piątek, 1 lipca 2016

Werter - 27.6.2016 - transmisja z ROH

 
 Photo: ROH
Jestem z tych, którzy lubiane filmy, opery mogą oglądać w kółko. Tak jest z "Werterem" w inscenizacji Banoit Jacquota i Charlesa Edwardsa - mam DVD z Jonasem Kaufmannem i Sophie Koch (jakżeby inaczej!). Nie tylko ze względu na oskarową rolę Kaufmanna lubię tego "Wertera", ale także podoba mi się oszczędna i elegancka scenografia, piękna reżyseria świateł i kostiumy. W poniedziałek nadarzyła się okazja, żeby obejrzeć tę realizację chyba sto pierwszy raz.  Mam też sentyment do transmisji z ROH, dlatego że najbardziej wciągają mnie ich wprowadzenia i wywiady z twórcami i śpiewakami.
Ta produkcja jest tak znana, że zastanawiałam się czy pisać cokolwiek, ale nie było to tuzinkowe wykonanie, dlatego parę słów o nim powiem.
Przede wszystkim jakość wykonania muzyki Masseneta przez orkiestrę pod dyrekcją Antonio Pappano była doskonała. Kiedyś zdarzyło mi się lecieć z Brukseli do Nowego Jorku ogromnym Boeingiem. Kiedy startowaliśmy i włączyły się silniki czuło się co to za moc drzemie w  maszynie i jaki geniusz techniczny unosi nas w przestrzeń. Podobne wrażenie lotu muzycznym transatlantykiem miałam w poniedziałek w Multikinie. Trzeba także pochwalić kino za bardzo dobry dźwięk.
Pierwszy i drugi akt "Wertera" bywa nieco nudnawy, ale nie tym razem dzięki dobrej obsadzie ról Bailli, Johanna, Schmidta. Udał się Davidowi Bizicowi Albert - miły, szczery, ciepły chłopak, który naprawdę kocha Charlottę. Chyba wszystkim ścisnęło się serce, gdy w drugim akcie zabrała swoją dłoń z jego dłoni ... Ślicznie zaśpiewała swoją partię Heather Engebredson - Sophie.
Trzeci i czwarty akt to już same emocje. W głównych rolach mieliśmy dwoje sławnych debiutantów  (wcześniej zdaje się wykonywali "Wertera" w wersjach koncertowych) - Joyce DiDonato i Vittorio Grigolo. Sądzę, że nie przejdą do historii jako idealni odtwórcy nieszczęśliwie zakochanego młodego poety i jego wybranki, ale były to interesujące interpretacje. Jak wypadli powiedzieć mogą reakcje kinowej publiczności. Kilka rzędów poniżej siedziała rodzina -  troje nastolatków z rodzicami. Trochę przeszkadzali, bo komentowali między sobą to co się działo na ekranie. Zwróciłam jednak uwagę, że cichli zupełnie, gdy śpiewała Joyce DiDonato, natomiast Vittorio Grigolo ich rozśmieszał. Dzieci są niezwykle wymagającymi słuchaczami. Joyce DiDonato przykuwała uwagę pięknem głosu, perfekcyjną techniką, świetnym aktorstwem, zwłaszcza w scenie czytania listów od Wertera. Klasa i mistrzostwo. Grigolo mojego rozbawienia nie wzbudzał, mam dla niego sporo sympatii. Za barwą głosu co prawda nie przepadam, ale uważam, że śpiewa dobrze (no może dosyć dobrze). Ma ekstrawertyczny temperament, którego udziela granym przez siebie postaciom i wielu osobom bardzo się podoba, co szanuję. Do tej samej kategorii hiperekspresywnych śpiewaków zaliczyłabym również M. Fabiano i R. Villazona. W moim odczuciu Grigolo wyszedł z tego przedstawienia z tarczą - chłopięcy, niecierpliwy, emocjonalny, "południowy" Werter. W tej chłopięcości leżał pewien problem - widoczna była różnica wieku między Charlottą a Werterem, co dawało szczególny aspekt ich relacji. Miałam wrażenie, że samotny chłopak szuka matczynej opieki. Sądzę, że partnerem Joyce DiDonato powinien być ktoś starszy i z drugiej strony bardziej dziewczęca Charlotta byłaby odpowiedniejsza dla włoskiego tenora.

P.S. Dla przypomnienia inni wykonawcy Wertera w paryskiej inscenizacji.
Poznajecie, drodzy Państwo?:)
 
 
Director:Benoît Jacquot
Set and lighting designer:Charles Edwards
Costume designer:Christian Gasc
Conductor:Antonio Pappano
Werther:Vittorio Grigòlo
Charlotte:Joyce DiDonato
Albert:David Bizic
Sophie:Heather Engebretson
The Bailli:Jonathan Summers
Johann:Yuriy Yurchuk
Schmidt:François Piolino
Brühlmann:Rick Zwart
Käthchen:Emily Edmonds
Concert master:Vasko Vassilev
Orchestra
Orchestra of the Royal Opera House

4 komentarze:

  1. Mój ulubiony Werther to Neil Shicoff z lat 70-tych. Śpiewał wtedy z Berganzą. Podobno, kiedy się rozwiódł, przestał śpiewać tę rolę. Twierdził, że nie jest w stanie już więcej wykrzesać z siebie emocji potrzebnych do zaśpiewania tej roli. Beczała, którego Pani zamieściła na zdjęciu, Werthera bezapelacyjnie może zapisać do swych najlepszych ról. Lubiłem też Carrerasa, którego w Pani foto-trójcy nie ma :)
    Jestem ciekaw roli DiDonato, bardzo lubię tę śpiewaczkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Udało mi się powiększyć kolekcję, więc jest foto-czwórca:). No nie, nie ma Shicoffa, Carrerasa, bo to tylko paryscy Werterzy.
    P. Beczałę słuchałam w radiu i faktycznie bardzo mi się podobał. A Joyce DiDonato chyba nawet przewyższa lekko Elinę Garancę w tej roli. Tylko, że wolałabym obie je widzieć w tej samej produkcji, żeby być sprawiedliwa.
    Shicoff to chyba bardzo wrażliwy człowiek. Widziałam fragmenty "La Juive" z Wiednia - wspaniały Eléazar.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przypomniała mi Pani, że ja go uwielbiam. Werther i Eleazar to nie wszystko. Dla mnie to najlepszy Hoffmann i don Jose, jeden z najlepszych Alfredów i Leńskich. Nie wiem, jak ocenić jego Cavaradossiego, bo go słyszałem w Berlinie, w tej koszmarnej akustyce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że Shicoff to jest artysta, którego się odkrywa z czasem, bo z jakichś powodów nie osiąga rozgłosu, choć taki by mu się bardzo należał.
    Ostatnio kolegom z pracy puściłam nagranie Alfredo Krausa - "Je crois entende". Byli w szoku, że w ogóle o nim nie słyszeli. A o Pavarottim, Domingo i Carrerasie oczywiście tak :)

    OdpowiedzUsuń