Joanna Kozłowska, Mariusz Kwiecień, Photo K.Zalewska, www.gloswielkopolski.pl
EUGENIUSZ ONIEGIN : Mariusz Kwiecień
TATIANA: Joanna Kozłowska
LEŃSKI : Paweł Skałuba
OLGA : Sylwia Złotkowska
GREMIN : Aleksander Teliga
TRIQUET :Tomasz Raczkiewicz
ŁARINA : Joanna Cortes
FILIPIEWNA : Vera Baniewicz
KAPITAN, ZARECKI : Jaromir Trafankowski
kierownictwo muzyczne: Tadeusz Kozłowski
reżyseria i kostiumy: Michał Znaniecki
dekoracje: Luigi Scoglio
choreografia: Diana Theocharidis
światło: Bogumił Palewicz
Koprodukcja Teatru Wielkiego w Poznaniu, Opery Krakowskiej, Abao/Olbe i Teatro Argentino de La Plata
Śnieg przysypał Poznań, mróz stworzył delikatne, koronkowe dekoracje drzew, płotów... Dobrze się to komponowało z inscenizacją "Oniegina" na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu, która też była zimowa, srebrzysta, lodowa. Widziałam już wcześniej to przedstawienie w maju na festiwalu w Opera Nova w Bydgoszczy. Wtedy sama nie domyśliłam się, że dwa ostatnie akty rozgrywają się wodzie, dlatego że serce głównego bohatera topnieje...Nie przekonuje mnie przeczytane później wyjaśnienie reżysera, ponieważ także i w tej realizacji nie widać, aby Oniegin stał się na końcu lepszym, bardziej czułym człowiekiem, natomiast inscenizacja podoba mi się bardzo, ma wiele pięknych, plastycznych momentów.
Po Operze Narodowej w Warszawie poznańska opera wydaje się być bardzo kameralna (900 miejsc), scena tak blisko! Nie jestem znawcą, ale pochwaliłabym ten budynek za akustykę. Głosy śpiewaków doskonale wypełniały przestrzeń, co oczywiście na pewno przede wszystkim było ich zasługą. Bardzo dobrze oglądało mi się i słuchało "Oniegina" w stolicy Wielkopolski:) Myślałam sobie, że nie mogłabym mieć lepszego wykonania w ROH czy w Wiedniu. Trzy godziny (tylko!) drogi od mojego domu!
Obsada była bardzo mocna. Już w pierwszej scenie pięknie zabrzmiały w duecie Łarina - Joanna Cortes i Niania - Vera Baniewicz. One wprowadzają nas w tematykę tej opery - starsze kobiety opowiadają o miłości i o obowiązku, małżeństwie, które jest codziennością, normalnością, przyzwyczajeniem. Ale szczęście, uczucie kiedyś się pojawiło, błysnęło w sercach jak światełko i o nim się pamięta, tęskni przez całe życie ...
Tatiana - Joanna Kozłowska i Olga - Sylwia Złotkowska wyglądają na scenie rzeczywiście jak siostry: mają długie, brązowe włosy, podobne figury, zielone sukienki, mocne głosy o dosyć ciemnej barwie. Wesoła, trzpiotowata Olga charakterem jest podobna do matki, która tutaj także lubi bawić się tańczyć, chce jeszcze korzystać z życia. Refleksyjna Tatiana to oczko w głowie Niani, jej zwierza się i radzi. Wizyta zakochanego w Oldze Leńskiego - Paweł Skałuba i jego przyjaciela Oniegina - Mariusz Kwiecień - wywołuje burzę emocji w wiejskiej posiadłości Łarinów.
Joanna Kozłowska bardzo dobrze zaśpiewała partię Tatiany, szczególnie scenę pisania listu do Oniegina. Aktorsko przydałoby mi się trochę bogatsze zróżnicowanie środków wyrazu u pani Joanny, lepsze oddanie przemiany młodej, nieśmiałej dziewczyny w pewną siebie żonę księcia Gremina - dla mnie Tatiana nie zmieniła się właściwie w ciągu całego przedstawienia.
Oldze i Leńskiemu kazał być reżyser jeszcze trochę dzieciakami, które droczą się, gonią się na scenie. Leński jest dosyć histeryczny na balu u Łarinych - dla niego i Tatiany staje się on koszmarem. Oboje są odrzuceni, przeżywają katusze. Nastrój podkreśla pulsujące ze sceny światło: drażniąca zieleń, czerwień, róż. Poważnie staje się, gdy opada ciemna kurtyna i przed nią, bardzo blisko widzów, Paweł Skałuba wzruszająco śpiewa arię młodego poety podsumowującego swoje krótkie życie: "Куда, куда..." Na kurtynie wyświetlają się słowa jego wyznania do Olgi, wypowiedziane, gdy był jeszcze szczęśliwy, ufny " Я люблю тебя...". Powoli zaczynają się one zacierać, jakby patrzyły na nie oczy pełne łez, potem poszczególne litery kapią, zamieniają się w płatki śniegu, w końcu śnieg wiruje na całej scenie ...
Gdy śpiewają swój duet przed pojedynkiem Leński i Oniegin widownia zastyga w milczeniu, bo robi on ogromne wrażenie: głosy zlewają się ze sobą, idealnie harmonizują a przecież jest to aria "Bраги ..."
Mariusz Kwiecień nie tylko świetnie śpiewał rolę Oniegina, ale on nim po prostu był. Najlepszy Oniegin jakiego widziałam i słyszałam w życiu. Jak on to robi?! Głos wspaniały i zdolny oddać odcienie przeżyć bohatera, zarówno kiedy odrzuca miłość Tatiany jak i kiedy potem uświadamia sobie, że ją kocha i chce, aby ona zdecydowała się na życie z nim. Ale nawet wtedy, gdy nie śpiewa jego postać jest niezwykle mocno obecna, skupia uwagę. Poruszająca była scena, sugestywna plastycznie i choreograficznie, kiedy między drugim a trzecim aktem przy dźwiękach poloneza przesuwają się Onieginowi przed oczami postaci, wydarzenia, z jego życia - Olga droczy się z Leńskim, tańczą pary na balu u Łarinych, Leński podchodzi, wyciąga rękę, chce coś powiedzieć. Przezroczysta zasłona oddziela Oniegina od znajomych postaci, a on przeżywa na nowo wydarzenia, których nie może już zmienić. Czujemy, że cierpi wtedy naprawdę, dręczą go wyrzuty sumienia, przede wszystkim z powodu śmierci Leńskiego.
Oniegin i senne zjawy z przeszłości.
Pusty, wypalony wewnętrznie zjawia się na balu u księcia Gremina - w tej roli doskonały Aleksander Teliga - gdzie
olśniewa go kobieta, która koncentruje wokół siebie towarzystwo. W niej
rozpoznaje Tatianę, jak się okazuje, żona Gremina. Książę przedstawia
Oniegina jako krewnego i przyjaciela. I tym razem egoistyczny Oniegin
nie waha się, aby sięgnąć po to, co najdroższe dla kogoś, kto go nazywa
przyjacielem. W tym przedstawieniu ostatnie sceny są dosyć śmiałe.
Tatiana rozbiera swoją książęcą, ciężką suknię i sam na sam z Onieginem
mierzy się ze swoją namiętnością do niego. Jednak wierność mężowi
zwycięża (całe szczęście!) także w realizacji M. Znanieckiego:)
"Szczęście było tak blisko ..." niewykorzystane szanse, zmarnowane życie. Oniegin zostaje sam na pustej scenie.
"Szczęście było tak blisko ..." niewykorzystane szanse, zmarnowane życie. Oniegin zostaje sam na pustej scenie.
A po spektaklu ...
A po spektaklu chciałam jeszcze dostać autografy. Myślałam, że pójdzie to tak łatwo, jak w Warszawie, ale prosto nie było:) Sympatyczne panie w szatni powiedziały nam, że trzeba wyjść z budynku i wejść od tyłu. Tak też zrobiliśmy, ale moje towarzystwo chciało jednak zostać na zewnątrz (-7C!) Mnóstwo ludzi chodziło wąskimi korytarzami, wychodzili członkowie orkiestry i chóru. Nie było praktycznie nikogo, kto czekałby na autografy. Tak mi się przynajmniej wydawało. "Kobieto, co ty tutaj robisz? Idź do domu!" - kołatało się w mojej głowie. "Bez strojów może nawet nikogo nie rozpoznam ..." A jednak postanowiłam parę minut poczekać. I bardzo dobrze. Porozmawiałam z bardzo miłą członkinią orkiestry grającą na waltorni, która czekała w tym samym, co ja miejscu ( tuż przy drzwiach) na transport do domu, rozpoznałam i poprosiłam o autograf rozpromienionego Leńskiego:). Przyszła jeszcze jedna osoba spoza branży z takim samym celem jak ja. Potem kątem oka dostrzegłam, że w połowie korytarza pojawiła się grupa rozmawiających osób, a wśród nich nasz Oniegin:) Piszę Oniegin, bo Mariusz Kwiecień był cały czas w stroju swojego bohatera. Rozmawiali o jakichś fachowych, muzycznych sprawach. Dołączyła do nas na chwilę pani garderobiana, która tak jak my nie chciała przeszkadzać i spglądała z dala na rozmawiających. Stwierdziła ku naszej uciesze: "Czekam, żeby rozebrać pana Mariusza":)))) Pan Mariusz naszej dwójce(!) nie uciekł. Dostałam piękne, zamaszyste autografy na programach oraz na koniec uśmiech, który mogłabym nazwać "Don Giovanni w akcji, niewiasty zachowajcie czujność":) Zabójczy po prostu.
Na panią Joannę Kozłowską nie doczekałam się - martwiłam się o moich ludzi, którzy stali na mrozie. Okazało się przy tym, że zaglądali do środkach, a że są to osoby o wrażliwych sercach, martwili się, że M. Kwiecień cały czas jest w przemoczonych butach (pamiętacie, dwa akty toczą się w wodzie) i na pewno się przeziębi... Mam nadzieję, że tak się nie stało.
A po spektaklu chciałam jeszcze dostać autografy. Myślałam, że pójdzie to tak łatwo, jak w Warszawie, ale prosto nie było:) Sympatyczne panie w szatni powiedziały nam, że trzeba wyjść z budynku i wejść od tyłu. Tak też zrobiliśmy, ale moje towarzystwo chciało jednak zostać na zewnątrz (-7C!) Mnóstwo ludzi chodziło wąskimi korytarzami, wychodzili członkowie orkiestry i chóru. Nie było praktycznie nikogo, kto czekałby na autografy. Tak mi się przynajmniej wydawało. "Kobieto, co ty tutaj robisz? Idź do domu!" - kołatało się w mojej głowie. "Bez strojów może nawet nikogo nie rozpoznam ..." A jednak postanowiłam parę minut poczekać. I bardzo dobrze. Porozmawiałam z bardzo miłą członkinią orkiestry grającą na waltorni, która czekała w tym samym, co ja miejscu ( tuż przy drzwiach) na transport do domu, rozpoznałam i poprosiłam o autograf rozpromienionego Leńskiego:). Przyszła jeszcze jedna osoba spoza branży z takim samym celem jak ja. Potem kątem oka dostrzegłam, że w połowie korytarza pojawiła się grupa rozmawiających osób, a wśród nich nasz Oniegin:) Piszę Oniegin, bo Mariusz Kwiecień był cały czas w stroju swojego bohatera. Rozmawiali o jakichś fachowych, muzycznych sprawach. Dołączyła do nas na chwilę pani garderobiana, która tak jak my nie chciała przeszkadzać i spglądała z dala na rozmawiających. Stwierdziła ku naszej uciesze: "Czekam, żeby rozebrać pana Mariusza":)))) Pan Mariusz naszej dwójce(!) nie uciekł. Dostałam piękne, zamaszyste autografy na programach oraz na koniec uśmiech, który mogłabym nazwać "Don Giovanni w akcji, niewiasty zachowajcie czujność":) Zabójczy po prostu.
Na panią Joannę Kozłowską nie doczekałam się - martwiłam się o moich ludzi, którzy stali na mrozie. Okazało się przy tym, że zaglądali do środkach, a że są to osoby o wrażliwych sercach, martwili się, że M. Kwiecień cały czas jest w przemoczonych butach (pamiętacie, dwa akty toczą się w wodzie) i na pewno się przeziębi... Mam nadzieję, że tak się nie stało.
*********
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz