"Czarodziejski flet" Teatr Wielki w Poznaniu, 13.06.2017
Foto: B.Barczyk
Mozart niewątpliwie należy
do kompozytorów, który zadowoli zarówno konesera, jak i całkiem początkującego
melomana. Jeśli miałabym polecać jakieś tytuły osobie, która dopiero rozpoczyna
swą przygodę z operą, to z pewnością znalazłyby się wśród nich dzieła tego
kompozytora. Szkoda zatem, że najnowsza realizacja ‘Czarodziejskiego fletu’,
która miała premierę w Poznaniu 10 czerwca, nie jest inscenizacją, którą z
czystym sumieniem mogłabym rekomendować nowicjuszom. Piotr Kamiński w jednym z
wywiadów przytacza słowa Aleksandra Bardiniego: „jedyną osobą, która powinna
obchodzić artystę, jest widz, który po raz pierwszy w życiu przyszedł do
teatru, do opery, na koncert.”
Reżyser Sjaron Minailo z
niezrozumiałych dla mnie powodów zdecydował się na wycięcie wszystkich dialogów
mówionych, chociaż są one dla przebiegu akcji bardzo istotne. Widz, dla którego
to pierwszy kontakt z ‘Czarodziejskim fletem’ może mieć problemy ze
zrozumieniem o co chodzi. Zamiast dialogów mamy czytany fragmentami list pisany
do Paminy przez jej zmarłego ojca. Tekst autorstwa dramaturga Krystiana Lady nie
wnosi nic istotnego – może poza rzuceniem światła na genezę konfliktu Królowej
Nocy i Sarastra – a dodatkowo literacko nie jest najwyższych lotów. Czyta go
Jerzy Radziwiłowicz, którego bardzo lubię i cenię, ale mimo to te wstawki
bardzo mnie irytowały. Reżyser nie ma też za bardzo pomysłu na pokazanie
poszczególnych postaci i interakcji między nimi, co sprawia, że większość
wypada blado i nieprzekonująco. Na scenie co rusz wnosi się i wynosi krzesła, a
chórzyści pojawiają się w całkiem niespodziewanych momentach i trudno wyczuć,
jaką mają pełnić rolę. Co prawda w wywiadzie z Minailo zamieszczonym w
programie jego koncepcja wydaje się mieć ręce i nogi, mam jednak wrażenie, że
nie potrafił przenieść jej na język sceniczny.
Foto: B.Barczyk
Nie mogę jednak
powiedzieć, że w tym spektaklu nie ma żadnych pozytywów. Ciekawe są kostiumy, zaprojektowane przez
samego reżysera – szczególnie podobały mi się suknie trzech Dam. Scenografia (Douwe
Hibma) w sumie też się broni swoją prostotą i symbolizmem. W tle widać ogromną,
obracającą się turbinę, którą można interpretować jako niezależny od jednostki
mechanizm sterujący światem (choć na to wpadłam dopiero po przeczytaniu wspomnianego
wywiadu z reżyserem). Na scenie pojawia się też symboliczne słońce – świetlisty
krąg władzy Sarastra i księżyc, który zapewne ma obrazować kobiecą naturę, o
której często w libertcie jest mowa (zazwyczaj niepochlebnie, ale to temat na
osobny tekst). Są więc momenty, kiedy scena od strony plastycznej może się
podobać.
Foto: B.Barczyk
Na szczęście aspekt
muzyczny spektaklu przynosi znacznie więcej pozytywnych wrażeń, niż teatralny.
Widziałam trzecie z kolei przedstawienie, z obsadą bardzo podobną do
premierowej. I jest to obsada bardzo wyrównana, bez znacząco słabych punktów.
Piękną kreację stworzyła Roma Jakubowska-Handke jako Pamina, świetna muzycznie
i przekonująca aktorsko. Spodobał mi się też głos Aleksandry Olczyk w roli
Królowej Nocy: w koronnej arii „Der Hölle Rache” zaprezentowała dużą kontrolę
wokalną i jednocześnie nie wypadła z roli kobiety ogarniętej żądzą zemsty.
Świetnym Papagenem był Jaromir Trafankowski, którego talent komiczny dobrze się
tu sprawdził. Tamino - Paweł Brożek ma bardzo przyjemny glos, ale wypadł mniej
przekonująco, choć trzeba przyznać, że reżyser za bardzo mu nie pomógł w
tworzeniu tej roli. Trochę zastrzeżeń mam do Szymona Kobylińskiego, który
wcielił się w Sarastra – brakowało głębi w dolnych rejestrach. To młody bas i
chyba za wcześnie dostał tę rolę. Zdecydowanie wolałabym tu dojrzalszy głos.
Żałowałam, że w rolach
trzech chłopców nie usłyszałam członków chóru dziecięcego, którzy wystąpili na
premierze. Lubię, gdy te partie wykonują rzeczywiście dzieci, a na moim
przedstawieniu zastąpiły ich dwie panie i kontratenor (Katarzyna Jabłońska,
Marcelina Górska i Tomasz Raczkiewicz). Muszę jednak przyznać, że spisali się
bardzo dobrze i brzmieli całkiem chłopięco.
Podobnie jak znakomite trzy Damy – Ilona Krzywicka, Magdalena
Wilczyńska-Goś i Olga Maroszek. Tradycyjne pochwały należą się doskonałemu
chórowi poznańskiej opery, natomiast
Gabriel Chmura prowadził orkiestrę momentami nieco za wolno i przyciężko
Drusilla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz