Reżyseria: Mariusz Treliński
Scenografia: Boris Kudlička
Kostiumy: Joanna Klimas
Choreografia: Emil Wesołowski
Przygotowanie chóru: Bogdan Gola
Światła: Felice Ross
Obsada:
Łarina - Ewa Marciniec
Tatiana - Irina Mataeva
Olga - Karolina Sikora
Filippiewna, niania - Anna Lubańska
Eugeniusz Oniegin - Artur Ruciński
Leński - Pavlo Tolstoy
Książę Griemin - Aleksander Teliga
Rotmistrz - Czesław Gałka
Zariecki - Robert Dymowski
Triquet - Tomasz Piluchowski
O*** - Emil Wesołowski
Photos: Teatr Wielki Opera Narodowa
Cieszę się bardzo, że udało mi się pojechać do Warszawy i zobaczyć tego "Oniegina" (premiera w 2002 roku), należącego do kategorii przedstawień: "wszyscy już to chyba widzieli a ja jeszcze nie". Choć jest wiele spektakli, które bardziej podobają mi się na DVD, niż na scenie, jednak w tym przypadku lepiej jest być fizycznie w przestrzeni opery i oglądać światła, ruch sceniczny, ponieważ dopiero wtedy można docenić wszystkie walory wizualne i świetną pracę realizatorów. Zapadło mi w pamięć bardzo wiele obrazów, szczególnie z drugiego i trzeciego aktu - diabelski taniec gości na balu u Łarinych, niesamowita była cała kiczowata, "rokokowa" scena kupletów Triqueta z kwiatem-pozytywką oraz fruwającą baletnicą, sprzeczka Oniegina i Leńskiego na podeście wychodzącym wgłąb widowni, delikatnie sypiący śnieg, gdy Leński żegna się ze światem, pojedynek w tej samej scenografii, antyparada/antypokaz mody na balu u księcia Gremina, ostania rozmowa Oniegina z Tatianą ... Całość spektaklu ma w sobie coś z performansu, ze względu na zrytmizowany ruch sceniczny, zmultiplikowane, symboliczne postacie (np. wielu znudzonych "onieginów" przyglądających się paradzie modeli - manekinów w pałacu Gremina).
Choć pierwszy akt dzieje się latem, potem następuje jesień i zima, to jeśliby mierzyć temperaturę emocji na widowni i scenie, myślę, że była ona dokładnie odwrotna do pór roku. Rosła!
Irina Mataeva dała Tatianie dziewczęcą delikatność i choć jej ładny głos nie ma jakichś szczególnych właściwości, a interpretacja nie miała cech "epokowych", to jednak z Tatian widzianych przeze mnie do tej pory na scenie, jej była dla mnie najprawdziwsza, najbardziej naturalna.
Fantastyczne były obie panie grające postaci starszego pokolenia: bardzo dobra Ewa Marciniec - Łarina a rewelacyjna wręcz Anna Lubańska - niania.
Pavlo Tolstoya, ukraińskiego tenora występującego w Opera Nova, widziałam i słyszałam naprawdę w wielu rolach - Leński to moim zdaniem jedna z jego najlepszych. Pięknie zaśpiewał "Ja lublju tiebia", dzierżąc zresztą surrealistyczny nieco żółty patefon w sielankowej scenerii pola żółtych słoneczników. Piękna tak samo była aria "Kuda, kuda" na prawie pustej scenie, z tańczącymi w blasku lamp płatkami śniegu. Głos brzmiał czysto, głęboko, męsko. Jego Leński był energiczny i młodzieńczo zadziorny. Olgi, Karoliny Sikory, jakoś nie zapamiętałam (podobnie, o dziwo, jak Gremina w wykonaniu Aleksandra Teligi) ... Może nie jest to jednak "wina" śpiewaczki, a raczej wynika z tego, że w ogóle niewielka przecież rola Olgi, w tej inscenizacji wydaje się jakoś mało istotna. Należy niewątpliwie do "czarnych" postaci, na czele których stoi rzecz jasna Oniegin - Artur Ruciński - postać mefistofeliczna. Nie można tego Oniegina lubić, bo to ucieleśnienie perfidnego zła i próżności. Intrygant i kusiciel. Dopiero po śmierci Leńskiego nabiera cech ludzkich (dlaczego właściwie nie wiadomo), dręczą go wyrzuty sumienia, co jest nawet fizycznie pokazane w taki oto sposób:
To, że Artur Ruciński śpiewał Oniegina było dla mnie impulsem, żeby być na tym przedstawieniu. Chciałam go nareszcie posłuchać nie w nagraniach a na żywo. Bardzo mi się spodobał. Głos ma teraz ciemny, "dębowy", włada nim doskonale. W trzecim akcie i ten głos i bohater, którego głosem kreował, nabrali ciepła, namiętności.
