niedziela, 26 kwietnia 2015

Potępienie Fausta - 25.04.2015 Opera Nova


 
Nie chciałam słuchać wcześniejszych wykonań „Potępienia Fausta” Hektora Berlioza, ani czytać wypowiedzi twórców bydgoskiego przedstawienia, zanim sama go nie obejrzę. Pomyślałam, że lepiej będzie, kiedy dzieło samo przemówi do mnie i albo je zrozumiem i pokocham, albo zrazi, znudzi, zmęczy...  Przekonało mnie do siebie -  i to bardzo!

Jest to utwór rzadko wykonywany, swobodnie  wykorzystujący motywy zaczerpnięte z powieści Goethego i znacznie różniący się od „Fausta” Gounoda - ma opinię trudnego. Cieszę się, że Opera Nova podjęła ryzyko wystawienia go na scenie, bo jego gatunek faktycznie wydaje mi się niełatwy do sklasyfikowania. Składa się w warstwie fabularnej z luźno powiązanych ze sobą scen, muzycznie zaś przypomina momentami oratorium (ale i tu nie podjęłabym się przyporządkowania do jakiejś jednej kategorii).

Reżyser Maciej Prus pokazał nam inscenizację bardzo prostą, z ograniczoną paletą kolorów a w pierwszej części wręcz monochromatyczną, z niewielką liczbą rekwizytów. Poszczególne sceny obrazują przede wszystkim, jak się wydaje,  stany duszy głównego bohatera, choć przypisane są im w libretcie lokalizacje – węgierska wieś, piwnica Auerbacha w Niemczech, brzeg Łaby, komnata Małgorzaty – jednak jest to bardzo umowne i w istocie mogłyby się rozgrywać wszędzie.

Faust  (Łukasz Załęski) jest młody, zagubiony i jakoś nieporadny, choć nazywają go doktorem. Od pierwszych scen widzimy, że dotyka go niemoc, znudzenie, chce odebrać sobie życie. Scenę otaczają dwie gigantyczne szare półkoliste konstrukcje –  w ich obrębie toczy się cała akcja przedstawienia – i tylko czasami przedostaje się do środka światło – dobre albo złe.   Faust śpiewa o wiośnie i pięknie natury, wieśniacy cieszą się na weselu,  żołnierze ćwiczą energicznie to taktu marsza, ale to nie pokrzepia i nie rozbudza na dłuższą metę  nadziei  bohatera – nie ma żadnego żywego koloru prócz czerni, szarości i bieli.
I któż się pojawia w tej przygnębiającej scenerii? Oczywiście Mefistofel. Diabeł (w tej roli Szymon Komasa), który nosi krwiście czerwone buty, ma długie czerwone paznokcie, staje się mentorem i przewodnikiem Fausta. Właściwie uwodzi go, bo w ich relacji jest coś niepokojąco seksualnego. Mefistofeles wiele razy  czule go dotyka, wręcz pieści. To on prowadzi młodego chłopaka do pełnej pijaństwa i rozpusty piwnicy w Lipsku. Tam razem z Faustem słyszymy piosenkę o szczurze śpiewaną przez studenta Brandera (Leszek Holec) i piosenkę Mefistofelesa o pchle. Zniesmaczony Faust nie chce tutaj być, więc diabeł przenosi go w inne miejsce, gdzie stawia mu przed oczy wizję pięknej dziewczyny, która ma na imię Małgorzata –  w tym przedstawieniu wizja  jest zmultiplikowana – jest wiele dziewczyn – zjaw, które Faust chce  dotknąć, ale one mu się wymykają, dlatego  prosi o pomoc Mefistofelesa, aby mógł spotkać Małgorzatę.



Dom Małgorzaty (granej przez Ewelinę Rakocę) to prostokątna szklana gablota wystawowa, w której stoi  elegancki fotel i portret Fausta. Mefistofeles i jego podopieczny zjawiają się tam i obserwują młodą dziewczynę, która śpiewa liryczną pieśń o królu Thule i jego kielichu. Kiedy dziewczyna zasypia, diabeł sączy jej do ucha sprośną śpiewkę o naiwnej Ludwiczce. Aranżuje też spotkanie z Faustem. Młodzi zakochują się w sobie. Diabeł jednak rozdziela parę, mąci  spokój młodych  strasząc plotkami sąsiadów i gniewem matki dziewczyny. Te jakby wyłaniające się z koszmaru sennego postaci zaglądają przez szklane ściany „domu” Małgorzaty i wypłaszają jej ukochanego. Dziewczyna pozostaje sama i tęskni. Faust natomiast znowu pogrąża się w rozważaniach o naturze i zdaje się, że zapomina o dziewczynie. Mefistofeles jednak nie wypuszcza go ze swoich szpon – pojawia się, by dręczyć wyrzutami sumienia. Powiadamia, że czekająca na niego Małgorzata została oskarżona o morderstwo swojej matki -  by ta nie dowiedziała się o spotkaniu z Faustem, dziewczyna, podawała jej środek nasenny i  dawka okazała się za duża i przez to śmiertelna.  Za obietnicę uratowania Małgorzaty Faust godzi się podpisać cyrograf, że oddaje swoją duszę diabłu.  Piekielne rumaki niosą Mefistofelesa i Fausta do zionącej ogniem czeluści.

Historia jednak nie kończy się triumfem złych mocy. Małgorzata zostaje zbawiona.

Co stało się powodem potępienia Fausta?  To zapewne, że poddawał się nudzie i zniechęceniu, a może po prostu lenistwu, bo zaniedbywał to, co najważniejsze oddając się czczym rozmyślaniom. Reżyser, poprzez scenografię, stroje pomocników Mefistofela, podobne do stroju Fausta, chyba chciał nam  pokazać, że to zagrożenie powszechne.

 foto: Opera Nova
Wielkim atutem bydgoskiego przedstawienia okazało się to, że dyrektor Maciej Figas obsadził w głównych rolach bardzo młodych artystów. Groziło to porażką – ale na szczęście tak się nie stało. Wiemy, że miał problemy ze znalezieniem Fausta, tym większe brawa, że wyzwanie podjął Łukasz Załęski, który niedawno ukończył studia wokalne w Łodzi. Głos Łukasza Załęskiego ładnie brzmi w dolnych rejestrach, wyżej jeszcze sporo do zrobienia - na przykład nad pianissimami musi młody tenor jeszcze popracować, ale wyszedł z tego spektaklu z tarczą.

Dominującą postacią spektaklu był jednak Mefistofeles – Szymon Komasa przykuwał uwagę, od momentu, kiedy pojawił się na scenie. Fantastyczny głos i bardzo duże zdolności aktorskie - w każdej części swojej partii równie doskonały. Entuzjastycznie przyjęty przez publiczność. Teraz dowiedziałam się, że podobnie jak Mariusz Kwiecień,  znalazł się w gronie uczestników programu dla młodych artystów prowadzonego przez MET. Bardzo szczupły, z bladą twarzą, kusił gestem i uwodzicielskim niskim barytonem – trudno to zresztą opowiedzieć – najlepiej zobaczyć i posłuchać. Miał też swoich czartowskich pomocników – jednym z nich był Brander – bas Łukasz Holec świetnie wykonał piosenkę o szczurze i zebrał na koniec zasłużone brawa.  Mefistofeles traktował  Brandera w podobny sposób jak Fausta – te same czułe gesty – wydaje się, że ich droga  i los były bardzo podobne.

Olśniła mnie Małgorzata Rakoca w roli Małgorzaty – przepiękna była w jej wykonaniu pieśń „Le roi de Thulé” – czysty, dźwięczny, o barwie jak ciemne, szlachetne wino, głos. Do tej pory pozostaje mi w pamięci ta jej aria. Śliczna jest też z niej dziewczyna – w białej sukience wyglądała  zjawiskowo.  Tęskna pieśń “D'amour l'ardente flamme” poruszała serce.


Bohaterem osobnym była muzyka Berlioza – zmienne kolory, nastroje, tempa – to wszystko wykreowane wspaniale przez orkiestrę pod dyrekcją Michała Klauzy. Najbardziej nie spodziewałam się chyba efektu,  jaki  wywrze na mnie wizja piekła – ciarki przechodziły mi po skórze – to zasługa muzyki, która wywołuje  napięcie i grozę (chór śpiewa pieśń w jakimś diabelskim języku!),  ale też reżyserii  tej sceny, świateł i choreografii – to był pierwszy finał tego przedstawienia.

Kiedy wydaje się, że wszystko się kończy, rozwiewa się piekielny dym i rozpraszają piekielne czerwone ognie,  pojawia się światło - słyszymy chór i wzruszający dziecięcy głos śpiewa nam, że wita Małgorzatę w niebie …  I to finał prawdziwy.
Reżyseria                                        – Maciej Prus
Kierownictwo muzyczne                    – Michał Klauza
Współpraca muzyczna                      – Grzegorz Berniak
Scenografia                                     – Arkadiusz Chrustowski
Kostiumy                                         – Jagna Janicka
Choreografia                                    – Jacek Przybyłowicz
Przygotowanie chóru                         – Henryk Wierzchoń
Przygotowanie chóru dziecięcego       – Izabela Cywińska-Łomżyńska
Reżyseria świateł                             – Maciej Igielski
Asystent reżysera                             Edward Stasiński
Asystent dyrygenta                            – Maciej Wierzchoń
Faust                                                - Łukasz Załęski
Mefisto                                             - Szymon Komasa
Małgorzata                                        - Ewelina Rakoca
Brander                                             - Leszek Holec
M ...                                                  - Anna Krysiak 


 
 
 
 
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz