Produkcja wyreżyserowana przez Sławomira Żerdzickiego z piękną scenografią Jadwigi Jarosiewicz chyba się nie zestarzeje. Dom Bartola to obrotowa fikuśna klatka bardzo dekoracyjna i funkcjonalna. Kostiumy i rekwizyty wspomagają charakterystykę postaci. Szczególnie podobały mi się rokokowe kreacje Rozyny i Almavivy. Finezyjnie i elegancko orkiestrę poprowadził Jerzy Wołosiuk. Nie było słabych punktów aktorskich i wszyscy, z jednym wyjątkiem, o którym później, doskonale poradzili sobie z arcytrudnymi partiami, które kojarzą mi się z jazdą figurową na lodzie. Ta opera wymaga niesamowitej techniki, wyczucia stylu, nerwu scenicznego no i po prostu pięknych głosów. Przyznam szczerze, że tak jak podczas zawodów łyżwiarskich denerwuję się, że sportowiec upadnie na lód przy potrójnym lub poczwórnym skoku, tak też stresuję się jak śpiewacy poradzą sobie z ekwilibrystycznymi ariami Rossiniego.
W roli tytułowej wystąpił młody, utalentowany baryton Sławomir Kowalewski - aksamitna, głęboka barwa, poczucie humoru, widać, że dobrze czuje się w skórze Figara. Oby tak dalej, wróżę mu szybką karierę. Świetnie pokazała się Victoria Vatutina jako Rosina. Trudno wymienić która z jej arii podobała mi się tego wieczoru najbardziej - we wszystkich dała popis belcantowego śpiewania. Bardzo stylowo wyglądała w stroju z epoki. Jako Don Bartolo Ryszard Smęda mało ma sobie równych. Niewymuszony komizm to prawdziwy dar - wszyscy wiemy, że rozśmieszyć ogromną widownię nie jest łatwo a to co robił i mówił wywoływało salwy śmiechu. Okazało się, że na tym spektaklu obchodził czterdziestolecie swojej pracy. Gratulacje!
Jacek
Greszta - Don Basilio - jest w znakomitej formie. Po raz kolejny
zaimponował swoim wykonaniem, podobnie jak Małgorzata Ratajczak, która wcieliła się w rolę Berty.
Ryszard Smęda - Don Bartolo
Tak jak wspomniałam, ten ansambl doskonale radził sobie z muzycznymi piruetami, można było cieszyć się ich pięknymi głosami, jedynie hrabia Almaviva - Pavlo Tolstoy - zdawał się potrzebować cyrulika dla swoich strun. Partia Almavivy jest typu: "Nie ma zmiłuj", nie da się ukryć żadnych niedoskonałości, same śpiewacze poczwórne axle i salchowy a ja od pewnego czasu słyszę, że coś niepokojącego dzieje się z tym głosem. Gdy śpiewa piano brzmi dobrze, natomiast w pozostałych przypadkach, zwłaszcza przy wysokich nutach, daje się słyszeć to, co Anglosasi określają jako "bleat". Mam nadzieję, że ten zdolny, sympatyczny śpiewak wróci do dobrej kondycji. Aktorsko bez zarzutu, ale serce się ściska, gdy się słyszy taki jakby pęknięty dzwonek.
Po powrocie do domu posłuchałam arii Ecco ridente in cielo chyba w 20 różnych wykonaniach i doszłam do wniosku, że mnie do wyjścia na balkon w środku nocy skłoniliby najbardziej Alfredo Kraus i Javier Camerana. Wiek amantów i ich uroda nie ma tu specjalnego znaczenia ;)
Bardzo byłabym ciekawa jakich Państwo macie ulubionych Almavivów.
kierownictwo muzyczne Włodzimierz Szymański
reżyseria Sławomir Żerdzicki
scenografia Jadwiga Jarosiewicz
Ruch sceniczny Vladimir Hlinski
Przygotowanie Chóru Henryk Wierzchoń
Almaviva Pavlo Tolstoy
Don Bartolo Ryszard Smęda
Rosina Victoria Vatutina
Figaro Sławomir Kowalewski
Don Basilio Jacek Greszta
Berta Małgorzata Ratajczak
Fiorello Szymon Rona
Ambroży Stanisław Baron
Oficer Edward Stasiński
dyryguje Jerzy Wołosiuk
Spis moich ulubionych Almaviv :)
OdpowiedzUsuń1. Juan Diego Florez
2. Luigi Alva
Camarena też niezły, do Krausa już się chyba nigdy nie przekonam. Ze swej strony polecam odsłuchanie niejakiego Marka Milhofera:
https://www.youtube.com/watch?v=RH9CkpZMX_g
No tak, mówisz Florez, myślisz Almaviva :) Jest fantastyczny oczywiście.
UsuńDziękuję za Luigiego Alvę i Marka Milhofera - liczyłam na takie podpowiedzi.