sobota, 2 lipca 2011

Simon Boccanegra - 2.07.2011 English National Opera

Photo: http://i.telegraph.co.uk/multimedia/archive/01916/Simon-Boccanegra_1916836c.jpg

Simon Boccanegra: Bruno Caproni; Amelia Boccanegra: Maisie Turpie; Jacopo Fiesco: Brindley Sherratt; Gabriele Adorno: Peter Auty; Paolo Albiani: Roland Wood; Pietro: Mark Richardson; A captain: David Newman; Amelia’s maid: Judith Douglas. Conductor: Edward Gardner. Director: Dmitri Tcherniakov. Set Designer: Dmitri Tcherniakov. Lighting Designer: Gleb Filshtinsky 
Kiedy ma się tylko kilka dni w Londynie i pełni się odpowiedzialną funkcję cicerone dla rodziny:-), która pierwszy raz odwiedza to miasto, trudno jest zobaczyć wszystko, co by się chciało. Miałam dylemat co wybrać: "Toskę" w ROH (mogę nie zdążyć, jeśli samolot się spóźni), "Simona Boccanegrę" w ENO  (recenzje nie byly entuzjastyczne) lub "Wesele Figara" w Holland Park (nie można kupić biletów on -line). Zdecydowałam się na "Szymona Boccanegrę" głównie ze względu na Dmitrija Czerniakowa, którego "Oniegin" z Mariuszem Kwietniem bardzo mi się podobał. Pomyślałam, ze przeżyję nawet najdziwniejszą inscenizację, byle bym mogła  posłuchać pięknej muzyki a chwalono Edwarda Gardnera. Tutaj mówi na temat przedstawienia   www.youtube.com/watch I rzeczywiście on był dla mnie głównym bohaterem  wieczoru (!!!!). Ponadto podobał mi się chór, który można uznać także za "osobę" tego przedstawienia, przekonała mnie przemyślana wizja plastyczna autorstwa Dmitrija Czernakowa i wreszcie bardzo przekonał do siebie Brindley Sherratt (bas) poruszający w roli Jacopo Fiesco, z pieknym mocnym, czystym, głosem.      Bruno Caproni w roli tytułowej dopiero w ostatnim akcie, szczególnie w duecie z  Brindleyem Sherrattem, zabrzmiał dobrze. Podobnie jak  w głosie Rolanda Wooda u  Caproniego słyszało się coś, co po angielsku określa się jako "wobling" -  musiał mocno natężać głos, co nie dodawało śpiewowi urody. Pozostali odtwórcy głównych śpiewali dobrze, choć nie zapadli w serce. Może to trochę "wina" Czerniakowa, bo akcent przedstawienia jest położony na relacje pomiędzy  Jacopo Fiesco a Simonem Boccanegrą . Prawdziwie  rysuje się ich konflikt - śmierć córki i ukochanej niestety ich nie połączyła i jest zadrą w sercu ich obu. Nie udało mi się niestety uwierzyć w uczucie między Amelią (Maisie Turpie) i Gabrielem (Peter Auty). Amelia w tej inscenizacji jest zranionym utratą rodziców dzieckiem, które w ostatniej scenie opery  reaguje histerią na śmierć odnalezionego niedawno ojca. Kiedy ją poznajemy ubrana w czarną sukienkę i martensy siedzi na fotelu, kiwa się zbolała jak dziewczynka z chorobą sierocą i śpiewa o swojej tęsknocie do mamy i ojca. Gabriel, jej narzeczony,  chodzi  w motocyklowych skórach. Pewnie można z jego stroju poznać, ze należy do jakiejś grupy młodzieżowej, ale ja tych znaków nie odczytuję i dla mnie wygląda po prostu jak facet (trochę z brzuszkiem, co nie dodaje mu powagi), który nie rozebrał się -nie wiem dlaczego- po jeździe na motorze. I oj chyba nie lubi specjalnie tenorów Dmitri Czerniakow. W jego "Onieginie" Leńskiego nikt nie szanował i nie słuchał, kilka razy był nawet uderzony; w Simonie Boccanegra także tenor nie jest mocną postacią, Amelia okłada pięściami swojego nowo poślubionego męża, kiedy ten stara się ją uspokoić po stracie ojca. Słyszałam kilka komentarzy publiczności - byli takim zakończeniem trochę zniesmaczeni. Każda część "Simona Boccanegry" w reżyserii Dmitrija Czerniakowa kończy się właściwie skandalem - w Prologu na przykład ciało zmarłej Marii jest wydzierane sobie przez różne postaci na scenie, upada nawet, jest ciągnięte po podłodze. Myślałam sobie oglądając to przedstawienie, że jego klimat emocjonalny przypomina mi coś, co już gdzieś oglądałam lub czytałam. Chyba najbardziej nasuwają mi się skojarzenia z "Idiotą" Dostojewskiego, gdzie też zdarzały się tego typu wybuchy, zachowania, które wychodziły z norm, były histeryczne. Czerniakow stosuje też "chwyty" znane z wcześniejszych realizacji, ale tutaj nie do końca je rozumiem. Znowu pojawia się na głowie jednego z bohaterów czapeczka pajaca - w Onieginie miał ją na głowie Leński, tutaj umierając robi ją sobie z gazety i wkłada Simon. Nie wiem dlaczego. Niezbyt "sympatycznie" wyreżyserowane przedstawienie, ale zapada w pamięć. Bardzo się cieszę, że mogłam je zobaczyć. Rodzina stwierdziła, że po [powrocie wyglądałam na bardzo zadowoloną i tak faktycznie było - Dmitri Czerniakow nie dostał za tę realizację wielu dobrych recenzji, wobec tego, mój pozytywny głos pewnie by go ucieszył (z drugiej strony może wcale nie chodziło mu o zadowolenie publiczności... niewątpliwym zabiegiem, by oglądało się nam wygodniej były jednak wyświetlane objaśnienia akcji przed każdym aktem; no i opera była śpiewana po angielsku nie po włosku - szok!)
***
W Coliseum byłam pierwszy raz. Przypomina w środku wysoką rotundę. Na moim miejscu na balkonie trochę z początku kręciło mi się w głowie. Podobnie jak w ROH sprzedawano lody:-). Po sobotnim przedstawieniu ok. 22.30 wyszłam na ulicę, która kipiała życiem. Ludzie dopiero wychodzili tłumnie z metra przy Leicestere Square i szli się bawić.
        
ENO (Coliseum) wygląda w środku tradycyjnie                                       
Jak widać opera ma swoje firmowe lody:-)