Photo: http://i.telegraph.co.uk/multimedia/archive/01916/Simon-Boccanegra_1916836c.jpg
Simon
Boccanegra: Bruno Caproni; Amelia Boccanegra: Maisie Turpie; Jacopo
Fiesco: Brindley Sherratt; Gabriele Adorno: Peter Auty; Paolo Albiani:
Roland Wood; Pietro: Mark Richardson; A captain: David Newman; Amelia’s
maid: Judith Douglas. Conductor: Edward Gardner. Director: Dmitri
Tcherniakov. Set Designer: Dmitri Tcherniakov. Lighting Designer: Gleb
Filshtinsky
Kiedy ma się tylko kilka dni w Londynie i pełni się
odpowiedzialną funkcję cicerone dla rodziny:-), która pierwszy raz
odwiedza to miasto, trudno jest zobaczyć wszystko, co by się chciało.
Miałam dylemat co wybrać: "Toskę" w ROH (mogę nie zdążyć, jeśli samolot
się spóźni), "Simona Boccanegrę" w ENO (recenzje nie byly
entuzjastyczne) lub "Wesele Figara" w Holland Park (nie można kupić
biletów on -line). Zdecydowałam się na "Szymona Boccanegrę" głównie ze
względu na Dmitrija Czerniakowa, którego "Oniegin" z Mariuszem Kwietniem
bardzo mi się podobał. Pomyślałam, ze przeżyję nawet najdziwniejszą
inscenizację, byle bym mogła posłuchać pięknej muzyki a chwalono
Edwarda Gardnera. Tutaj mówi na temat przedstawienia www.youtube.com/watch
I rzeczywiście on był dla mnie głównym bohaterem wieczoru (!!!!).
Ponadto podobał mi się chór, który można uznać także za "osobę" tego
przedstawienia, przekonała mnie przemyślana wizja plastyczna autorstwa
Dmitrija Czernakowa i wreszcie bardzo przekonał do siebie Brindley
Sherratt (bas) poruszający w roli Jacopo Fiesco, z pieknym mocnym,
czystym, głosem. Bruno
Caproni w roli tytułowej dopiero w ostatnim akcie, szczególnie w duecie
z Brindleyem Sherrattem, zabrzmiał dobrze. Podobnie jak w głosie
Rolanda Wooda u Caproniego słyszało się coś, co po angielsku określa
się jako "wobling" - musiał mocno natężać głos, co nie dodawało
śpiewowi urody. Pozostali odtwórcy głównych śpiewali dobrze, choć nie
zapadli w serce. Może to trochę "wina" Czerniakowa, bo akcent
przedstawienia jest położony na relacje pomiędzy Jacopo Fiesco a
Simonem Boccanegrą . Prawdziwie rysuje się ich konflikt - śmierć córki i
ukochanej niestety ich nie połączyła i jest zadrą w sercu ich obu. Nie
udało mi się niestety uwierzyć w uczucie między Amelią (Maisie Turpie) i
Gabrielem (Peter Auty). Amelia w tej inscenizacji jest zranionym utratą
rodziców dzieckiem, które w ostatniej scenie opery reaguje histerią na
śmierć odnalezionego niedawno ojca. Kiedy ją poznajemy ubrana w czarną
sukienkę i martensy siedzi na fotelu, kiwa się zbolała jak dziewczynka z
chorobą sierocą i śpiewa o swojej tęsknocie do mamy i ojca. Gabriel,
jej narzeczony, chodzi w motocyklowych skórach. Pewnie można z jego
stroju poznać, ze należy do jakiejś grupy młodzieżowej, ale ja tych
znaków nie odczytuję i dla mnie wygląda po prostu jak facet (trochę z
brzuszkiem, co nie dodaje mu powagi), który nie rozebrał się -nie wiem
dlaczego- po jeździe na motorze. I oj chyba nie lubi specjalnie tenorów
Dmitri Czerniakow. W jego "Onieginie" Leńskiego nikt nie szanował i nie
słuchał, kilka razy był nawet uderzony; w Simonie Boccanegra także tenor
nie jest mocną postacią, Amelia okłada pięściami swojego nowo
poślubionego męża, kiedy ten stara się ją uspokoić po stracie ojca.
Słyszałam kilka komentarzy publiczności - byli takim zakończeniem trochę
zniesmaczeni. Każda część "Simona Boccanegry" w reżyserii Dmitrija
Czerniakowa kończy się właściwie skandalem - w Prologu na przykład ciało
zmarłej Marii jest wydzierane sobie przez różne postaci na scenie,
upada nawet, jest ciągnięte po podłodze. Myślałam sobie oglądając to
przedstawienie, że jego klimat emocjonalny przypomina mi coś, co już
gdzieś oglądałam lub czytałam. Chyba najbardziej nasuwają mi się
skojarzenia z "Idiotą" Dostojewskiego, gdzie też zdarzały się tego typu
wybuchy, zachowania, które wychodziły z norm, były histeryczne.
Czerniakow stosuje też "chwyty" znane z wcześniejszych realizacji, ale
tutaj nie do końca je rozumiem. Znowu pojawia się na głowie jednego z
bohaterów czapeczka pajaca - w Onieginie miał ją na głowie Leński, tutaj
umierając robi ją sobie z gazety i wkłada Simon. Nie wiem dlaczego.
Niezbyt "sympatycznie" wyreżyserowane przedstawienie, ale zapada w
pamięć. Bardzo się cieszę, że mogłam je zobaczyć. Rodzina stwierdziła,
że po [powrocie wyglądałam na bardzo zadowoloną i tak faktycznie było -
Dmitri Czerniakow nie dostał za tę realizację wielu dobrych
recenzji, wobec tego, mój pozytywny głos pewnie by go ucieszył (z
drugiej strony może wcale nie chodziło mu o zadowolenie publiczności...
niewątpliwym zabiegiem, by oglądało się nam wygodniej były jednak
wyświetlane objaśnienia akcji przed każdym aktem; no i opera była
śpiewana po angielsku nie po włosku - szok!)
***
W
Coliseum byłam pierwszy raz. Przypomina w środku wysoką rotundę. Na
moim miejscu na balkonie trochę z początku kręciło mi się w głowie.
Podobnie jak w ROH sprzedawano lody:-). Po sobotnim przedstawieniu ok.
22.30 wyszłam na ulicę, która kipiała życiem. Ludzie dopiero wychodzili
tłumnie z metra przy Leicestere Square i szli się bawić.
ENO (Coliseum) wygląda w środku tradycyjnie
Jak widać opera ma swoje firmowe lody:-)