niedziela, 13 stycznia 2019

Adriana Lecouvreur - MET in HD - 12.1.2019

Photo: MET
Smakowicie hiperteatralne, wspaniałe muzycznie przedstawienie, w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia i od pierwszych dźwięków. Metropolitan Opera w Nowym Jorku udowodniła, że potrafi wystawić spektakl, w którym  nie było praktycznie słabego elementu. Myślę, że o sukcesie zdecydowało wiara w wartość tego utworu, którego fabuła jest mocno skomplikowana i może mało prawdopodobna i to, że się obroni sam bez "unowocześniania" oraz poprawiania libretta. Muszę wyznać, że wcześniej nie słuchałam i nie oglądałam "Adriany Lecouvreur" w całości i z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że pewnie teraz zacznę kolekcjonować i porównywać wykonania.
Koncepcja Davida McVicara, aby pokazać nam teatr w teatrze była bardzo trafna. Śpiewakom do twarzy było w kostiumach z epoki zaprojektowanych przez Brigitte Reiffenstuel. Ujęła mnie bardzo ostatnia scena, kiedy widzimy na scenie Maurizia i zmarłą Adrianę, a nad nimi kłaniających się aktorów - to tylko udawane, tylko sztuka,  ale ile w przedstawieniu było emocji!
Przed wyjazdem na transmisję poczytałam o epoce i o osobach, które stały się pierwowzorami bohaterów opery, dzięki czemu intryga i psychologia tych postaci stały mi się, jak myślę, bliższe. Najbardziej zaszokowało mnie to, że Maurycy Saski, był jednym z kilkanaściorga uznanych przez Augusta Mocnego dzieci, których matkami były jego oficjalne (!) metresy. Jego matka, szwedzka hrabina Aurora von Konigsmarck to pierwsza z nich, jednak mimo wielkiej urody i inteligencji znudziła się królowi, który poszukał sobie kolejnego obiektu uczuć. Dzieci z różnych związków miał ojciec Maurycego podobno około trzystu, co trudno jest mi sobie wyobrazić. Wydaje się, że na ówczesnych dworach załatwianie sobie tytułów, stanowisk przez łóżko oraz bardzo "lightowe" traktowanie przyrzeczeń małżeńskich było faktem. Już w czasie projekcji Maurizio Mauro odtwarzający postać księcia Bouillon powiedział, że pierwowzór tej postaci został wyznaczony do badań nad problemem morderstw przez otrucie, które stały się plagą w owych czasach. Podobno sławna francuska aktorka zmarła na dyfteryt, ale zatruty bukiecik fiołków od rywalki pewnie też można było dostać ...
Photo:MET
Anna Netrebko w tytułowej roli przewyższyła moje oczekiwania, ponieważ od pewnego czasu podchodzę do jej występów z pewną rezerwą. Głos piękny, ale wykonania bywają mało finezyjne wokalnie i aktorsko. Tym razem stworzyła kreację, której nie zapomnę. Wzruszyła mnie i oczarowała w finale, aria "Poveri fiori" z przepięknymi pianissimami była mistrzowska. Podobał mi się także monolog Fedry; liryczne duety z Piotrem Beczałą, brawurowe starcia z Anitą Rachvelishvili. Temperamentem obie kobiece postaci były zbliżone - dwa tornada. Zabawny był moment, który nie wiem, czy wynikał z koncepcji reżyserskiej, bo wyglądał jak improwizacja aktorska, kiedy w scenie rozstania z Mauriziem Adriana przyciąga go do siebie za pas od szabli i namiętnie całuje na pożegnanie. Niespodziewane i sympatyczne bardzo. Mogła pozwolić sobie w tej roli na teatralne gesty - prawdziwa diva. Brawo!
Photo: MET
Anita Rachvelishvili podbija moje serce naturalnym wdziękiem, prawdą sceniczną, które mają postaci, jakie gra. Imponujące możliwości wokalne, świetne aktorstwo pokazała jako księżna Bouillon. Była naprawdę groźna w każdym geście i spojrzeniu. Trudno cokolwiek dodać, najlepiej posłuchać tego ciemnego, głębokiego mezzo. Swoją drogą zastanawiam się, czy z biegiem czasu nie będzie miała takiej skali jak Ewa Podleś. Zobaczymy ...

Piotr Beczała był świetnym Maurycym Saskim, bez trudu można było zrozumieć dlaczego walczą o niego kobiety. Bardzo przystojnie wyglądał w osiemnastowiecznym stroju, miał w sobie energię, i wojskową zawadiackość. To ważne dla tej opery, tak jak specyficzna gwiazdorska charyzma dla tytułowej  roli. Jak wspomniałam na początku, nie słuchałam "Adriany" w całości wcześniej, więc nie zdawałam sobie sprawy co to jest za partia. Fragmenty w wykonaniu Corellego, Kaufmanna nie dały mi wyobrażenia jak karkołomna i niebezpieczna może być dla tenora lirycznego. Praktycznie podczas każdej arii pojawiały mi się myśli takie,  jak przy obserwacji  figur akrobacji lotniczych - pętli, spirali śmierci: "Rozbije się!". I na szczęście za każdym razem okazywało się, że po ostatniej nucie "lądował" szczęśliwie bez głosowej katastrofy z aplauzem publiczności.  Brzmiał świeżo,  z mocnymi górami - oby tak było dalej. 
Maurycy to ciekawa postać - wydaje się, że tak samo jak wojnę kocha niebezpieczne kobiety i przy ich pomocy załatwia swoje interesy. Twierdzi, że nie umie kłamać, lecz nie przeszkadza mu to mieć romans z zamężną księżną i oszukiwać Adrianę, że jest żołnierzem hrabiego a nie nim samym. To niestandardowe pojęcie o uczciwości, ale "kupiłam" to, że Maurycy miał dobre intencje. Gratulacje dla Piotra Beczały.
Photo: MET
Czwartym bohaterem wieczoru stał się dla mnie i dla osób, z którymi oglądałam transmisję, Ambrogio Maestri w roli Michonneta. Lubię jego głos, a ta rola pozwala rozwinąć tę postać, bo pojawia się często w każdym akcie na scenie. Był ciepły, zabawny i bardzo wzruszający. Martwi mnie tylko to, że człowiek, który nie ma jeszcze pięćdziesięciu lat porusza się z takim trudem i wygląda na osobę o ponad dwadzieścia lat starszą ...

Z pozostałych ról zwrócił szczególną uwagę Maurizio Muraro jako książę Bouillon, który byłby nawet całkiem sympatyczny, gdyby nie to, że  jak chyba wszyscy poza szlachetnym Michonettem, szukał miłosnych przygód.

Wybaczcie, nie wypowiem się o scenach baletowych, ponieważ nie przepadam za nimi w operze i są dla mnie "wypełniaczem", który mam ochotę ominąć.

Orkiestra pod dyrekcją Gianandrei Nosedy grała eleganckim, pięknym dźwiękiem. Powtarzające się motywy muzyczne dawały wrażenie  "filmowości" tego utworu.

Fantastyczny operowy wieczór.

Obsada:
Adriana Lecouvreur; Anna Netrebko
Maurizio: Piotr Beczala
Princess di Bouillon: Anita Rachvelishvili
Michonnet: Ambrogio Maestri
Bouillon: Maurizio Muraro 
Abbé: .Carlo Bosi
Jouvenot: Sarah Joy Miller
Dangeville: Samantha Hankey
Poisson:Tony Stevenson
Quinault: Patrick Carfizzi
Major-domo: Christian Rozakis
Chambermaid: Anne Dyas
Duclos: Snezhana Chernova
Pantalone: Bill Corry
Act III Ballet: Judgement of Paris
Paris: Kfir Danieli
Shepherdesses: Jennifer Cadden, Cara Seymour
Mercury: .Bradley Shelver
Jupiter: Arthur Lazalde
Juno: Erin Monteleone
Venus: Cajai Fellows Johnson
Minerva: Sarah Kay Marchetti
Discor: Maria Phegan

Dyrygent: Gianandrea Noseda
Reżyser:.David McVicar
Scenografia: Charles Edwards
Kostiumy: Brigitte Reiffenstuel
Reżyseria światła: Adam Silvermann
Choreografia:.Andrew George

4 komentarze:

  1. Miałam wcześniej zaledwie jedno doświadczenie z tą operą: oglądałam stare nagranie z Mirellą Freni w roli głównej. Ale chyba nie słuchałam zbyt uważnie, bo dzieło nie wydało mi się specjalnie interesujące. Okazuje się, że nie można jednak ufać pierwszemu wrażeniu :)
    Z oceną wykonania całkowicie się zgadzam, z tym, że panią Anitę postawiłabym szczebelek wyżej, niż panią Annę.
    Drusilla

    OdpowiedzUsuń
  2. Drusillo, no właśnie, te starsze produkcje nie wydawały się specjalnie interesującą, natomiast londyńską "Adrianę" tylko słuchałam fragmentami, a nie oglądałam i nie spodziewałam się tyle radości z tego spektaklu.

    Mnie byłoby trudno wybrać między Anną i Anitą - obie bardzo mi się podobały.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też bym dał Panią Anitę wyżej, aczkolwiek tak dobry występ Netrebko był najmilszą niespodzianką tego wieczoru :)

    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anita jest rewelacyjna, roznosi scenę :)
      Pozdrawiam!

      Usuń