Artur Ruciński bardzo dobrze czuje się na scenie, mam nadzieję, że jeszcze będzie się rozwijał. Och, żeby jeszcze tak można było gdzieś w Polsce zobaczyć go jako Enrico i Posę...! Przynajmniej tyle. I w jakiejś roli komediowej!
A! Należy także powiedzieć, że dyrygent Andriy Yurkevych odebrał zasłużone gorące brawa za mistrzowskie poprowadzenie orkiestry TWON.
Niewiele oper jest w naszej Operze (?) Narodowej w tym sezonie, dobrze więc, że choć ten "Oniegin znowu stanął na mojej drodze".
(ТАТЬЯНА: "Опять Онегин cтал на пути моем, как призрак беспощадный! )
Fantastyczne były obie panie grające postaci starszego pokolenia: bardzo dobra Ewa Marciniec - Łarina a rewelacyjna wręcz Anna Lubańska - niania.
Pavlo Tolstoya, ukraińskiego tenora występującego w Opera Nova, widziałam i słyszałam naprawdę w wielu rolach - Leński to moim zdaniem jedna z jego najlepszych. Pięknie zaśpiewał "Ja lublju tiebia", dzierżąc zresztą surrealistyczny nieco żółty patefon w sielankowej scenerii pola żółtych słoneczników. Piękna tak samo była aria "Kuda, kuda" na prawie pustej scenie, z tańczącymi w blasku lamp płatkami śniegu. Głos brzmiał czysto, głęboko, męsko. Jego Leński był energiczny i młodzieńczo zadziorny. Olgi, Karoliny Sikory, jakoś nie zapamiętałam (podobnie, o dziwo, jak Gremina w wykonaniu Aleksandra Teligi) ... Może nie jest to jednak "wina" śpiewaczki, a raczej wynika z tego, że w ogóle niewielka przecież rola Olgi, w tej inscenizacji wydaje się jakoś mało istotna. Należy niewątpliwie do "czarnych" postaci, na czele których stoi rzecz jasna Oniegin - Artur Ruciński - postać mefistofeliczna. Nie można tego Oniegina lubić, bo to ucieleśnienie perfidnego zła i próżności. Intrygant i kusiciel. Dopiero po śmierci Leńskiego nabiera cech ludzkich (dlaczego właściwie nie wiadomo), dręczą go wyrzuty sumienia, co jest nawet fizycznie pokazane w taki oto sposób:
To, że Artur Ruciński śpiewał Oniegina było dla mnie impulsem, żeby być na tym przedstawieniu. Chciałam go nareszcie posłuchać nie w nagraniach a na żywo. Bardzo mi się spodobał. Głos ma teraz ciemny, "dębowy", włada nim doskonale. W trzecim akcie i ten głos i bohater, którego głosem kreował, nabrali ciepła, namiętności.
Artur Ruciński bardzo dobrze czuje się na scenie, mam nadzieję, że jeszcze będzie się rozwijał. Och, żeby jeszcze tak można było gdzieś w Polsce zobaczyć go jako Enrico i Posę...! Przynajmniej tyle. I w jakiejś roli komediowej!
A! Należy także powiedzieć, że dyrygent Andriy Yurkevych odebrał zasłużone gorące brawa za mistrzowskie poprowadzenie orkiestry TWON.
Niewiele oper jest w naszej Operze (?) Narodowej w tym sezonie, dobrze więc, że choć ten "Oniegin znowu stanął na mojej drodze".
(ТАТЬЯНА: "Опять Онегин cтал на пути моем, как призрак беспощадный! )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz