się o moich ludzi, którzy stali na mrozie. Okazało się przy tym, że zaglądali do środkach, a że są to osoby o wrażliwych sercach, martwili się, że M. Kwiecień cały czas jest w przemoczonych butach (pamiętacie, dwa akty toczą się w wodzie) i na pewno się przeziębi... Mam nadzieję, że tak się nie stało.
*********

wtorek, 16 października 2012

Czarodziejski flet - 13.10. 2012 Opera Nova w Bydgoszczy

To świetne przedstawienie! Jeśli będziecie mieli okazję, wybierzcie się je obejrzeć do Bydgoszczy.

Królowa Nocy: Joanna Moskowicz, Photo: Joanna Moskowicz, Facebook
Reżysera: Matthias Remus
Kostiumy i scenografia: Stephan Dietrich

Wykonawcy:
Pamina  Victoria Vatutina
Tamino   Tadeusz Szlenkier
Sarastro   Jacek Greszta
Królowa Nocy   Joanna Moskowicz
Papageno   Przemysław Rezner
Papagena   Krystyna Nowak
Monostatos   Wojciech Dyngosz
I Dama: Katarzyna Nowak-Stańczyk ; II Dama: Aleksandra Pliszka; III Dama: Małgorzata Ratajczak
Chłopcy-geniusze: Izabela Miloch,Magdalena Połowińczak,Bogumiła Gawryłkiewicz
Dyrygent: Maciej Figas
Pojechałam na "Czarodziejski flet" do Bydgoszczy na pocieszenie. Musiałam się jakoś pocieszyć, bo smutno mi było, że nie mogłam się wybrać na transmisję  "Napoju miłosnego" z MET -  a tam przecież i Anna Netrebko i Mariusz Kwicień! Co prawda krótkie filmy reklamowe przygotowane przez MET lekko mnie przeraziły (oj, nie brzmiało to dobrze!), ale były nagrane jeszcze podczas prób ...
Wyprawa do Warszawy to dwa dni dla mnie - obowiązki teraz nie pozwalają ich poświęcić na operę. Autostrada z Torunia do Łodzi już miała być, ale jej nie ma...  Zdecydowałam się na wyjazd do Bydgoszczy dosyć późno i dostałam miejsce w pierwszym rzędzie. Pierwszy raz w życiu siedziałam tak blisko orkiestry i sceny. Teraz wiem - chcę tak zawsze! Chyba zawsze. Przynajmniej na pewno na Mozarcie dyrygowanym przez Macieja Figasa. Pięknie grała orkiestra i muzyka nie przytłaczała mnie ani przez moment. Miałam dyrygenta na wyciągnięcie ręki i widziałam doskonale jego pracę, mogłam zajrzeć do nut (momentami ogarniała mnie duża pokusa, żeby go dotknąć, a na koniec uściskać z wdzięczności za wspaniały wieczór:).
Dobrym pomysłem moim zdaniem, choć puryści pewnie by się z tym nie zgodzili, jest to, że arie śpiewne są tu po niemiecku, a dialogi wypowiadane po polsku. Publiczność - a było też na sali sporo dzieci - żywo na nie reagowali.
Scenografia i kostiumy wzorowane na strojach z epoki kompozytora zaprojektował w bardzo udany sposób Stephan Dietrich. Akcja opery rozgrywa się w całości w przestrzeni starej, trochę zagadkowej biblioteki, do której udaje się dostać głównemu bohaterowi. Nie do końca wiemy, czy przedstawione wydarzenia dzieją się naprawdę, czy Tamino śni o nich tylko. Na początku pada zemdlony, bo oplata go wąż - rozciągają się w tego węża stronice czytanej przez niego księgi, a poza tym owijają go czerwonymi wstęgami trzy damy dworu Królowej Nocy. Bardzo dobrze zaśpiewały te partie Katarzyna Nowak-Stańczyk,  Aleksandra Pliszka i Małgorzata Ratajczak.
CZARODZIEJSKI-FLETOpera-Nova-w-Bydgoszczy-530x372

Tamino, jak pamiętamy, wciągnięty jest w w skomplikowaną historię rodzinną, gdy zakochuje się w uprowadzonej przez Sarastra Paminie, córce Królowej Nocy. Zarówno Tamino jak i Pamina muszą przejść przez wiele prób, aby osiągnąć dojrzałość i wreszcie na końcu paść sobie w objęcia. Przede wszystkim uczą się męstwa, wytrwałości i powściągliwości oraz rozpoznawania prawdy. "Czarodziejski flet" jest moralitetem, a Tamino, Pamina przypominają figurki, którymi posługują się gracze - Królowa Nocy i Sarastro. Szachownica jest zresztą  jednym z najbardziej znaczących elementów scenografii bydgoskiego przedstawienia.  Nie są to proste role do grania, ponieważ fabuła nie pozwala pokazać pogłębionego obrazu psychiki obojga młodych bohaterów, natomiast śpiewacy mają wiele pięknych arii do wykonania. Victoria Vatutina jako Pamina była dla mnie bardzo przekonująca. Dźwięczny, świeży głos, doskonała technika. Podoba mi się także bardzo barwa głosu Tadeusza Szlenkiera, którego słyszałam już wcześniej w roli Księcia w "Rusałce", gdzie śpiewał wspaniale.  I tym razem ja odbierałam bardzo dobrze jego Tamina (pierwszy rząd!), ale nie wiem czy był dobrze słyszany przez całe audytorium, bo miałam wrażenie, że momentami jego głos nie miał wystarczającej siły, był lekko przytłumiony.
CZARODZIEJSKI-FLET-4
Tamino i Pamino wspólnie przechodzą próbę ognia,
Królowa Nocy musi być groźna, dysponować doskonałą koloraturą, budzić emocje - Joanna Moskowicz jest rewelacyjna w tej roli. I bardzo piękna. Warto zwrócić uwagę na tę młodą śpiewaczkę. Oponent Królowej Nocy, Sarastro, wykonywany przez Jacka Gersztę to postać bardzo posągowa i  jak to bywa z uosobieniem wszelkich cnót nieco monochromatyczna, trudno mu wzbudzić dużą sympatię u publiczności.
Serca widzów natomiast "kradnie" najbardziej Przemysław Rezner. Słodki, przezabawny, bardzo dobrze zaśpiewany ptasznik   Papageno. Papageną, jego ukochaną jest Krystyna Nowak - ilekroć ją słyszę i oglądam, tylekroć się cieszę. Ta młoda dziewczyna ma bardzo duży temperament sceniczny i lubi śpiewać - to widać!  Powinna, moim zdaniem, dostawać większe role.

Pierwszy raz mogę powiedzieć po obejrzeniu i wysłuchaniu opery w Bydgoszczy, że  wszyscy, włącznie z Chłopcami - geniuszami, o których jeszcze tu nie wspomniałam,  śpiewali doskonale (tym razem mogę pochwalić nie tylko orkiestrę i chóry, jak to bywało wcześniej:) Wiele razy po poszczególnych ariach miałam ochotę nagradzać artystów brawami i myślę, że nie tylko ja, bo siedzący obok mnie słuchacze też składali ręce do oklasków. Wykonwcy jednak tak szybko wybiegali ze sceny po zaśpiewaniu swoich arii, że prawie nie udawało nam się pokazać jak podobała się ich praca. Dlaczego tak się działo? Czyżby brak wiary w sukces przedstawienia? Szukałam też jakichś zdjęć z soboty 13.10.2012, okazuje się, że Opera Nova ich nie zrobiła. Wielka szkoda. Myślę, że to należało się to artystom. Na przyszłość, bardzo proszę, nagrajcie przynajmniej arię Królowej Nocy i zainwestujcie w fotografa.
Ode mnie dla całego zespołu: Gratulacje!
Aby zilustrować bydgoski "Czarodziejski flet" musiałam zabawić się w Sherlocka Holmsa, mocno poszperać w Internecie. 


216_rezner_przemysaw
Papageno, Przemysław Rezner, Photo:http://www.operalodz.com

Krystyna Nowak
Papagena: Krystyna Nowak, Photo: Krystyna Nowak, Facebook

czwartek, 2 sierpnia 2012

La Boheme - 1.08.2012 Salzburger Festpiele

Udało mi się zobaczyć La Boheme ("Cyganerię") na dużym ekranie w Multikinie w Bydgoszczy. Udało się całkiem przypadkiem, bo dowiedziałam się o tym o 17.00 a o 19.00 była transmisja. Przepiękne przedstawienie! Najchętniej już dzisiaj oglądałabym je  na DVD i "smakowała" poszczególne sceny jeszcze raz.... Ale cóż, trzeba będzie trochę na to DVD poczekać... Plusem dużego ekranu jest to, że można zobaczyć z  mnóstwo szczegółów - czarne oczy Mimi - Anny Netrebko, błękitne oczy Rodolfo - Piotra Beczały, wszystkie niuanse gry bohaterów. Minusem słuchania opery w Multikinie, zwłaszcza do przerwy, było to, że muzyka była tak głośna, że momentami "wbijała" po prostu w fotel!
hires-La_Boh_me_Beczala__Arduini__Colombara__Netrebko___Silvia_Lelli
Photo: Silvia Lelli
A teraz parę słów o tej realizacji:
Daniele Gatti, Conductor
Damiano Michieletto, Stage Director
Paolo Fantin, Set Design
Carla Teti, Costume Design
Martin Gebhardt, Lighting
Kathrin Brunner, Dramaturgy
Nikolaos Lagousakos, Choreographic Assistance
Ernst Raffelsberger, Chorus Master
Wolfgang Götz, Children's Chorus Master
Obsada:
Piotr Beczala, Rodolfo, a poet
Anna Netrebko, Mimì
Massimo Cavalletti, Marcello, a painter
Nino Machaidze, Musetta
Alessio Arduini, Schaunard, a musician
Carlo Colombara, Colline, a philosopher
Davide Fersini, Benoît, their landlord
Peter Kálmán, Alcindoro, a state councillor
Paul Schweinester, Parpignol


Damiano Michieletto w świetny sposób odczytał na nowo tę operę. Umieścił ją we współczesnych realiach Paryża i nie jest to żaden postmodernistyczny Eurotrash. Nie ma Mimi w czepku i Rodolfo z muszką i bardzo dobrze. To są współcześni nam ludzie i dzięki temu to co się dzieje na scenie jest tak bardzo ciekawe! Mam przyjaciółkę ze studiów, która od kilku lat mieszka w Paryżu i egzystuje w taki sposób jak bohaterowie "Cyganerii". Studiuje już któryś z rzędu rok kulturoznawstwo, umieszcza jakieś teksty w gazetach od czasu do czasu, utrzymuje się ze sprzątania mieszkań i ma tyle samo, a może mniej niż oni. Mogłaby dołączyć do tej paczki.
Bardzo mnie wciągnęła ta historia - znam przecież treść La Boheme, ale czekałam jak rozwiną się wydarzenia, co powiedzą do siebie, jak się zachowają bohaterowie, jakbym widziała to pierwszy raz.

  Świetnie zagrali wszyscy w tym przedstawieniu. Oczywiście para Mimi i Rodolfo jest najważniejsza i historia tego związku rewelacyjnie została opowiedziana przez Annę Netrebko i Piotra Beczałę. Mimi jest bardzo nieufna na początku, zachowuje się trochę jak dzikie zwierzątko- boi nawet dotyku, nie chce się angażować. Rodolfo zdobywa jej zaufanie opowiadając jej szczerze o sobie - odkrywają w sobie bratnie dusze. Nie jestem znawcą, nie wiem czy zostały zaśpiewane wszystkie C, nie jest to dla mnie najważniejsze. Dla mnie te partie brzmiały pięknie i trafiały mi do serca: ja po prostu ogromnie lubię słuchać tych dwoje ludzi, kiedy śpiewają razem !!! I to nie było wykonywanie arii, ale wspaniała komunikacja...  Podobała mi się też Anna Netrebko w szarościach bardziej niż w wyrafinowanych kreacjach i ciężkim makijażu (patrz np.: Gavotte z "Manon") a Piotr Beczala w skórzanej kurtce, czarnych jeansach wygląda po prostu super.
Boheme2
Photo: Silvia Lelli

Mimi  bała się tej  miłości i rzeczywiście po krótkich chwilach beztroski i szczęścia zaczęło się cierpienie. Rodolfo był trudny: męczył siebie i chorą Mimi, bo był bezradny wobec jej umierania.

Boheme7
Photo: Silvia Lelli

Na początku tej historii bohaterowie mieli niewiele - w ostatniej scenie widzimy jak tracą, a szczególnie Rodolfo, właściwie wszystko. Włącznie z marzeniami ...

Jeszcze raz - wszyscy wykonawcy  bardzo mi się podobali: Musetta - wamp (Nino Machaidze), Marcello (Massimo Cavalletti),Schaunard ( Alessio Arduini), Colline (Carlo Colombara) - doskonali aktorzy i śpiewacy!

Jeszcze tak sobie pomyślałam, że mogłoby tak przecież być, że ci artyści: Netrebko, Beczała, Machaidze, Cavaletti, Arduini, Colombra mogli dzielić los tych, o których śpiewali ... Przcież tak trudno utrzmać się ze sztuki. Tym naszym wybrańcom akurat się udało - już nie muszą martwić się o czynsz i dzielić puszką sardynek. Mają jednak na pewno inne zmartwienia, bo sława to też też  krzyż Pański ... :)

poniedziałek, 25 czerwca 2012

La Traviata - 24.06.2012,Opera Narodowa w Warszawie

Takie wieczory chciałoby się przeżywać jak najczęściej w operze. Pięknie brzmiała orkiestra pod dyrekcją Carlo Montanaro. Jakbym słyszała tę muzykę po raz pierwszy, a przecież jest tak dobrze znana (aż zbyt dobrze znana)... Jakoś niezwykle delikatnie, "koronkowo".  Podobała mi się też zarówno reżyseria, jak i scenografia. Ani jednej statycznej, nudnej sceny. Nie pojawiły się  "fałszywe" Cyganki w drugim akcie, które z reguły są po prostu nieznośne dla mnie.  No i wykonawcy - tacy jak powinni być - z niezwykłą główną bohaterką. Violetta musi być gwiazdą, musi przykuwać uwagę swoją osobowością, mieć najpiękniejszy głos na scenie i musi być wzruszająca. Taka właśnie była w tej roli Aleksandra Kurzak. Na sali cisza podczas wykonywanych przez nią arii (znak, że ludzie nie chcą stracić ani jednej nuty) a na koniec były owacje na stojąco. Również panowie Germont - Andrzej Dobber i Arnold Rutkowski byli świetni ... A na koniec wręczenie Platynowej Płyty dla pani Oli ("Gioia"!)

http://grafik.rp.pl

Dyrygent: Carlo Montanaro 
Reżyseria: Mariusz Treliński
Scenografia: Boris Kudlička
Kostiumy: Gosia Baczyńska, Tomasz Ossoliński


Obsada:

Violetta Valéry - Aleksandra Kurzak
Flora Bervoix - Anna Lubańska
Annina - Małgorzata Pańko
Alfredo Germont - Arnold Rutkowski
Giorgio Germont - Andrzej Dobber
Gaston de Letorieres - Borys Ławreniw
Baron Douphol - Zbigniew Macias
Markiz D'Obigny - Czesław Gałka
Doktor Grenvil - Dariusz Machej
Giuseppe - David Beucher
Posłaniec - Jacek Kostoń

W przedstawieniu Mariusza Trelińskiego Violetta jest bardziej celebrytką niż prostytutką. Wiele tu odniesień do świata show biznesu - "Tańca z gwiazdami", "Idola" itp. Baron Douphol wygląda jak Karl Lagerfeld, a  Alfred wykonuje Libiamo na scenie oświetlonej reflektorami  jakby to było przesłuchanie do któregoś z telewizyjnych konkursów talentów - test czy pasuje do tego towarzystwa. Violetta sama jest gwiazdą ze świetnym głosem, otoczoną przez tłum wielbicieli



Kiedy zaczyna kochać Alfreda poznajemy jak bardzo jest spragniona uczuć rodzinnych.
Najbardziej wzruszające były dla w tej realizacji sceny Violetty i Giorgio Germonta (Andrzej Dobber). Violetta wyciąga do Germonta ręce jak dziecko, przytula się do niego, chce żeby był z niej zadowolony, dumny, żeby ją akceptował, traktował jak córkę. I to co robi potem, robi nie tylko z miłości do Alfreda, ale może nawet przede wszystkim dla jego ojca ... W ostatnim akcie słyszymy i widzimy, że czeka i tęskni chyba w równym stopniu na nich obu - chce mieć bliskich ludzi wokół siebie.
Przepięknie zabrzmiały arie Aleksandry Kurzak i Andrzeja Dobbera w drugim akcie. Ich głosy dopełniały się odzwierciedlając porozumienie, jakie między nimi zaistniało. A kiedy Andrzej Dobber śpiewał Di Provenza il mar, il suol miałam łzy w oczach ...



Alfredo, Alfredo di questo core śpiewa Violetta  anielsko. Otaczają ją białe skrzydła - a że jej świat jest nie kiczowatym światem kabaretu, show biznesu, więc anioły i anielskość przybiera formę i kształt tego świata (przewrotny Treliński? a może Kudlicka?)


http://www.ruchmuzyczny.pl/zdjecia


W ostatnim akcie Violetta jest samotną, chorą dziewczyną, która dostała za mało miłości ...
Alfredo Arnolda Rutkowskiego jest jeszcze niedojrzałym mężczyzną, mocno skoncentrowanym na sobie. Ciekawy, mocny głos - bardzo dobra była jego aria Lunge da lei. W Oh mio rimorso zabrakło efektownej ostatniej wysokiej nuty! (lekkie rozczarowanie).

Jeśli tylko możecie wybierzcie się do Warszawy na tę oryginalną Traviatę:) Żebyście nie żałowali, ze Was tam nie było!


I would like to have as many as possible such beautiful evenings like that one in opera... The  orchestra under Carlo Montenaro’s sounded  perfectly. I have heard this well known (too well known ) music as if it was the first time in my life …  Somehow unusually delicate, "koronkowo".  I also liked both the direction and scenography. (I am becoming Mariusz Trelinski's fan:)  Not a single static or boring scene. Fals Gypsy women  didn't appear (hurra!) – I simply can not stand them. And all the all cast was  just as they should be - with an amazing Violetta in lead. She must be a star, must  focus  the attention on herself and must have the most beautiful voice on the stage. And has to be a heartbreaking good actress. Such   Aleksandra Kurzak was in this role. The audience held  breath during  her  arias and she received  standing ovations in the end.
The  Germonts - Andrzej Dobber and Arnold Ruciński were excellent too (!!!)
In  Mariusz Treliński’s production Violetta is rather a celebrite than a prostitute. There are many references to the world of show business  " Dance with Stars",  "Idol"etc.  Baron Douphol looks like  Karl Lagerfeld, Alfredo is carrying  his Libiamo  on the stage illuminated with floodlights as if it he was auditioned for a television programme  - a kind of test whether he fits to this circle of society . Violetta  is also a singer surrounded by a crowd of admirers. It works as a conception.
When Violetta  falls for  Alfredo we  learn how she  craves  for family relations and warmth.
The most touching and  emotional arias in this production were for me those ones sung by Violetta and Giorgio Germont . Violetta  embraces  Germont  like a child,  wants to  please him, make him  proud with her. She simply wants to be treated like a  daughter. And her next steps are motivated by this desire – not onlyby  the love to Alfredo.   In the last act we can hear and we can see that she is waiting and missing  both of them to the same degree.
The harmony in Kurzak’ and Dobber’s voices  in act 2 reflected  mutual understanding - very beautiful.
And when Andrzej Dobber was singing Di Provenza il of visions, il suol I had tears  in my eyes ... (longing, sadnass was there).
Alfredo, Alfredo di questo core Violetta was singing "angelically". White wings are surrounding her - and since  her world is  a bit  kitschy world of  cabaret and  show  business,  angels take the form and  shape of this world (perverse Treliński? perverse Kudlicka?)
In the last  act  Violetta is a lonely, sick girl who has  received  too little love in her life...
Alfredo ( Arnold of Rutkowski)  is  an immature man, firmly concentrated on himself. The role did not glitters but he has an interesting, strong voice - his Lunge Lunge da lei aria was very good. In Oh mio rimorso the striking last high note was missing! (a bit of  disappointment).
If only you can go to Warsaw to see  Traviata with this cast :) Otherwise you will  regret you were not there:)

wtorek, 8 maja 2012

Eugeniusz Oniegin - Opera Nova Bydgoszcz 6.05.2012


Eugeniusz Oniegin Piotra Czajkowskiego w reż. Michała Znanieckiego (również autor kostiumów)
dekoracje:   Luigi Scoglio,     choreografia: Diana Theocharidis,    światło: Bogumił Palewicz
Wykonują: Opera Krakowska i Teatr Wielki w Poznaniu

ONIEGIN   Marcin Bronikowski
TATIANA Ewa Biegas
LEŃSKI Vasyl Grokholskyi
ŁARINA Bożena Zawiślak-Dolny
OLGA Irina Zhytynska
FILIPIEWNA Vera Baniewicz
GREMIN Aleksander Teliga
KAPITAN, ZARECKI Jaromir Trafankowski
TRIQUET Imeri Kawsadze
Orkiestra i Chór Teatru Wielkiego w Poznaniu
Balet Opery Krakowskiej
Dyrygent: Evgeny Volynskiy
Nie przeczytałam przed spektaklem żadnej recenzji, żadnego wprowadzenia i nie domyśliłam się, że scenografia w dwóch  pierwszych aktach symbolizuje zlodowaciałe serce tytułowego bohatera, a woda na scenie w ostatnim akcie to, ze jego serce się ociepliło, "odtajało"... (!) Naprawdę, mimo dużego wysiłku nie udało mi się tego rozszyfrować - pomyślałam sobie, że to raczej scenografia do "Rusałki" ... Niebezpieczna - Ewa Biegas poślizgnęła się i upadła do tyłu - publiczność zamarła z przerażenia. Całe szczęście, że śpiewaczka mogła dokończyć występ, ale na pewno nie obyło się bez bólu i siniaków.

Pięknie śpiewała Ewa Biegas partię Tatiany - mocny, bogaty w odcienie głos, który doskonale docierał do każdego miejsca w sali. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie w jej wykonaniu - rzecz jasna - scena pisania listu do Oniegina. Marcin Bronikowski był bardzo dobry wokalnie, ale jego bohater nie poruszył mojego serca... natomiast Vasyl Grokholskyi (Leński) i Aleksander Teliga (Gremin) owszem! Obaj doskonali, chociaż Vasyl Grokholski musiałby jeszcze trochę popracować nad techniką (wysokie nuty na warsztat!).
 
Leński, Olga, Oniegin

Bardzo podobały  mi się plastycznie sceny, w których Oniegin jakby za zasłoną widzi swoje dawne życia (a może patrzy na  zaświaty...) - np. Olgę droczącą się z  Leńskim, ale nie może się tam dostać, dotknąć nikogo, porozmawiać.

Ciekawy spektakl, wykonany na równym, dobrym poziomie.

P.S. W tej inscenizacji w Krakowie w zeszłym roku w tytułowej roli wystąpił Mariusz Kwiecień:-) )))) Krakowiacy (i Krakowianki) to mają szczęście ...

Ewa Biegas, Mariusz Kwiecień

wtorek, 1 maja 2012

Madame Curie - 1.05.2012 Opera Nova Bydgoszcz

Krótko: Podziwiam koncepcję, doskonałe aktorstwo Anny Mikołajczyk. Zmęczyłam się jednak bardzo oglądając to przedstawienie. Nie podobała mi się muzyka - czułam się atakowana dźwiękiem, w którym było nieustające napięcie. Zamiast arii były (jestem laikiem, ale tak to słyszałam) melorecytacje.
libretto Agata Miklaszewska
adaptacja Elżbieta Sikora, Gregor Blumstein
światowa prapremiera 15 listopada 2011, Paryż, sala UNESCO
polska premiera 25 listopada 2011, Gdańsk
kierownictwo muzyczne Wojciech Michniewski
inscenizacja i reżyseria Marek Weiss
scenografia Hanna Szymczak
choreografia Izadora Weiss
światła Piotr Miszkiewicz
Maria Skłodowska-Curie     Anna Mikołajczyk
Pierre Curie Paweł Skałuba
Paul Langevin Tomasz Rak
Einstein Leszek Skrla
Loïe Fuller
Joanna Wesołowska (głos)
Elżbieta Czajkowska-Kłos /
Iuliia Lavrenowa  (BTT)
Ewa dziecko Weronika Weiss (solo skrzypiec)
Ewa Anna Michalak
Irena dziecko Julia Robak
Irena Marta Siewiera
Missy Maloney Monika Fedyk-Klimaszewska
Gustave Téry Bartłomiej Misiuda
Henri Perrin Szymon Kobyliński
Paul Painleve Daniel Borowski
Wiceprezydent Jan Szenk (nagranie)

sobota, 28 kwietnia 2012

Rusałka - 28.04.2012 Opera Nova Bydgoszcz

Pierwsze wrażenie, kiedy odsłania się kurtyna jest takie: "Ooooooo! Jaki piękny widok! Głęboko granatowe niebo, ogromny księżyc, woda, most. To przecież dzieje się za ścianami opery, bo  ten właśnie most przez Brdę jest tuż obok...! Ta  "Rusałka" cieszy oczy. Uszy też, bo muzykę napisał przecież Antonin Dvorak.

Obsada:
Wodnik: Jacek Greszta

Rusałka: Magdalena Polkowska
Jezibaba: Anetta Szczesik-Wakarecy
Książę: Tadeusz Szlenkier
Obca Księżniczka: Katarzyna Nowak-Stańczyk
Leśniczy: Pavlo Tolstoy
Kuchcik: Victoria Vatutina
Leśne Boginki: Krystyna Nowak,Marta Ustyniak,Ewa Banasiak,Mariola Winkler-Kołtyś,Dorota Sobczak,Lidia Golińska
dyrygent: Maciej Figas
Reżyser: Kristine Wuss
Scenografia i kostiumy: Mariusz Napierała
Choreografia: Iwona Runowska

Główną bohaterkę, Rusałkę,  nieszczęśliwie zakochaną się w Księciu gra Magdalena Polkowska. Jest wzruszająca, doskonała aktorsko, ale jej głos jest zbyt delikatny do pierwszoplanowej roli i nie brzmi dobrze w przestrzeni opery, przecież nie tak dużej. Może jeszcze popracuje nad techniką, rozwinie się...


http://bi.gazeta.pl/im/7/11627/z11627587X.jpg
Tadeusz Szlenkier za to w roli Księcia bardzo mi się podobał.  Pierwszy raz go słyszałam. Śliczny głos, doskonała emisja. Był dla mnie najlepszy z całego zespołu wykonawców.

Oprócz bajkowej scenografii duża pochwała dla choreografii w przedstawieniu ! Przemyślałabym jednak czy warto, aby po moście spacerowali ludzie ubrani w stroje z czasów  Andersena, kiedy w wodnym świecie pod mostem wykonywane są kluczowe dla spektakle arie. Odciąga to uwagę od śpiewaków.

Dodatkowe atrakcje tego premierowego wieczoru:
- Ambasador Republiki Czeskiej, konsul honorowy tego kraju, parlamentarzyści, władze Bydgoszczy (których ostatnio nie darzę sympatią, bo niszczą wypracowane z trudem przez ostanie lata dobre relacje z Toruniem). Sławomir Pietras z poczuciem humoru zapowiadał przedstawienie - ogłosił publicznie, że być może w przyszłym roku będzie się odbywał przy okazji festiwalu operowego konkurs dla tenorów imienia Bogdana Paprockiego. (Popieram z całego serca !!!, bo  uwielbiam tenorów).
- Rusałki w wiankach na głowie serwujące w przerwach drinki
- Policja, która po spektaklu ustawiła się naprzeciwko opery, zablokowała dwa pasy ruchu i każdego kierowcę sprawdzała, czy nie wypił alkoholu. Na pewno jakiś wodnik doniósł, że te rusałki serwują drinki. Pierwszy raz w życiu dmuchałam w alkomat! Dziękuję bardzo, było przeżycie ...

wtorek, 10 kwietnia 2012

Manon- Anna Netrebko i Piotr Beczała w historii toksycznego związku

 
"Manon"
Muzyka: Jules Massenet
Dyrygent: Fabio Luisi
Manon: Anna Netrebko
Des Grieux: Piotr Beczała
Lescaut: Paulo Szot
Comte des Grieux: David Pittsinger

Bretigny: Bradley Garvin
Guillot: Christophe Mortagne
Produkcja: Laurent Pelly
Scenografia: Chantal Thomas
Kostiumy: Laurent Pelly


Obejrzałam  w Warszawie retransmisję  Manon z Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Przedstawienie miało miejsce 7.04. 2012, ale to była Wielka Sobota, więc w Polsce, za wyjątkiem Krakowa, przeniesiono pokazy na inne terminy. „Mój” miał miejsce  w Teatrze Studio 21.04.2012.
Opera „Manon” Masseneta (1884) oparta jest na swego czasu bardzo popularnej powieści Prevosta „Historia Manon Lescaut i Kawalera des Grieux”. Reżyser L. Pelly przeniósł akcję opery z końca XVIII wieku o sto lat później,  nie widzimy więc u bohaterów rokokowych kostiumów, peruk a scenografia jest bardzo prosta, symboliczna. Akt II, który dzieje się w paryskim mieszkaniu Manon i Des Grieux, a także akt IV- zakończenie mogłyby właściwie miejsce w XX/ XXI  wieku - stroje, wygląd sceny są bardzo uniwersalne. Taka właśnie koncepcja wizualna przedstawienie a także gra aktorów sprawia, że przedstawienie nabiera cech moralitetu. Podobają mi się generalnie takie proste, "nie przegadane"  realizacji.
Jest to też rzecz jasna przede wszystkim opowieść o nieprostej, niecukierkowej miłości, która rozwijając się w dramatyczny sposób na scenie niezwykle porusza. A że tak się dzieje to  zasługa przede wszystkim Anny Netrbko – Manon i Piotra Beczały – Des Grieux. Te role wydają się być napisane dla nich. Ich głosy doskonale brzmią w duetach a ponadto ma się wrażenie, że zarówno wokalnie jak i aktorsko są zgrani jak mistrzowska para wykonująca układy w tańcach na lodzie. Kiedy są na scenie stale utrzymują ze sobą kontakt, przy czym oboje  mocno skupiają na sobie uwagę.
Pozostali wykonawcy, a szczególnie Paolo Szot (kuzyn Manon
Lescaut), Bradley Garvin (Bretigny) i David Pittsinger (Comte des Grieux) doskonale śpiewają i grają. Orkiestra pod batutą Fabio Luisiego bez zarzutu (!).
Dygrsja: Kiedy naprawdę coś mi się  podoba od razu chciałabym posłuchać całości od początku i żałuję, że tak jak w kinie nie można zostać jeszcze na drugim seansie …No, ale niestety to niemożliwe … Trzeba będzie czekać długo na DVD, bo jestem przeciwnikiem piractwa… Chociaż na drugi dzień po transmisji pojawiła się w Internecie całość w wersji HD i można byłoby ją sobie ściągnąć…. Pokusa, żeby sięgnąć po to, co się podoba, chociaż nie można tego robić, nawet cudzym kosztem,  jest bardzo silna.... O tym też opowiada  „Manon”...
W pierwszym akcie poznajemy uroczą, bardzo ciekawą świata młodziutką Manon, która pierwszy raz jest w dalekiej podróży. Wszystko ją zachwyca, a szczególnie piękne stroje światowych pań w oberży w Amiens, gdzie się zatrzymuje dyliżans. Manon jedzie do klasztoru,  wysłana przez rodzinę zaniepokojoną trzpiotowatym charakterem dziewczyny. Ma tu spotkać swojego opiekuna w dalszej podróży, kuzyna Lescout. Dziwny wybór mentora - szybko dowiadujemy się, że choć Lescout chętnie strofuje Manon i udziela jej rad sam jest namiętnym hazardzistą, dość lekko traktującym życie. Śliczna Manon podoba się wszystkim panom, a szczególnie starszym bogatym Paryżanom – Bretigny i Guillototowi, którzy chcą ją uwieść.  No i nie ma się czemu dziwić – Anna Netrebko ma przepiękny głos: mocny i zmysłowy o królewskiej, ciemnej barwie. Obcisły, szary żakiecik, zawadiacki kapelusik na głowie, długie, spięte włosy pomagają jej stworzyć obraz młodej, żywej dziewczyny.  Manon odrzuca zbyt obcesowe zaloty. Pojawia się spóźniony kawaler des Grieux wracający do ojca i jest oczarowany Manon. Piotr Beczała szczupły i wysoki w skromnej marynarce i jasnej koszuli  od razu  budzi sympatię. Bez trudu wierzy mu się, że zakochuje się w Manon od pierwszego wrażenia, tak samo jak wierzy się we wszystko co śpiewa i mówi.  Sprawia to na pewno czysty, dźwięczny, srebrzysty głos i sposób śpiewania nasycony emocjami.  Razem postanawiają wyjechać do Paryża posługując się powozem Guillota, co rzecz jasna budzi to jego wściekłość, gdy odkrywa, co się stało. W tych pierwszych  scenach poznajemy charaktery głównych bohaterów – Manon,  chce spróbować wszystkiego, des Grieux jest ufny, pełen pozytywnych uczuć do ludzi – do ojca, do Manon, której od razu chce zaproponować nazwisko, wspólną przyszłość, Lescout – dba głównie o swoje interesy, awanturniczy Guillot i spokojniejszy od niego Bretigny konkurują ze sobą o kobiety starając się dokonać jak najwięcej podbojów głównie przy pomocy swoich pieniędzy. Jest też wścibski tłum/chór gapiów/publiczności szukających rozrywki i pragnący wieść wygodne życie, który ceni pięknych i bogatych a pogardza tymi, którym się powinęła noga. To też jest bohater tego spektaklu. Chociaż wiele scen i postaci w „Manon” śmieszy, nie jest to świat bezpieczny - jest w nim przemoc i zło.
W drugim akcie Manon i des Grieux wiodą życie pod dachami Paryża – ich  pokoik mieści  jedno łóżko przykryte amarantowym kocem, jeden stolik i jedno krzesło. Oprócz tego jest tam duży bukiet kwiatów. Des Grieux pisze list do ojca z prośbą, by wyraził zgodę na ślub z Manon. Ten list to właściwie  poemat o Manon. Pojawiają się Leccout i Bretigny. Oficjalnie kuzyn przybywa z pretensjami, że des Grieux naraża na szwank dobre imię rodziny, w istocie pomaga Bretigny załatwić jego sprawy. Manon dowiaduje się, że  hrabia des Grieux, ojciec jej ukochanego, zamierza wieczorem siłą zabrać syna i jeśli Manon o tym nie powie, Bretigny zapewni jej życie w luksusie. Okazuje się, że wielki bukiet kwiatów dziewczyna dostała od niego. Kiedy  Des Grieux z nadzieją, ale i z obawami, biegnie na pocztę. Anna Netrebko śpiewa arię „Adieu, notre petite table" - tak pięknie, że dech zapiera w piersi. To znak, że podjęła decyzję, aby opuścić zakochanego w niej des Grieux. Zamiast opowiadać o tym, najlepiej posłuchać:

Mimo łez nie padają słowa ostrzeżenia, więc tym bardziej porusza śpiewana przez Piotra Beczałę aria "En fermant les yeux", w której jego bohater opowiada o swoich marzeniach wspólnego życia z Manon. Piotr Beczała jest mistrzem lirycznego śpiewania z  piano i pianissimami takimi, że jego głos nie traci dźwięczności i koloru, więc to to są fragmenty to kontemplacji:-)  Pokazuje jak czyste serce i poetycką duszę ma des Grieux. Tym bardziej okrutna jest następna scena, kiedy wychodzi do pukających do drzwi nieznajomych, a oni ogłuszają go i zabierają z sobą.  Zastanawiałam się czy reżyser nie dodał pobicia młodego des Grieux podczas uprowadzenia dla wzmocnienia efektu, ale faktycznie uderzenie jest słyszalne w muzyce Masseneta... Widać ojciec twardo potraktował syna.
Manon w trzecim akcie z dziewczyny z prowincji przekształca się w wampa, za którym szaleje cały męski Paryż i podziwiają kobiety. Na modnym pasażu śpiewa o urokach czerpania przyjemności z życia. Trudno powiedzieć ile czasu upłynęło, ale Anna Netrebko w wyrafinowanej sukni z piórami i mocnym makijażu wygląda na o wiele starszą (nie wiem, czy taki i czy aż taki miał być efekt tej zmiany wyglądu) Przyznam, że tutaj wyjątkowo Anna Netrebko niespecjanie mnie przekonała - daleko jej do subtelności .…  
Guillot nie rezygnuje z prób odbicia jej Bretignemu i w tym celu, aby zaspokoić kaprys uwodzicielskiej Manon, sprowadza tancerki. Młode dziewczyny, jakby żywcem wyjęte z obrazu Degasa, po wykonaniu tańca są przemocą uprowadzane przez przyglądających się im mężczyzn w czarnych strojach. Manon nie docenia wysiłków Guillota, bo jej myśli są zaprzątnięte rozmową ze spotkanym na pasażu hrabią des Grieux. Dowiaduje się od niego,  że jego syn jest w seminarium przy kościele Saint Sulpice i zamierza zostać księdzem. Des Grieux mówi jej, że syn zapomniał o swojej dawnej miłości. Manon postanawia odzyskać kawalera i jedzie do Saint Sulpice. Czasami dziecko nie bawi się już zabawką, zapomniało o niej, ale jeśli rodzice chcą ją dać komuś protestuje i za nic w świecie nie chce się z nią z kimkolwiek dzielić - podobnie reaguje Manon.

Myślę, że pochylone kolumny kościoła  w scenie w Saint Sulpice pokazują stan ducha kawalera des Grieux, któremu chwieje się świat. Jest mocno zraniony; zawiódł się nie tylko na Manon, ale także na ojcu, w którym nie ma oparcia i do którego stracił zaufanie. Widać to w ich rozmowie – syn prawie nie patrzy na ojca, słychać, że hrabia des Grieux nie akceptuje decyzji syna i kpiąco je podważa. Ani korzystający z życia, ani szukający świętości syn nie znajduje jego aprobaty - odbiega od normy. PomyśIałam sobie, że dla rodziny łatwiej bywa nawet  przyjąć to, że ktoś jest łobuzem niż księdzem - ludzie oceniają, że to jest marnowanie życia. Trudna droga naprawdę.  Nie udaje się jednak przekonać młodego des Grieux, aby opuścił St. Sulpice i założył rodzinę. Wrażliwy chłopak schował się tam przed światem.
Wcześniej także wyszły ubrane na czarno  kobiety, które obserwowały młodego kleryka i komentowały jego wygląd i kazanie – i w kościele też jest wścibski tłum, tym razem w wersji żeńskiej, spoglądający łakomym okiem - na młodych mężczyzn tym razem… Piotr Beczała pokazuje jak samotny i nieszczęśliwy jest des Grieux w  arii " Ah, fuyez douce image ...", Rozdzierające serce. W jego pokoju symbolicznie umieszczonym na tyłach San Sulpice leży masa książek i stoi łóżko z kocem takim samym (tym samym?) jak w małym pokoju na poddaszu. To może być znak niewygasłej miłości do Manon, a może też zarazem cierpienia des Grieux.  Zjawia się Manon i scena, która nastepuje jest wersją kuszenia Adama przez Ewę  z Raju, bo ku zgrozie roztrzęsionego des Grieux,  Manon używa wszystkich sposobów, żeby zdobyć go dla siebie znowu. I udaje się jej, bo mimo potężnej walki z sobą des Grieux, nie ma siły, aby jej się oprzeć. Jeszcze i to jest wstrząsające, że dla Manon nie ma nic świętego, nie waha się sięgnąć po kogoś, kogo absolutnie powinna zostawić w spokoju.  Aż serce boli, kiedy się na to patrzy. Doskonale zagrana jest ta scena przez Annę Netrebko i Piotra Beczałę. Ma się takie wrażenie, że rozrywając na piersiach sutannę des Grieux Manon rozszarpuje jego samego. Pewnie, gdyby dało się to jakoś zrobić technicznie, reżyser pokazałby nam jak wyjmuje dla siebie jego serce:-).

W kolejnym akcie, którego początek rozgrywa się w hotelu Transylwania, Manon namawia des Grieux do hazardu, bo kończą się pieniądze odziedziczone po jego matce. Właściwie szantażuje go znając jego słaby punkt: „Kochałabym cię do końca życia, gdybyś zagrał…” Des Grieux ma świadomość wad Manon, jednak nie potrafi przestać jej kochać.  Łamiąc kolejne swoje zasady podejmuje grę z Guillotem o bardzo duże stawki i wygrywa. Guillot oskarża go o oszustwo i wzywa policję. Namawiany do ucieczki przez Manon i jej kuzyna des Grieux odmawia, bo byłoby to przyznaniem się do winy. Wraz z policją wkracza także hrabia des Grieux i mimo gorących próśb syna nie chce pomóc w uwolnieniu współoskarżonej Manon, dodatkowo obciążonej zarzutem złego prowadzenia się. 

Finał rozgrywa się na prawie pustej scenie. Pobita przez żołnierzy Manon ma być deportowana za granicę. Próby odbicia jej zawodzą, bo przekupieni przez Lescout pomocnicy na widok uzbrojonych żołnierzy uciekają. Lescout przekupuje strażników, aby pozostawili des Grieux i Manon samych. Światło na scenie jest takie jak we włoskich filach z lat pięćdziesiątych i podobnie filmowo brzmi muzyka. Wysiłki des Grieux aby zachęcić wyczerpaną, umierającą Manon  do ucieczki przypominają starania lalkarza, który próbuje naprawić i ożywić popsutą marionetkę z gałganków. Manon nie ma już siły. Razem dodają sobie otuchy i przypominają wspólnie przeżyte chwile. Manon mówi des Grieux, ze go kocha, prosi o wybaczenie zdrad, wstydu i cierpień, których doświadczył przez nią. I umiera w jego ramionach (za to kochamy operę!).

PS. Czy jednak rzeczywiście Manon kochała des Grieux mam duże wątpliwości… Traktowała go, podobnie jak jego ojciec, jak swoją własność nie dbając o jego marzenia i plany. Natomiast piękne jest to, że on choć stracił majątek, dobre imię, nie stał się cyniczny, zły. Zdał doskonale egzamin z miłości, która we wszystkim pokłada nadzieję i wszystko przetrzyma … Cieszę się,  że Piotr Beczała zdecydował się pokazać des Grieux  od początku do końca  heroicznie dobrego:-) Łatwiej jest grać złe, ciemne postacie, o wiele trudniej wiarygodnie i interesująco dobre, więc duże gratulacje.