piątek, 2 lutego 2018

Carmen - Opera Wiedeńska - 29.1.2018

Photo: Wiener Staatsoper
Długo już nie oglądałam transmisji z Opery Wiedeńskiej i to z tego samego powodu, dla którego trudno mi wytrzymać przed ekranem przedstawienia z Monachium, choć stylistyka tych dwóch miejsc różni się o 180 stopni. Monachium to kwintesencja regietheater i każdy spektakl jest klasykiem tego gatunku, natomiast we Wiedniu czas zatrzymał się chyba przed czterdziestu lub pięćdziesięciu laty. Upór w trwaniu przy swoim i monotonia estetyczna spektakli tych dwóch domów operowych mnie zdumiewa. Chciałam jednak zobaczyć tę "Carmen" Zefirellego z Wiednia, bo bardzo byłam ciekawa jak poradzi sobie z rolą Don Jose Piotr Beczała. 

W pierwszym akcie ciągle rwało się połączenie - prawdopodobnie z powodu przeciążenia sieci, bo transmisja była dzięki sponsorowi bezpłatna, więc zaciskałam zęby i przeładowywałam stronę. Być może to sprawiło, że na początku byłam nie najlepiej nastawiona.  Dyrygent nie był najmocniejszym ogniwem tego przedstawienia i brakowało mi budowania emocji - coś się rwało nie tylko w internecie - poszczególne części muzycznie nie wydawały się spójne. Kłanianie się wykonawców po każdym akcie jest wiedeńskim zwyczajem, ale także nie pomaga. Mało naturalny był ruch sceniczny w scenach zbiorowych, chórzyści snuli się z prawa na lewo po scenie dosyć mechanicznie. Ostatnia rzecz: Czy kiedy przedstawienie jest transmitowane i kamera pokazuje zbliżenia nie warto paru groszy (centów) poświęcić na zastąpienie sztucznych kwiatów prawdziwymi? Zamykam "książkę życzeń i zażaleń".

Zefirelli dba o szczegóły inscenizacji, a stroje Leo Bei naprawdę świetnie budują charakter postaci. W przedstawieniu było kilku debiutantów i od razu warto zaznaczyć, że moim zdaniem Piotr Beczała może rolę Don Jose zaliczyć do swoich sukcesów a jego interpretacja wypadła bardzo naturalnie i ciekawie. Dobrze,  że poszedł swoją drogą i nie starał się naśladować poprzedników, którzy występowali na tych samych deskach, a były to takie gwiazdy jak choćby Jose Carreras i Placido Domingo. Ich Don Jose stopniowo stawał się coraz bardziej dziki i obłąkany z zazdrości. Doskonałe  kreacje oczywiście. Bohater Beczały bardziej przypominał Des Grieux, ale w "twardszej" wersji, bo głos nabierał w dramatycznych scenach ciemniejszej barwy z domieszką "metalu" a w jego zachowaniu więcej było rozpaczy niż złości. Pięknie, z imponującym oddychaniem, zaśpiewał "La fleur que tu m'avais jetée, doskonały był też w finale. Mnie się podobało i sądząc po reakcjach publiczność "kupiła" tego Don Jose.  Margerita Gritskova w roli Carmen mogła wykorzystać atuty swojej urody - jest młoda, zgrabna, głos ma bardzo ładny. Jeszcze brakuje jej trochę techniki, bo momentami miałam wrażenie, że nie starcza jej oddechu i dlatego Habanera nie była bardzo imponująca. Zobaczymy jak jej Carmen będzie dojrzewała, mam nadzieję, że jeszcze mocniej odciśnie na tej postaci piętno swojej osobowości. Olgę Bezsmertną zapamiętam chyba bardziej nawet, bo pięknie zaśpiewała swoją Micaelę, a to jakoś niewdzięczna rola... W czasie arii Torreadora transmisja się zawieszała, więc trudno mi powiedzieć jak ten operowy hit zabrzmiał. Wyglądał Alvarez stylowo.

Kiedy oglądam Carmen zawsze myślę sobie, że taki typ kobiety to po prostu koszmar. Wiem jak się toczą historie życia, gdy Carmen daje się przekonać Don Jose i zostaje z nim albo nawet łaskawie go poślubia. "Łaskawie" jest tu słowem - kluczem. Ciągle daje mu to do zrozumienia jak się poświęciła. Zrywa najczęściej kontakty z przyjaciółmi i jemu także każe to zrobić, skłóca go i izoluje od rodziny. Jeśli mają dzieci on boi się ją opuścić także dlatego, że wie, że ona zrobi wszytko, aby  się z nimi nie spotykał. Dziadkowie wylewają łzy, bo nie widują wnuków. On haruje ciężko w korpo, w sporcie, w tirze, albo na scenie, czy gdzieś tam, gdzie może zapewnić jej wygodne życie i jeszcze najlepiej jakby mogła się pochwalić jego pozycją.  Ona się nie przemęcza i pielęgnuje swoje zainteresowania. Nierzadko dla osób z zewnątrz wszystko jest w porządku, bo on robi dobrą minę do złej gry i udaje, że ma idealne małżeństwo. Panowie, rozumiem, temperament, uroda, duży biust (najczęściej), ale uciekajcie jak najdalej, bo nieszczęście gwarantowane.





Framco Zefirelli - reżyseria
Leo Bei - kostiumy
Jean - Christophe Spinosi - dyrygent
Margarita Gritskova - Carmen
Piotr Beczala - Don Jose
Olga Bezsmertna - Micaela
Carlos Alvarez - Escamillo


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz