poniedziałek, 18 maja 2015

Natus est rex! - Król Roger w Royal Opera House - 16.05.2015

 Photo: ROH

Myślę o "Królu Rogerze" od soboty. Ciekawe, logiczne i inspirujące odczytanie utworu Karola Szymanowskiego zaproponowali Kasper Holten i Steffen Aarfing. Do tej pory wolałam raczej go słuchać  niż oglądać, tym razem jednak wizja sceniczna jest niezwykle interesująca i spójna. Cieszę się, że mogliśmy zobaczyć przekaz z Royal Opera House na The Opera Platform - nagranie nadal jest dostępne na tej stronie i mam nadzieję, że pozostanie tam długo. Wartością dodaną są też doskonałe wywiady z realizatorami i wykonawcami przedstawienia.


Podobnie jak "Potępienie Fausta", które oglądałam miesiąc temu, również  "Król Roger" dzieje się właściwie "wewnątrz" głównego bohatera. Dominującym elementem scenografii jest ogromna głowa w pierwszym akcie zwrócona do nas przodem, w drugim pokazująca nam, co się w niej kryje. Składa się z trzech poziomów - obrazują one trzy warstwy psychiki Rogera w ujęciu freudowskim. Drugi i trzeci poziom (ego i superego) są do siebie podobne i przypominają bibliotekę z książkami ułożonymi w lekkim nieładzie oraz przyrządami astronomicznymi. W tej przestrzeni Roger rozmawia z Roxaną. Na najniższym poziomie (id) kłębią się nieme, nagie, ubrudzone, męskie postacie - symbolizują jego pragnienia. Roger boi się zejść do tej "piwnicy" swojej osobowości, ale jednak ostatecznie tam trafia i to jest właśnie miejsce, gdzie spotyka się z Pasterzem. Nagie postacie i Pasterz wdzierają się na wyższe piętra i opanowują je wyrzucając stamtąd Rogera - król staje się pątnikiem.
Pytanie o to kim jest Pasterz jest oczywiście zawsze kluczowe dla interpretacji utworu Szymanowskiego - możliwości jest wiele. Kasper Holten widzi w nim uosobienie zerwania z regułami, oddania się instynktom, co jest pociągające dla człowieka i ludzkości w ogóle, ale, jak pokazuje reżyser, w efekcie niebezpieczne i niszczące. To fałszywy prorok, manipulujący uczuciami, który przeradza się w dyktatora. Holten przeniósł akcję w lata dwudzieste, trzydzieste dwudziestego wieku i wpisał w kontekst rodzących się wtedy ideologii totalitarnych, na których czele stali "charyzmatyczni", cieszący się na poły religijnym kultem przywódcy, odrzucający chrześcijaństwo. W trzecim akcie widzimy zgliszcza głowy, do nich wrzucane są książki - obraz przypominający to, co robili w latach trzydziestych faszyści. Pesymistyczne zakończenie. Na pustej scenie zostaje osamotniony król Roger, który śpiewa hymn do Słońca. Podobnie jak w "Potępieniu Fausta" nie zostajemy pozostawieni bez nadziei.

Nie wiem, czy Karol Szymanowski zgodziłby się z tą wizją, ale moim zdaniem wyłania się ona z muzyki i libretta pełnego  zmagań,  rozterek i niejednoznaczności.

 Photo: ROH
Photo: ROH
Moje nieprofesjonalne ucho mówi mi, że muzycznie i wokalnie nie było to idealne wykonanie "Króla Rogera", ale ze względu na świetną koncepcję tej produkcji i ogromne zaangażowanie całego zespołu mamy realizację, która moim zdaniem  przejdzie do historii.
 Photo: ROH
Mariusz Kwiecień stworzył wspaniałą kreację. Grał człowieka nieszczęśliwego, bo przytłoczonego rolami, które zdają się go przerastać - władcy i męża. Walczy z tym, co czai się, gdzieś w głębi jego osobowości, czego nie do końca rozumie i boi się. Bardzo intensywna była jego obecność na scenie. Śpiewał pięknie, głos miał siłę, głębię. W finale może dało się odczuć pewne zmęczenie, ale całe serce włożył w to przedstawienie - suma summarum genialnie!
 
Photo: ROH
Pasterz to druga kluczowa rola i jak ta postać nieziemsko trudna - Samir Pirgu pięknie zaśpiewał "Mój Bóg jest piękny jako ja" i był przekonujący jako tajemniczy guru - uwodziciel, który na koniec ukazuje swoje prawdziwe intencje. Trochę za dużo dla mnie było momentami forte w jego wykonaniu, jednak nie było to sprzeczne z ogólną wymową tej roli (w tych chwilach mogliśmy przeczuwać, co kryje się za słodką "fasadą" tajemniczego wędrowca).
Photo: ROH

Szymanowski napisał dla królowej Roxany absolutnie powalającą z nóg muzykę. To sama poezja. Georgia Jarman pokazała bardzo wyrazistą i wiarygodną postać sceniczną - kobiety, która usilnie stara się znaleźć lekarstwo na rozpadający się związek - tak traktuje Pasterza. Krystaliczny, mocny głos (tak brzmi w nagraniu), doskonałe frazowanie.

Brawa także dla pozostałych wykonawców, którzy nie tylko musieli się zmierzyć z niełatwą materią muzyczną, ale także opanować tekst w naszym pięknym, aczkolwiek nieprostym fonetycznie języku.

Dobrze, że mamy takich entuzjastycznych promotorów muzyki Szymanowskiego w osobach Antonio Pappano i Kaspra Holtena!


 Photo: ROH
Obsada: 
Alan Ewing
Agnes Zwierko
Mariusz Kwiecien
Saimir Pirgu
Georgia Jarman
Kim Begley
Orchestra of the Royal Opera House
Choir: Royal Opera Chorus
Kostiumy: Steffen Aarfing
Choreografia: Cathy Marston
Dramatisation: John Lloyd Davies
Dyrekcja muzyczna: Antonio Pappano
Director: Kasper Holten
Libretto: Jaroslaw Iwaszkiewicz
Światła: Jon Clark
Scenografia: Steffen Aarfing

środa, 13 maja 2015

Gość na Sofie: Gabriela Harvey o Balu maskowym w Met



Photo: Met
Czwartek  23 kwietnia, 2015 to był wyjątkowy wieczór w Metropolitan Opera.  "Bal maskowy" zapewnił nam wspaniałe przeżycia dzięki świetnemu aktorstwu, pamiętnym wykonaniom  wokalnym, długim owacjom i doskonałemu prowadzeniu orkiestry. Czy jest ktoś, kto nie pokochał w tym przedstawieniu Piotra Beczały (Gustawa), Sondry Radvanovski (Amelii), Dymitra Hvorostovskiego (Renato), Dolory Zajick (Ulryki Arvidsson), Heidi Stober (Oskara), Chóru i Orkiestry Metropolitan Opera pod batutą Jamesa Levine'a? Po prostu dream team! James Levine jest znany ze wspierania śpiewaków i tutaj komunikacja między, orkiestrą i sceną  nie mogła być bardziej widoczna.
Photo: Met
Oto, co, moim zdaniem, przyczyniło się do sukcesu tego wieczoru. Podobało mi się rozgraniczenie komediowych (często przesadzonych) i tragicznych elementów opery. W przeciwieństwie do wielu inscenizację Paula Steinberaga uważam za udaną - no może za wyjątkiem surowego, kanciastego pokoju Renato. W akcie III  to miejsce konfrontacji z Amelią; tam mąż  grozi, że ją zabije. Kiedy w końcu ulega jej prośbom i pozwala zobaczyć syna, Amelia wychodzi i wtedy musi prześlizgnąć się przez szparę w ścianie. Trochę to dziwne, myślałam.

Bardzo podobała mi się scenografia w końcowej scenie balu maskowego, w którym zostaje zabity Gustavo. Ściany są wyłożone lustrami i odbijają światło wokół sceny a także do wnętrza opery. Miałam wrażenie,  jakbyśmy my widzowie  również zostali zaproszeni na bal. W pierwszym rzędzie siedziała para, która była ubrana tak, jakby rzeczywiście przyszła na bal maskowy. Czy to fantazja fanów czy celowy zabieg reżysera? Kostiumy Brigitte Reiffenstuel sprawiły, że Gustavo Piotra Beczały wyglądał bardzo atrakcyjnie. Świetny prochowiec i garnitur! (Mam nadzieję, że mógł je sobie zachować!)

Podczas  następnego spektaklu  (28 kwietnia) zauważyłem, że Sondra Radvanovsky walczy z zamkiem sukni w Akcie III. Przypomniałam sobie jak się wyślizgiwała  z sukni na premierze. Jej obraz w białej, długiej satynowej kreacji był zniewalający. Tym razem pozostała w połowie ubrana ... Później, po przedstawieniu podczas naszej rozmowy potwierdziła, że popsuł się jej zamek błyskawiczny. Frustrujące, nie ma wątpliwości, ale to nie przeszkodziło jej śpiewać z całym zaangażowaniem.. Tego samego wieczoru, zaledwie kilka minut, zanim kurtyna poszła w górę, wszyscy (w tym obsada), dowiedzieliśmy się, że John Keenan zastąpi maestro Levina na podium. Całe szczęście, że nikt nie poczuł się tym zdeprymowany!

Scenografia przedstawienia jest zdominowana przez duży mural, przedstawiający mitologicznego Ikara spadającego z nieba - być może to zapowiedź losu króla? Myślę, że w  interpretacji tej roli Piotr Beczała nie podąża śladami mitologicznych odniesień. Jego Gustavo jest życzliwym, może nawet nieco naiwnym władcą.
Wiele już napisano o produkcji Davida Aldena z 2012 roku.  Zwykle podkreślano, że w jego odczytaniu dzieła nie ma wielu podobieństw do oryginalnej historii.
Krótko mówiąc, historia jest oparta na rzeczywistym zamachu na króla Szwecji Gustawa III w 1792 roku.  W operze Verdiego król Gustaw zakochuje się w Amelii, żonie jego najbliższego przyjaciela i doradcy, hrabiego Anckarstroma, a ona w nim.  Gustavo jest informowany przez hrabiego, jak również przez swojego pazia Oscar oraz wróżkę Ulrikę, że zawiązano spisek na jego życie. Król nie chce w to uwierzyć. W nieoczekiwany zwrocie akcji hrabia Anckarstrom dowiaduje się o miłości Amelii i Gustavo.  Dołącza do spiskowców i zabija Gustavo na balu maskowym, by natychmiast odkryć, że nie było romansu. Umierając król wybacza wszystko...

Photo: Met

Nawet jeśli ktoś nie zgadza się z interpretacją tej historii, i / lub nie lubi tej produkcji, nie może nie docenić wspaniałego śpiewu i aktorstwa najwyższej próby! Wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach przez cały wieczór. Duże wymagania postawiono przed śpiewakami. W wielu momentach śpiewali leżąc! Mam tyle lat, że pamiętam, wrażenie, jakie wywarła  Birgit Nilsson śpiewając tak właśnie "Vissi d'arte" w "Tosce" w starym Met ... dodam jeszcze, że śpiewali z nią wtedy Franco Corelli jako Cavaradossi i  Gabriel Bacquier jako Scarpia ... W czwartek wieczorem podczas premiery polski tenor Piotr Beczała śpiewał z subtelnością, doskonałą modulacją i wzruszającym liryzmem. Od arii  w akcie  I "Di tu, se fedele " do „Ma se m'e forza perderti" w akcie ostatnim był niezwykle poruszającym Gustavo. Ma silny głos, bez  wysiłku przechodzi do najwyższych nut, ponadto nienaganne frazowanie i elegancja, sprawiają, że nie ma sobie równych. Świetnie wciela się w rolę  i wykonuje tę partię. Brawo! Nic dziwnego, że jest królem tenorów Met!

Sopran Heidi Stober z nastroszoną fryzurą, kozią bródką i papierosem w ustach była skrzydlatym paziem króla. Jej jasny, czysty sopran brzmiał pewnie z odpowiedniej ilością brawury, łobuzerskiego rozbawienia  i wiarygodnością. Numer z tańcem i  zaangażowaniem w to króla był prześmieszny!

Wiem, że są krytycy głosu Sondry Radvanovsky, ale, naprawdę, czy można sobie wyobrazić lepszą Amelię? Prawda, jej głos jest ogromny i często pochłania orkiestrę i jej kolegów śpiewaków.
Po otwierającej II akt arii otrzymała wielkie brawa  - ale to miłosny duet z Beczałą, wywołał największy entuzjazm widowni. Chemia między nimi była ewidentna, aktorstwo doskonałe a śpiew zapierający dech w piersiach! Wielu nie może się doczekać Radvanovsky w tudorskiej trylogii Donizettiego w następnym sezonie! Beverly Sills była jedyną, która wcześniej tego dokonała. (Mogę dodać, że Mariusz Kwiecień dołączy do niej jako książę Nottingham w „Roberto Devereux.”).


W akcie III, gdy błaga Renato, by mogła zobaczyć syna po raz ostatni ("Morro, ma prima  grazia") była niewiarygodnie wzruszająca. Jej głos był perfekcyjny, technika nienaganna, głos pełen żalu i bólu.

Szanowany mezzosopran Dolora Zajick (Ježibaba w Rusałce Dvoraka w poprzednim sezonie) śpiewała partię wróżki Ulryki Arvidsson, niskim, ciemnym i złowieszczym głosem. Była mistrzowska w równoważeniu elementów komicznych i dramatycznych - pojawia się w płaszczu, butach z czarną torba, w złowieszczej aurze ostrzega Gustavo o zamachu.

Photo: Met

Dmitri Hvorostovsky, grał Renato - męża Amelii i powiernika króla. Mimo, że uwielbiany przez rosyjskich fanów, moim ulubieńcem nie jest. Zdaję sobie sprawę z mocy jego głosu, jego scenicznej osobowości, jego umiejętności aktorskie, ale dla mnie jest zawsze  przede wszystkim Hvorostovskm, a nie graną postacią. Tę cechę dzieli z Vittorio Grigolo. Gwoli uczciwości stworzył silną, choć pozbawioną niuansów postać. Jego aria z  III akt "Eri tu" wywołała aplauz widowni.

Chór był jak zawsze znakomity a obsada drugoplanowa bardzo trafiona. Nie sądzę, że moglibyśmy marzyć o  lepszym wieczorze ...

Guest on Sofa: Gabriela Harvey on Un ballo in Maschera at the Met



 
Photo: MET

The  “Un ballo in Maschera” on Thursday 23, 2015 at the Metropolitan Opera provided an exceptional night, filled with great acting, vocal thunder, long ovations and unmatchable conducting. Was there anyone who did not love
Piotr Beczała (Gustav), Sondra Radvanovsky (Amelia), Dymitr Hvorostovsky (Renato), Dolora Zajick (Ulryka Arvidsson), Heidi Stober (Oskar), the Choir and the orchestra of the Metropolitan Opera under the baton of James Levine? A dream team! Mr. Levine is known for his support of singers and here the communication among him, the orchestra and those on the stage could not have been more evident.

Here, in my opinion, is what contributed to the success of the evening. I loved the delineation between the comedic (often campy) and tragic elements of the opera. Unlike many, I liked Paul Steinberg’s sets, well maybe not the austere, angular abstraction of Renato’s quarters. In Act III he confronts Amelia there and threatens to kill her. When he finally concedes and allows her to see their son, Amelia leaves. Oddly, she has to slither through a crack in the wall.  A bit awkward I thought.

 Photo:MET
I loved the scenery of the final masked ball scene, in which Gustavo is killed. The walls are lined with mirrors reflecting the light around the stage and extending it into the house. It felt as if we in the audience were also invited to the ball. In fact the first row of the orchestra sported a couple in full masked ball regalia. Was it a fan’s whimsy, or a director’s deliberate ploy? Brigitte Reiffenstuel’s costumes make Mr. Beczala’s Gustavo a dashing figure. I loved the raincoat, and the suit! (I hope he got to keep them!)
At the next performance (April 28th) I noticed Ms. Radvanovsky was struggling with the zipper of her dress in Act III. I remembered her slipping out of the dress on opening night. The image of her in a white satin, full length slip was haunting. It was not to be, this time she remained half dressed… Later in the evening, back stage, I asked her about it and she confirmed the malfunction of the zipper. Frustrating no doubt, but it did not prevent her from singing her heart out, hitting every note and more. At the same performance just minutes before the curtain went up, we all (including the cast), learned that John Keenan would be replacing maestro Levine at the podium. But no one missed a beat!

For much of the opera the set is dominated by a large mural, showing the mythological Icarus falling from the sky, perhaps foreshadowing the fate of the King? I think that Mr. Beczala’s interpretation doesn’t exactly follow the interpretation of the Icarus myth. His is a benevolent, if a bit naïve King.
Much has been written by David Alden 2012 production. Many point out that his interpretation bears little resemblance to the original story.

Briefly, the story is one based on the real-life assassination of King Gustav III of Sweden in 1792. In Verdi's opera, King Gustavo is in love with Amelia, the wife of his closest friend and adviser, Count Anckarstrom, and she with him. Gustavo is told by the Count, his Page, Oscar, and a fortune teller that there is a conspiracy to kill him. He refuses to believe it. In an inevitable twist, Count Anckarstrom learns of the love between Amelia and Gustavo.  He then joins the conspirators and stabs Gustavo at the masked ball only to discover that there was no affair. Dying, the king forgives all…
Even if one disagreed with the interpretation of the story, and/or disliked the sets, you could not ignore the glorious singing and the first rate acting! We were all on pins and needles throughout the evening. Much was required from the singers. At one time or another they all sang lying down! I am old enough to remember the sensation Birgit Nilsson caused singing  "Vissi d'arte" lying down in “Tosca” at the old Met…might I add Franco Corelli was Cavaradossi and Gabriel Bacquier Scarpia… On the Thursday night premiere the Polish tenor Piotr Beczala sang with subtlety, perfect modulation and heart wrenching lyricism. From the Act I aria "Di tu, se fedele" to "Ma se m'e forza perderti" in the final act, his was an enormously likeable Gustavo. His is a strong voice, managing an effortless transition to the high notes, impeccable phrasing and elegance that cannot be matched. He looks the part, he acts the part and sings the part. Bravo! It is no wonder that he is the Met’s reigning tenor!
The soprano Heidi Stober, sporting a spiky hairdo, a goatee and a cigarette (also wings) was the King’s page Oscar. Her bright, clear soprano rang out with confidence with just the right amount of bravado, playfulness and assurance. The dance number engaging the King was a hoot!

 
Photo:MET

I know there are detractors of Sondra Radvanovsky’s voice, but, really, could one imagine a better Amelia? And yes, her voice is huge and often overrides the orchestra and her fellow singers.
In her opening Act II aria the bravos began – but it was the love-duet with Beczala that brought the house down. The chemistry was unmistakable, the acting superb, the singing exquisite, breathtaking! Many can’t wait for Radvanovsky’s Donizetti Tudor trilogy next season! Beverly Sills is the only one to have tackled that. (May I add that Mariusz Kwiecien willi join her as the Duke of Nottingham in Roberto Devereux.)

In Act III when she pleads with Renato to see their son one last time ("Morro, ma prima in grazia,”) she was incredibly moving. Her voice was perfect and her technique exquisite, voice soaring, full of regret and pain.

The respected mezzo-soprano Dolora Zajick (last season’s Ježibaba in Dvorák's Rusalka ) sang the role of the fortune teller Ulryka Arvidsson, her voice low, dark and ominous. She was masterful in balancing the comic element when she arrives in an overcoat, sensible shoes and a black bag, with the ominous aura of her warning to Gustavo about his assassination.

Dmitri Hvorostovsky, was Renato Amelia’s husband and the King’s confidant. Although adored by the Russian fans, he is not a favorite of mine. I recognize the power of his voice, his striking presence, and his acting skills, but for me it is always about Mr. Hvorostovsky and less about the character. A quality he shares with Mr. Grigolo. In all fairness he was a strong, if not terribly nuanced presence. His big Act III aria "Eri tu" ran true and brought the house down.
The choir was as always superb and the supporting cast on target. I don’t think we could have asked for a better evening…
 
 
 

 

 
 
 
 

piątek, 8 maja 2015

Litewski Otello - Opera Nova 6.05.2015

 Photo: Opera Nova
Ekstatycznego zachwytu u mnie nie wywołało, ale to było naprawdę bardzo dobrej jakości przedstawienie operowe. 
Mocna była przede wszystkim strona wokalna. Włoski tenor Leonardo Gramegna - Otello -  śpiewał niezwykle swobodnie tę jedną z najtrudniejszych chyba tenorowych partii - aż dziwne, że nie jest dotąd znany szerszej publiczności - życzę mu tego serdecznie. Głos ma męski, o pięknej barwie, dysponuje świetną techniką. Sandra Janusaite - Desdemona - wydaje się, że w pierwszym akcie musiała się nieco rozśpiewać i zaakomodować do sali, ale z minuty na minutę jej śpiewanie nabierało blasku. Kulminacją wieczoru była dla mnie "Ave Maria" - w ogromnym skupieniu, niezwykle przejmująco wykonana przez Janusaite aria - modlitwa. 
To, czego mi bardzo zabrakło, to pokazania uczucia Otella i Desdemony w  duecie z I aktu "Già nella notte densa" - reżyser oddalił ich od siebie,  kazał patrzeć na publiczność - do tego całują nie siebie, a swoje (własne!) ręce. Dlaczego? Jeśli nie widzę uczucia głównych bohaterów, chłodnieje także mój stosunek do tego, co dzieje się na scenie... Zdziwiło mnie także kilka innych pomysłów reżyserskich - na przykład walka na reflektory sceniczne, nie na miecze (?).

Całe szczęście, że w muzyce nie było żadnych deficytów i dzieło Verdiego zabrzmiało tego wieczoru wspaniale.


  Photo: Opera Nova
Kierownik muzyczny i dyrygent Gintaras Rinkevičius
Dyrygent Martynas Staškus
Reżyseria Eimuntas Nekrošius
Scenografia Marius Nekrošius
Kostiumy Nadežda Gultiajeva
Reżyseria świateł Levas Kleinas
Przygotowanie chóru Česlovas Radžiūnas
Otello               Leonardo Gramegna
Desdemona       Sandra Janušaitė
Lodovico           Egidijus Dauskurdis
Jago                 Dainius Stumbras
Cassio              Audrius Rubežius
Emilia               Laima Jonutytė
Montano           Arūnas Malikėnas
Roderigo           Rafailas Karpis
Herold              Ignas Misiūra
Dyrygent  Martynas Staškus
 
 

Gość na Sofie: Gabriela Harvey - Manon w MET



 
Photo: MET
Widziałam produkcję Manon Massonet Laurenta Pelly’ego w Met z 2012. Śpiewane przez Piotra Beczałę "En fermant les yeux" i "Ach, fuyez " nadal są w mojej pamięci – a on był i jest nadal idealnym des Grieux dla mnie! Ale wracając do wznowienia  „Manon”, które miało miejsce 17 marca 2015  Manon, tym razem pod dyrekcją Emmanuela Villaume z Dianą Damrau jako Manon, Vittorio Grigolo  kawalerem des Grieux, Nicolasem Teste jako Hrabią des Grieux, Christopherem Mortagne jako Guillot de Morfotaine, Russellem Braunem w roli  kuzyna Manon Lescaut i  Dwaynem Croftem jako de Brétigny.

Po raz pierwszy spotykamy Manon, kiedy przyjeżdża pociągiem i trafia pod opiekę swojego kuzyna Lescaut. Bardzo młoda i dziarska dziewczyna w zwykłym stroju błyskawicznie oczarowuje nas wszystkich. Wkrótce dowiadujemy się, że jest w drodze do klasztoru. Wiemy też od razu, że jest najmniej odpowiednią kandydatką do klasztoru. Chłonie wszystko, co się wokół niej dzieje - elegancko ubrane  kobiety w gospodzie, awanse starszych panów takich jak Guillot, który oferuje zabrać ją do Paryża. Guillot organizuje powóz. Gdy Manon czeka na strofującego ją kuzyna, przybywa kawaler des Grieux. Wzajemne zauroczenie jest natychmiastowe i wkrótce młodzi uciekają korzystając z powozu Guillota.

Po raz  kolejny spotykamy ich, kiedy żyją wspólnie w małym mieszkaniu w Paryżu. Des Grieux pisze list do Ojca z prośbą o zgodę na małżeństwo z Manon. Pojawiają goście się - Lescaut i człowiek, który, jak wkrótce odkryjemy, to de Brétigny w przebraniu. Aby udowodnić swoje uczciwe zamiary, des Grieux pokazuje Lescaut list, podczas gdy de Brétigny ostrzega Manon, że des Grieux zostanie porwany wieczorem z polecenia  swojego ojca. Bretygny kusi Manon oferując jej protekcję i bogactwo. Lescaut i de Brétigny wychodzą. Manon jest rozdarta. Czy powinna przyjąć ofertę de Bretigny? Czy ostrzec des Grieux? Wkrótce staje się jasne, że pójdzie z de Brétignym. Rozleg się pukanie, des Grieux wychodzi, zostaje związany i uprowadzony. Manon jest pełna żalu.

W Akcie III widzimy kolejne wcielenie Manon. Przybywa oparta na ramieniu de Brétigny na deptak Cours-la-Reine w Paryżu. Usłyszawszy o rychłych święceniach kawalera des Grieux z ust jego ojca, Manon przybywa do kaplicy seminarium w St. Sulpice w Paryżu. Udaje się jej zdobyć kawalera po raz kolejny.

Wkrótce stoją w obliczu wyczerpania się pieniędzy. Manon przekonuje des Grieux, by podjął hazardowe wyzwanie Guilloa. Grają a des Grieux  wygrywa. Guillot oskarża go o oszustwo - des Grieux i Manon są aresztowani. Dzięki wstawiennictwu swego Ojca des Grieux wkrótce zostaje zwolniony.

On i Lescaut organizują próbę ratowania Manon,  ale zostają zdradzeni. Lescaut udaje się przekupić strażników i Manon i des Grieux znów są razem. Jednak jest już za późno. Po wyznaniu miłości, Manon umiera w ramionach des Grieux.

Nie podoba mi się zimna, szorstka, szara scenografia Thomasa Chantala, tylko czasami skontrastowana z jasnymi kolorami strojów. Ładna jest na przykład czerwona sukienka Manon w scenie hazardu! Rampa prowadząca do promenady Cours-la-Reine wygląda za bardzo jak wjazd dla wózków inwalidzkich. Scena baletowa w akcie III nie sprawdza się tutaj -  rampa przeszkadza.
Emmanuel Villaume ze Strasburga we Francji pokazał mistrzostwo w prowadzeniu śpiewaków w najbardziej intymnych chwilach.  Muzyka ogarnia z początku naiwnych, słodkich, a później udręczonych kochanków. Podkreśla napięcie w scenie w St. Suplice, gdy Manon i des Grieux łączą się ponownie. Jeśli mi nie podobała mi się realizacja wizualna sceny baletowej, doceniam bardzo elegancję muzyki. Orkiestra grała żywo w preludium oraz w akcie I wspierając doskonały zmysł komediowy za Christophera Montagne jako Guillota.

Montagne było przerażająco lubieżny, a w Akcie III mistrzowsko pokazano jego mściwość w zemście wobec Manon i des do Grieux. Przypomniał mi, Andrea Velisa, szpiega Scarpi...

Obsada drugoplanowa rzeczywiście doskonała! Nicolas Teste jako Hrabia des Grieux pokazał wielowymiarowość charakteru tej postaci. Jego głęboki, ciepły bas rozbrzmiewał, gdy błagał swojego syna, by ponownie rozpatrzył zostanie księdzem. Jednak stał się stalowy i sarkastyczny, gdy go nie  przekonał. Wejście na koniec III aktu było złowieszcze. Połączenie Scarpi (Gabriel Bacquier) i Komandora! Głos wznosił się ponad orkiestrą. To było doskonałe.

Komediowy zmysł Russella Browna był  ewidentny, zwłaszcza w I akcie, podczas spotkania z Manon, gdy stara się zapanować nad jej pobudliwością i ciekawością. Ma silny, melodyjny baryton.

Dwayne Croft pasował dobrze do roli, grał i pewnie śpiewał partię de Brétigny.
 
 Photo: MET
Diana Damrau i Vitorio Grigolo dali jeden z najbardziej emocjonujących występów w sezonie 2014-2015. Oboje byli w najwyższej formie! Damrau głosowo była nienaganna a jej aktorskie umiejętności ekscytujące. Transformacja z młodej dziewczyny w starszą Manon była całkowicie wiarygodna i poruszała serce. Dla mnie to wrażenie opierało się  na wykonaniu przez nią poszczególnych arii.  Zdumiewała jak młoda dziewczyna w "Jesuis encore tout étourdie",  poruszała w prawie szeptem zaśpiewanej arii " Adieu, notre petite table". W scenie w St. Suplice leżąc na podłodze śpiewała “N’est-ce plus ma main,” chcąc znowu zdobyć des Grieux czułością słów, a gdy słowa nie podziałały, uwodząc go. Jej głos był pełen brawury i  twardości w akcie IV, gdy Manon nie potrafi ukryć pragnienia dobrego życia. Pod koniec tego samego aktu, zmienia się, kiedy uświadamia sobie, że wszystko jest stracone. Podczas wykonania "Et c'est l'histoire de la Manon Lescaut" wszyscy czuliśmy ból. Głos Diany Damrau wznosił się gwałtowanie w oddając radość z ponownego połączenia się  Manon i des Grieux. Został zredukowany do ledwie słyszalnego szeptu, gdy Manon umierała. Całkowita kontrola!  Damrau była niesamowita  podczas całego cyklu przedstawień (widziałam ją ponownie 28 marca), chociaż najwyraźniej walczyła z przeziębieniem (http://www.nytimes.com/2015/04/28/nyregion/doctors-to-divas-stagehands-and-opera-lovers-at-the-met). Nikt by tego nie powiedział słuchając jej lekkich koloraturowych lirycznych nut, wznoszących się wysoko ponad orkiestrą i głosem Vittorio Grigolo.

Photo: MET

Jeśli chodzi o Vittorio Grigolo, ci ktorzy są mieszkańcami (sic!)
"Planety Opera"  (Plotkin http://www.wqxr.org/#!/story/how-stars-align-around-planet-opera/)" nie mogą byc wobec niego obojętni:  „albo się go kocha albo nie znosi."
 
Jego des Grieux jest porywczy, szalony w miłości, miota się na scenie z  Dianą Damra. Trochę za dużo jak dla mnie, już sobie tak myślałem, ale potem dotarło do mnie  brzmienie jego tenorowego głosu, wzniosłe pianissima ... pięknie. We arii o śnie w akcie II, des Grieux mówi Manon o swojej wizji, aby podnieść ją na duchu. Śniło mu się, że pewnego dnia będzie miał dom w otoczeniu pięknych drzew, kwiatów, będą  śpiewały ptaki. Nagle jego nastrój zmienia się, staje się smutny, ponieważ w domu brakuje Manon. Utrzymujące się  linia piano zapierała dech w piersiach, dzięki czemu “Viens! sera notre vie, sit u le veux, o Manon” "(Chodź! Nasze życie będzie szczęśliwe, jeśli tego chcesz, oh Manon), było o wiele bardziej przejmujące.
Chemia między des Grieux i Manon i była widoczna. W "Ah fuyez", arii w kaplicy, gdy uświadamia sobie, że ciągle tęskni i pragnie Manon, jego głos wznosił się, pokazywał rozpacz, desperację, co łamało serce. Uciszył się w następującym dalej duecie, co pokazywało jego kapitulację. Czy życzyłabym sobie więcej subtelności, finezji, elegancji w jego des Grieux? Tak, ale nastrój opery i czar, którym wszyscy zostaliśmy ogarnięci nie pozwalają narzekać.
Nikt, kto uczestniczył w tym przedstawieniu nie zapomni ostatniego krzyku Vittorio Grigolo. Pełen żalu za tym, co mogło być. Ufam, że będzie pamiętał, co może być ...
 
 Photo: MET