Carmen és Don José: Gál Erika és Nyári Zoltán (fotó: Mányó Ádám)
Director: Pál Oberfrank, Choreographer: Marianna Venekei, Set Designer: László Székely, Costume Designer: Márta Pilinyi, Choir Master: Kálmán Strausz, Leader of Children's Choir: Gyöngyvér GupcsóFeaturing
Conductor: István Dénes
Morales: András Káldi Kiss
Micaela: Gabriella Létay Kiss
Don José: Zoltán Nyári
Zuniga: Géza Gábor
Carmen: Erika Gál
Escamillo: Mihály Kálmándi
Frasquita: Cecilia Lloyd
Mercedes: Éva Várhelyi
Remendado: Zoltán Megyesi
Dancairo: Zoltán Bátki Fazekas
Być w Budapeszcie i nie wybrać się na "Carmen", kiedy jest właśnie na afiszu, dziwne by to było...
Grano ją nie w głównym budynku opery, lecz w zbudowanym na początku XX wieku Erkel Theatre. Temu przedsięwzięciu przyświecała wtedy idea, by operę uczynić dostępną masom - podobno na początku wszystkie przedstawienia wystawiano tu w języku węgierskim, nie było opłat za bilety. Nie dało się tego długo utrzymać, ale coś z tego "ploretariackiego ducha" wyczuwało się w inscenizacji Pala Oberfanka.
Tak to bywa z inscenizacjami, które reżyserzy przenoszą do współczesności, że często odpowiedniej temperatury uczuć i emocji nie udaje się im przenieść... Budapesztańska "Carmen" była "podkoszulkowa" i "sueprmarketowa". Zwykła. Nie pomagały ogromne lustra, które multiplikowały postaci i ich ruchy powodując jakiś chaos, poza tym artyści mieli przez nie bardzo mało miejsca na scenie. Reżyser wprowadził jeszcze do scen zbiorowych cheerliderki (!), więc było tłoczno.
"Carmen" na pewno nie z tych, które zapamiętuje się na długo, ale pięknie śpiewały panie. Szczególnie podobała mi się Gabriella Létay Kiss jako Micaela - dla mnie najlepsza rola tego wieczoru. Erika Gál jako Carmen też bardzo dobra wokalnie, jednak brakło mi w niej spontaniczności.
Panowie, łącznie z dyrygentem, porządnie, tak jak umieli najlepiej, wykonali swoją robotę :)
Nie znam węgierskiego, ale i tak po polsku zaapeluję: Panie reżyserze, to nie szkolne przedstawienie, dla mas też trzeba się postarać!
Grano ją nie w głównym budynku opery, lecz w zbudowanym na początku XX wieku Erkel Theatre. Temu przedsięwzięciu przyświecała wtedy idea, by operę uczynić dostępną masom - podobno na początku wszystkie przedstawienia wystawiano tu w języku węgierskim, nie było opłat za bilety. Nie dało się tego długo utrzymać, ale coś z tego "ploretariackiego ducha" wyczuwało się w inscenizacji Pala Oberfanka.
Tak to bywa z inscenizacjami, które reżyserzy przenoszą do współczesności, że często odpowiedniej temperatury uczuć i emocji nie udaje się im przenieść... Budapesztańska "Carmen" była "podkoszulkowa" i "sueprmarketowa". Zwykła. Nie pomagały ogromne lustra, które multiplikowały postaci i ich ruchy powodując jakiś chaos, poza tym artyści mieli przez nie bardzo mało miejsca na scenie. Reżyser wprowadził jeszcze do scen zbiorowych cheerliderki (!), więc było tłoczno.
"Carmen" na pewno nie z tych, które zapamiętuje się na długo, ale pięknie śpiewały panie. Szczególnie podobała mi się Gabriella Létay Kiss jako Micaela - dla mnie najlepsza rola tego wieczoru. Erika Gál jako Carmen też bardzo dobra wokalnie, jednak brakło mi w niej spontaniczności.
Panowie, łącznie z dyrygentem, porządnie, tak jak umieli najlepiej, wykonali swoją robotę :)
Nie znam węgierskiego, ale i tak po polsku zaapeluję: Panie reżyserze, to nie szkolne przedstawienie, dla mas też trzeba się postarać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz